PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

NAD C368

Maj 29, 2017

Index

Brzmienie

Być może macie swoją prywatną listę marek wzmacniaczy, które brzmią dynamicznie. Zapewne od lat figurują na niej te same nazwy. Przyszedł jednak ten dzień, gdy trzeba dokonać jej weryfikacji. Proponuję więc, byście na szczycie tej listy dopisali markę NAD – od teraz będzie tam gościć na stałe. Sądzę również, że na podobnej pozycji NAD powinien znaleźć się wśród wzmacniaczy brzmiących po prostu dobrze i niekosztujących kilka pensji. W tej drugiej kategorii zawsze był wysoko, ale tym razem jest jeszcze lepszy.

Jak sięgnę pamięcią, wzmacniaczom NAD nigdy nie można było odmówić dynamiki, ale zawsze były „jakieś lepsze”, czasem wyraźnie lepsze modele konkurencji. Szczególnie dotyczyło to tych producentów, którzy mieli wzmacniacze w klasie D, jak choćby Primare. Wzmacniacze tej marki w ostatnich latach były dla mnie wzorem, jeśli chodzi o dynamikę i kontrolę basu. Miały jednak w brzmieniu charakterystyczne zabarwienie, które kojarzy się z pracą w klasie D – jasne, wręcz ostre barwy środka i góry pasma. Można powiedzieć, że w klasie średniej, a o takiej teraz mówimy, do tej pory było naprawdę trudno znaleźć wzmacniacze naprawdę dynamiczne, ale pozbawione tej wady. Niektórzy producenci kilka lat temu zaczęli tworzyć swego rodzaju quasi-hybrydy. W swoich wzmacniaczach implementowali końcówki mocy w klasie D, np. moduły Hypex, ale jednocześnie stosowali zasilacz liniowy. Tak robi np. Pioneer w modelach A50DA i A70, ale też bardzo drogi z natury MBL we wzmacniaczu Corona. Efekt? W mojej ocenie pośredni, tak jak pośrednie jest owo rozwiązanie. Nie ma ostrości w brzmieniu, ale nie ma też prawdziwej dynamiki. Takiej bezkompromisowej. Zauważyłem też, że wzmacniacze Pioneera, w porównaniu z pracującym w tradycyjnej klasie AB modelu A-30, zdecydowanie gorzej radzą sobie z barwą, szczególnie w środku pasma.

NAD C368 7 Hypex UcD

Wychodzi na to, że gotowe rozwiązanie – w tym przypadku Hypexa (UcD), nie musi być złe. Wręcz przeciwnie.

NAD-y z barwą zawsze radziły sobie nieźle. Zazwyczaj brzmiały lekko ciepło, ale w miarę blisko neutralności i dobrze odwzorowywały brzmienie instrumentów akustycznych. Poprzednika obecnego modelu pamiętam od lat 90., gdy był nim 314, potem C340, a dalej: C350, C352, C355BEE, C356BEE. To po kolei były wzmacniacze brzmiące po prostu dobrze. Żaden nie był jednak prawdziwym demonem na basie. Każdy był dobry, ale nie nadzwyczajny. Wraz z modelem C368 nastąpiła dość radykalna zmiana właśnie w tej kwestii, natomiast pozostałe aspekty jakimś cudem przetrwały. Nie wiem, jak tego dokonano, ale NAC C368 brzmi naprawdę nieźle, niezależnie od kategorii, w jakiej byśmy go oceniali. Jest w moim odczuciu pierwszym wzmacniaczem pracującym w klasie D, który wykorzystuje jej wszystkie zalety, a nie ma żadnej z jej wad i kosztuje przy tym rozsądne pieniądze.

Już pierwszy kontakt z tym modelem, po zagraniu kilku taktów, był zaskoczeniem w kontekście wiedzy, w jakiej topologii pracuje. NAD brzmiał ciepło, gładko i spójnie. Nie było to jednak brzmienie beznamiętnie wypolerowane, w stylu znanym ze współczesnych strumieniowców marki Linn, kolumn KEF, czy niektórych wzmacniaczy Hegla. Tam wszędzie jest gładko, ale aż za gładko. Brakuje mi w tych brzmieniach mikrodynamiki, czegoś, co kształtuje warstwę emocjonalną. Brakuje drgań na średnich tonach. A nowy NAD… je ma. Dzięki temu instrumenty dowolnego rodzaju brzmią świetnie, naturalnie i dokładnie. Wtóruje temu dobrej jakości góra, bardzo dobrze zintegrowana ze środkiem. Kiedy trzeba – jasna, kiedy trzeba – nie. Co ważne, jest czysta i nieźle zróżnicowana. W tej klasie cenowej lepiej wypadają w zasadzie tylko konstrukcje nieco egzotyczne, jak np. polski Baltlab Epoca 2.

Podobnie jest w kwestii przestrzeni. Tu też lepszy jest polski Baltlab, znany między innymi właśnie z wyczynowej wręcz stereofonii. NAD jednak spokojnie może się równać z pozostałą czołówką w swojej klasie cenowej (choć nie słuchałem Rotela A12). Niezależnie od tego, czy C368 gra głośno, czy zupełnie cicho, tworzy bardzo wyraźnie odczuwalną głębię. Jednocześnie pierwszoplanowe wokale są świetnie z tej głębi wyeksponowane, i choć nie przekraczają granicy, za którą znajduje się zbytnie przybliżanie sceny do słuchacza, to dają wrażenie bardzo przyzwoitej namacalności. W rezultacie dźwięk jest doprawdy atrakcyjny – i to niemal w każdym repertuarze. Nieważne, czy gra rock, trąbka solo, czy techno – NAD radzi sobie bezproblemowo. A swoją drogą, trąbka brzmi na tym wzmacniaczu bardzo ostro i przenikliwie – tak jak powinna – ale jednocześnie nie powoduje odruchu skręcania głośności. Mówiąc inaczej, nie ma zniekształceń. NAD zresztą lubi być słuchany głośno.

Już na początku rozpisałem się o dynamice. Rzeczywiście jest to numer popisowy tej konstrukcji. Przy swojej mocy 80 W na kanał, dość swobodnie konkuruje z nawet drogimi wzmacniaczami o podobnej mocy, ale pracującymi w klasie AB – jak choćby z dzielonym Naimem NAC202/NAP200. Tamten kosztuje grubo ponad 20 tys. zł; NAD – tylko 4400 zł. Wrażenia braku kompresji (do pewnego momentu) są niemal podobne, szczególnie na basie. Generalnie bas tego wzmacniacza jest rewelacyjny – i to nie tylko na tym pułapie cenowym. Rozciągnięty, swobodnie kontrolowany w najniższych oktawach, gdzie zachowuje pożądaną twardość. Jest na tyle przezroczysty, że nadaje się do testowania nagrań, ale też pozwala na ocenę zmian spowodowanych za pomocą akcesoriów. By to sprawdzić, wykonałem eksperyment i porównałem bas, gdy kolumny stały na podkładkach z miękkim podbiciem lub bezpośrednio na podłodze, ustabilizowane kolcami. Różnica w kontroli, dynamice i krawędziach basu była bardzo wyraźna, oczywiście na korzyść ustawienia bezpośrednio na kolcach. Gdybym podobny test przeprowadził przy użyciu wielu wzmacniaczy innych producentów w cenie do 4000 zł, jestem przekonany, że wyniki nie byłyby równie czytelne.


Oceń ten artykuł
(24 głosów)
Więcej w tej kategorii: « Rotel A12 HEGEL Röst »

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją