Budowa
IPA-70B ma skromną, lecz nad wyraz „sympatyczną posturę”. Obudowa jest płaska (ma zaledwie 7,5 cm wysokości) a do tego znakomicie wykończona. Dzięki łagodnemu ścięciu i zaokrągleniu górnych i dolnych krawędzi czołówki wydaje się jeszcze niższa niż w rzeczywistości. Drugim znakiem rozpoznawczym Normy jest zwężająca się ku tyłowi górna pokrywa oraz wpuszczone w głąb ścianki boczne. Spód i górna pokrywa w swojej przedniej części są szersze niż samo wnętrze wzmacniacza, które po bokach ograniczają dwie niskie ścianki. Te same elementy odnajdziemy w droższych modelach. Sama czołówka jest przykładem absolutnego minimalizmu. Centralnie umieszczonej gałce głośności towarzyszą jedynie miniaturowy przycisk wyboru źródeł, rząd siedmiu niebieskich diod sygnalizujących aktywne źródło oraz to, czy wzmacniacz jest włączony. Z lewej strony widać jeszcze miniaturowe okienko odbiornika podczerwieni. To wszystko.
Całą obudowę wykonano z blach aluminiowych. Do precyzji montażu nie można mieć absolutnie żadnych zastrzeżeń. No ale z drugiej strony nie powinno to dziwić – wszak za 14,5 tys. zł, w przypadku tak małego wzmacniacza, mamy prawo oczekiwać nieomal perfekcji. Do tej misternie wykonanej całości nie pasuje tylko plastikowy pilot, który wygląda, jakby od urządzenia za 3000 zł. Nie można mu odmówić ergonomii, ale coś cięższego, metalowego – choćby na wzór sterownika Xindaka XA6950(II) (patrz str. xx) – byłoby zdecydowanie lepsze.
Po prawej stronie zestawu gniazd wejściowych widać zaćlepkę wejścia USB audio, które jest jednym z dwóch opcjonalnych modułów dla wzmacniaczy Normy (obok phonostage'a). Wejście numer 4 może być korekcyjne MM/MC. To nader interesująca opcja.
IPA-70B ma standardowo pięć wejść liniowych oraz dodatkowe bezpośrednie wejście na końcówkę mocy.(Direct In AV). Szkoda, że nie pomyślano o wyjściu pre-out – choćby pod kątem aktywnego subwoofera. Wydaje się, że spora część użytkowników podłączy do tego wzmacniacza monitory, a te – jak wiadomo – można z czasem wzbogacić o dobry „sub”.
Producent przewidział natomiast dwa opcjonalne moduły wejściowe: przedwzmacniacz korekcyjny MM/MC (PH-1 REVO) oraz kartę przetwornika USB (24/192, DSD 2,8 MHz). Miłośnicy winyli powinni zwrócić uwagę na ten pierwszy. Nie jest to droga opcja (1750 zł), a w zamian otrzymujemy wysokiej klasy phonostage, który można w pełni zaadaptować do obsługi dowolnej wkładki MM i sporej części wkładek MC. Co prawda maksymalne wzmocnienie wydaje się zbyt małe (52 dB), by obsłużyć niskopoziomowe przetworniki MC, ale sekcja liniowa ma na tyle duży gain (40 dB), że wzmacniacz jako całość powinien sobie poradzić. Do dyspozycji użytkownika są regulacje obciążenia (100, 500, 1k, 47 k) i wzmocnienia (36–52 dB) umieszczone bezpośrednio na płytce modułu. By się do nich dostać, należy zdemontować górną pokrywę wzmacniacza.
Widok wnętrza „tłumaczy” z pozoru wysoką cenę wzmacniacza. Panuje tu laboratoryjna czystość i wzorcowy porządek. Znajdujący się z lewej strony zasilacz liniowy jest przykryty aluminiowym ekranem (na potrzeby sesji zdjęciowej został usunięty). Schowano tu sporych rozmiarów 300-VA transformator toroidalny, mostek prostowniczy, dwa kondensatory Italcond 2500 uF/100 V, jeden mniejszy elektrolit 3300 uF, znajdujący się obok mały transformator do obsługi stanu czuwania oraz bezpieczniki. W roli prostownika zastosowano także diodę, która intensywnym czerwonym światłem rozświetla wnętrze wzmacniacza. Tuż obok ekranu znajduje się bateria sześciu elektrolitów 4700 uF/63 V, obok których przebiega pręt łączący umieszczony z tyłu potencjometr głośności (Alps Blue Velvet 10k) z pokrętłem głośności.
Stopień mocy jednego kanału. Właściwe tranzystory końcowe znajdują się pod radiatorem. Wiadomo tyle, że są to mosfety.
Sygnały wejściowe załączają przekaźniki o kontaktach pokrywanych złotem i palladem, dalej sygnał wędruje do dwóch monofonicznych, szczelnie zaekranowanych modułów, do wnętrza których nie udało nam się zajrzeć. Moduły te sąsiadują bezpośrednio ze stopniami końcowymi, które zbudowano z czterech tranzystorów w każdym kanale. Dwa z nich to komplementarna para tranzystorów bipolarnych tajwańskiej firmy Unisonic Technologies (2SA1837L/2SC4793L) charakteryzujących się niestandardowo dużą wartością częstotliwości przejścia (ft=70 MHz). Dwa pozostałe tranzystory to mosfety.
Norma jest dość oszczędnym wzmacniaczem. W trybie stand-by pobór mocy wynosi 0,9 W, zaś na biegu jałowym cały układ pobiera z gniazdka 25 W mocy. To dość typowa wartość, sugerująca pracę stopni końcowych w klasie AB.
Warto dodać, że wzmacniacze Normy są konstruowane z założeniem bardzo szerokiego pasma przenoszenia (rzędu 1 MHz) – dotyczy to także IPA-70. Temu celowi została podporządkowana topologia, komponenty i sposób prowadzenia sygnału – szerokie ścieżki masy, oddzielne linie zasilania dla sekcji przedwzmacniacza, stopnia sterującego i końcowego (każda ma własne uzwojenie wtórne transformatora).