PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

HEGEL Röst

Maj 31, 2017

Index

Brzmienie - Opinia II

Rösta słuchałem na trzy sposoby, tj. w trzech różnych połączeniach: analogowym i dwóch cyfrowych – sieciowym i USB. W tym celu korzystałem z Auralica Ariesa (jako transportu USB audio) oraz jednodyskowego serwera DLNA Synology DS115. Połączenie USB okazało się mniej więcej równoważne brzmieniowo strumieniowaniu poprzez sieć (niekiedy je preferowałem, lecz nieznacznie), ale ponieważ nie obsługuje częstotliwości próbkowania: 88,2, 176,4 i 192, to zarzuciłem je dość szybko na korzyść opcji sieciowej – jako że część testowego materiału była w plikach o ww. parametrach.

W konfiguracji sieciowej otrzymujemy dobry, kompetentny dźwięk w przypolerowaną górą o umiarkowanej rozdzielczości, poprawnej, choć lekko rozjaśnionej równowadze tonalnej, co jest konsekwencją stosunkowo mało dociążonego, lekko skróconego basu. Scena dźwiękowa jest poprawna, ale nieco ciasna i umiarkowanie głęboka. Całościowo można mówić o kompetentnym brzmieniu jakościowo prezentującym poziom dwóch urządzeń, które sumarycznie zbliżają się cenowo do Hegla. Taki wynik można uznać za całkiem dobry. Pamiętajmy, że zyskujemy na interkonekcie, konieczności poszukiwania odpowiedniego zestawienia oraz na (zwykle) cennym miejscu w salonie czy gabinecie. Myślę, że Röst jako samograj spełni oczekiwania tych, którzy chcą go połączyć z kolumnami za 4–6 tys. zł. W ten sposób możemy stworzyć minimalistyczny system za około 15 tys. zł o naprawdę dobrej jakości do ceny. Jeszcze lepsza wiadomość jest taka, że to jedynie punkt wyjścia do dalszej zabawy, to znaczy rozbudowy systemu…

Otóż możliwości wbudowanego wzmacniacza sięgają znacznie dalej. Po podłączeniu referencyjnego źródła (Meitner MA-1) Röst odskoczy od poziomu, który prezentował wcześniej o jakieś dwie klasy jakości. Podłączenie znacznie bardziej racjonalnego cenowo DAC-a – PS Audio NuWave DSD – pokazało, jak skuteczna jest to ścieżka upgrade’u norweskiej integry. To tak, jakby wykonać profesjonalny chiptuning podatnego na korekty programowe, seryjnie niewysilonego silnika turbo. Nagle okazuje się, że zyskujemy wielką rezerwę mocy i przyspieszenia, a codzienna jazda nabiera rumieńców. Oczywiście, w tym miejscu należy sobie zdawać sprawę, że efekt będzie w znacznej mierze determinowany jakością źródła: odtwarzacza CD, przetwornika czy gramofonu. W każdym bądź razie norweska integra pozwoli te zmiany bardzo wyraźnie odczuć. Zdecydowanie doceni źródło za 10 czy 15 tys. zł, ale też nie pogardzi DACK-iem za 6 tys. zł – przyrost jakości brzmienia względem połączeń cyfrowych w każdym z przypadków będzie znaczący.

Röst jako czysty wzmacniacz to urządzenie o bardzo klarownym, subiektywnie „szybkim” dźwięku. Moją uwagę natychmiast przykuła bezpośredniość, przejrzystość średniego zakresu. Wokale i całe instrumentarium w dobrych nagraniach po prostu ożywały. W porównaniu ze wzmacniaczami zbliżonej klasy czy nawet droższymi – średnio rzecz biorąc – brzmienie jest ewidentnie bardziej otwarte, żwawe, energetyczne, tryskające detalami. Transjenty mają tę naturalistyczną ekspresję, atakują z prawdziwym animuszem. Efekt zawoalowania, stłumienia czy – jak wolą niektórzy – przymulenia jest Heglowi zupełnie obcy. Nie ukrywam, że lubię takie granie.

Hegel jest bardzo szczodry w zakresie reprodukcji detali – eksponuje je bez oporów, co do pewnego stopnia ma związek z odczuwalnym rozświetleniem równowagi tonalnej. W dole pasma operuje żywy, skoczny, ale nieszczególnie obfity bas, w górze natomiast – dzieje się bardzo dużo. W dodatku mam wrażenie, że przełom środka i góry jest trochę zaakcentowany. Złożenie tych cech daje opisywany efekt: stosunkowo jasnego, ale poukładanego i nieagresywnego grania (chyba że źle dobierzemy głośniki). W żadnym razie nie uważam tego za wadę. Röst nie gra bowiem sucho czy ostro. Powiedziałbym raczej, że celuje w chłodniejsze klimaty (co chyba nie dziwi: wszak poza kołem polarnym ciepło nie jest :-)).

Wbrew temu, co można by sądzić, muzykalność nie jest upośledzona. Wręcz przeciwnie – ten rześki, momentami być może nieco surowy charakter łączy się bowiem z bardzo dobrą dynamiką i dziarskim tempem odtwarzanej muzyki, co ma jednoznacznie pozytywny skutek w postaci nieprzeciętnie dobrego timingu. Znany album Johna Lee Hookera „It Serves You Right To Suffer” z 1966 roku (download PCM 24/96) dosłownie ożył, prezentując świetne bluesowe kawałki nieżyjącego już mistrza gatunku z werwą i dużym zaangażowaniem. Niektóre systemy, w tym elektronika, prezentują tę muzykę w dość nijaki, stonowany sposób. A zupełnie nie o to w niej chodzi. Röst stanął na wysokości zadania: podobnie jak Audiovectory QR3 potrafił ją „otworzyć”, znajdując właściwy do niej klucz. Swoją drogą, tym analogowym nagraniom z lat 60. lekkie schłodzenie tonalne wychodzi na dobre.

„Norweg” doskonale radzi sobie z gitarami elektrycznymi. Każdy, kto słucha ich dużo, będzie w pełni usatysfakcjonowany tym, co potrafi wyczyniać ten niewielki wzmacniacz. Wyborne oddanie konturów, szybkie transjenty, a jednocześnie pełna czystość wybrzmień – to jest coś, obok czego trudno przejść obojętnie.

Znakomita była otwartość górnych rejestrów: ich napowietrzenie (tu zmiana po przejściu z połączenia cyfrowego na analogowe jest szczególnie duża), rozciągnięcie, oddanie mikrofaktur. W tym względzie Röst jest klasowym zawodnikiem, co – jak się okazuje – ma bezpośrednie przełożenie na sposób kreacji przestrzeni. Ta jest prawdziwie trójwymiarowa, o świetnie różnicowanych planach, naprawdę plastyczna i szeroka. To jeden z tych wzmacniaczy, który w pełnej krasie odkrywa możliwości reprodukcji dwukanałowej posiłkującej się systemami w rodzaju Q Sound („Amused to Death” Watersa, „Soul Cages” Stinga).
Röst nie tworzy obszernego, ciepłego dźwięku, żadnej kołderki na basie, nie dociepla i nie dociąża brzmienia. Stawia na otwartość, timing, rytmikę, detal i przestrzeń. Bas jest, podobnie jak średnica, wartki i dokładny w konturach, ma duży zapas dynamiki, nie schodzi jednak piekielnie nisko i nie wytwarza wielkiej energii poniżej 40 Hz. Czy to wada? Dla niektórych – tych, którzy lubują się w pełnopasmowych kolumnach – być może tak. Całościowo jednak ta cecha schodzi na dalszy plan w kontekście licznych zalet tego niewątpliwie bardzo udanego wzmacniacza analogowego. W moim odczuciu (co później potwierdził ML) plasuje się w granicznej strefie kategorii A i B, z wyraźnym wskazaniem na tę pierwszą. Zważywszy, że mamy do czynienia z nowoczesnym funkcjonalnie, usieciowionym wzmacniaczem za 11 tys. zł, jest do znakomity wynik. (FK)

 


Oceń ten artykuł
(3 głosów)
Więcej w tej kategorii: « NAD C368 NAD Masters M32 »

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją