Index
Brzmienie - Opinia I
Odsłuch rozpocząłem (MD) od prymarnej funkcji Rösta – wzmacniacza zintegrowanego. Hegel zagrał dźwiękiem neutralnym, ale jednocześnie, w porównaniu ze starszymi, tańszymi integrami, bardziej naturalnym. To rzadkie połączenie spotykane zwykle dopiero na dużo wyższym poziomie cenowym. Neutralność przekłada się na wierność przekazu, naturalność sprawia, że każdego przyzwoicie zrealizowanego nagrania słucha się z przyjemnością. O ile więc często przy tranzystorach z tej półki skupiam się na słuchaniu muzyki elektrycznej, o tyle z Röstem przesłuchałem mnóstwo nagrań wokalnych i akustycznych. Choćby Basi Assad z płyty „Rhythms" – wokal artystki cechowała piękna, naturalna barwa, wzmacniacz dawał zaskakująco dobry wgląd w fakturę głosu, a jednocześnie, bez żadnego przybliżania pokazanej z pewnego dystansu artystki, pozwalał nawiązać z nią bliski, emocjonalny kontakt. Mocną stroną testowanej integry okazała się także dynamika i dobra kontrola nad kolumnami. Nie postawiłem co prawda Röstowi jakiegoś wielkiego wyzwania w tym względzie, stosując niezbyt trudne do napędzenia głośniki, ale faktem jest, że z jednej strony świetnie kontrolował i definiował bas, z drugiej – imponował natychmiastowością ataku w całym pasmie. Dlatego tak dobrze brzmiała gitara akustyczna – każde szarpnięcie struny miało odpowiednią energię i było naturalnie szybkie. Nie gorzej brzmiał kontrabas Raya Browna z „Soular energy" czy koncertowy fortepian McCoya Tynera z „Solo live in San Francisco". Oba instrumenty miały odpowiednią masę i potęgę brzmienia, a jednocześnie wypadały swobodnie, płynnie i były wystarczająco dobrze różnicowane, by zachwycać szeroką paletę dźwięków. Choć wybrzmienia w akustycznych nagraniach nie należały do najdłuższych (tu jednak dobre lampy pokazują klasę), to jednak nie odnosiłem wrażenia ich sztucznego skracania, na co jestem wręcz uczulony. Prezentacja była więc barwna, energetyczna, absolutnie swobodna, niezależnie od rodzaju muzyki, i w każdym przypadku brzmiało to po prostu naturalnie.
Nie omieszkałem wypróbować grania plików prosto z domowej sieci oraz przez wejście USB. W przypadku tego pierwszego dźwięk miał nieco mniejszą masę, był odrobinę jaśniejszy i może nie tak gładki i płynny jak z LampizatOra Big7, ale nie były aż tak duże różnice jak można by oczekiwać. Za to było to dalej energetyczne, bardzo dynamiczne, świetnie poukładane, czyste granie. Balans tonalny przesunął się, siłą rzeczy, odrobinę w górę, ale Röst dalej potrafił pokazać szybki, dobrze różnicowany i kontrolowany bas. Gdyby nie bezpośrednie porównanie z zewnętrznym DAK-iem z wysokiej półki, w ogóle bym nie marudził, a jedynie świetnie się bawił w rytm muzyki, zwłaszcza elektrycznej. Porównanie wykazało, gdzie referencyjny DAC ma przewagę, ale zupełnie nie odebrało mi przyjemności słuchania muzyki prosto z NAS-a, o wygodzie tego rozwiązania i sterowania sobie odtwarzaniem z prostej apki na tablecie nie wspominając. Ujmując rzecz krótko: jeśli kupicie ten wzmacniacz i macie NAS-a z muzyką (albo zamierzacie mieć), to możecie sobie darować szukanie osobnego DAC-a, czy nawet w ogóle jakiegokolwiek innego źródła. Żeby grało to lepiej, musielibyście szukać czegoś za pewnie minimum 5–6 tysięcy, a jeszcze doszłyby do tego dobre kable. Poza tym nie ma wielu DAC-ów z wejściem sieciowym (w tej cenie), więc do grania trzeba by zaangażować jeszcze komputer, by grać po USB – a to wejście ma swoje ograniczenia.
No właśnie: w połączeniu USB balans tonalny nieco się obniżył, pojawił się akcent gdzieś na przełomie dolnej średnicy i wyższego basu, przez co pierwszy plan nieco się przybliżył i stał się bardziej namacalny. Dźwięk nie był aż tak szybki i tak czysty jak po sieci, ale nadal energetyczny, dynamiczny, z dobrym prowadzeniem rytmu i tempa. Ja pośród tych dwóch wskazałbym wejście LAN-owe jako preferowane – z niego grało z większym polotem, swobodą, można rzec – po prostu fantazją.
Reasumując: Röst to, moim zdaniem, świetne urządzenie. Zapewnia rasowe, dynamiczne, czyste granie, łączące neutralność z naturalnością, co jest zwykle domeną high-endu – wszystko za relatywnie rozsądne pieniądze. Nie dziwię się, że Ben i reszta ekipy z Hegla są tacy dumni z tej integry – mają do tego pełne prawo! (MD)