PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Audionet WATT

Cze 04, 2018

Wzmacniacze zintegrowane w cenach powyżej 50 tysięcy złotych być może nie robią już wielkiego wrażenia, co nie zmienia postaci rzeczy, że wciąż są pod „obstrzałem” konstrukcji dzielonych pre/power. Jak taki egzamin zdaje WATT – najdroższa integra niemieckiego Audioneta?

Dystrybutor: Core Trends, www.coretrends.pl 
Cena: 61 100 zł
Dostępne wykończenia: jasnobrązowe (anoda C-32), srebrne, czarne

Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa

audioklan

 

 


Audionet WATT - Wzmacniacz zintegrowany

TEST

Audionet WATT 1 aaa

Zrecenzowanie tego wzmacniacza miałem w planach już rok temu. Jednak jakoś tak się złożyło, że pierwszy został dostarczony do redakcji odtwarzacz berlińskiej marki PLANCK. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z WATT-em (pomijając wystawy), pamiętałem jednak jeszcze starszą (i znacznie tańszą) integrę – SAM G2 (oferowaną do tej pory). Zapamiętałem ją jako dobry wzmacniacz, lecz w porównaniu z końcówkami mocy Audioneta, a w szczególności z posiadaną przeze mnie od ponad 10 lat AMP1 V2 (połączoną z dobrym preampem), to zdecydowanie nie jest ten poziom. Mając to na uwadze, jakoś najwyraźniej podświadomie nie paliłem się do testowania WATT-a. Z perspektywy zakończonych odsłuchów już wiem, że był to błąd.

Audionet jest marką firmy Idektron GmbH z siedzibą w berlińskiej dzielnicy Tempelhof, gdzie się przeniosła po wielu latach z Bochum. Szefem przedsięwzięcia jest (od wielu już lat) Thomas Gessler, któremu od pewnego czasu partneruje Robert Hagemann.
Dwa lata temu, podczas wystawy High-End w Monachium, Audionet zaprezentował swój nowy wizerunek. Przedstawiono bardzo drogi wzmacniacz dzielony złożony z 50-kg (!) przedwzmacniacza STERN i wielkich monobloków HEISENBERG (1050 W przy 4 Ω). Projekt wzorniczy obu urządzeń stworzył Hartmut Esslinger, znany ze współpracy z kalifornijskim gigantem Apple.

Audionet już od wielu lat słynie z inżynieryjnego podejścia do konstruowania elektroniki. We wzmacniaczach zastosowano skomplikowane obwody korekcyjne, legitymują się one ekstremalnie małymi zniekształceniami, pasmem sięgającym megaherców oraz wyjątkowo dużymi współczynnikami tłumienia. W modelu WATT starano się upakować większość rozwiązań, które na przestrzeni lat wypracowali inżynierowie Audioneta (m.in. zaadaptowano w nim technikę ULA – Ultra Linear Amplifier) w możliwie zwartej, małej obudowie. Za chwilę się dowiemy, jaki jest tego efekt.

 

Wygląd i funkcjonalność

Audiofile oczekujący od wzmacniacza za 60 tys. zł „jubilerskiej” obudowy, błyszczących gałek i innych gustownych detali będą zawiedzeni stonowaną aparycją niemieckiej integry. WATT wygląda skromnie, co nie znaczy – tanio. W kontakcie organoleptycznym przekonujemy się, że mamy do czynienia z maszyną o najwyższej precyzji wykonania i montażu. Aluminiowa czołówka ma 12 mm grubości, równie grube są boki. Górna płyta to perforowany płat szczotkowanego aluminium o grubości 6 mm. Spodnią płytę tego ważącego ponad 22 kg wzmacniacza stanowi lity blok aluminium.

 

Audionet WATT 6 tyl

Tył czytelnie odzwierciedla architekturę wnętrza (dual-mono). Wyposażenie można uznać za skromne. Górne wejścia obsługują wkładki MM lub MC.

 

Do niedawna Audionet oferował tylko jedno wykończenie WATT-a i PLANCK-a – jasnobrązową anodę C-32. To bardzo nietypowy kolor, który przyjmuje różne odcienie – w zależności od światła i kąta jego padania. Na ogół wydaje się, że wzmacniacz jest beżowy, innym razem przypomina przybrudzone srebro. Dziwny to kolor i zapewne z tego względu firma wprowadziła klasyczne wykończenia znane z wcześniejszych produktów: srebrne lub czarne – każde z nich z niebieskim lub czerwonym wyświetlaczem. Łącznie mamy do wyboru pięć wersji kolorystycznych.

Pod względem funkcjonalnym WATT reprezentuje klasykę: został wyposażony wyłącznie w wejścia analogowe (trzy pary cinchów i jedną parę XLR-ów), z których jedne to wejście phono (MM/MC – wyboru dokonujemy w menu), wyjście pre-out, wyjście słuchawkowe (czerpiące sygnał z końcówki mocy) i jedną parę zacisków głośnikowych – notabene bardzo dobrych, bo od Furutecha. Z przodu, pod niezbyt dużym wyświetlaczem matrycowym, znajduje się gałka elektronicznej regulacji głośności, z prawej strony mamy rząd zaledwie czterech przycisków opisanych w miarę czytelnymi symbolami. Będziemy raczej rzadko korzystać z tych guzików, ponieważ całą obsługę „załatwia” solidny aluminiowy nadajnik zdalnego sterowania (RC 1).

 

Audionet WATT 5 terminale

Bardzo dobre zaciski głośnikowe przyjmują i banany, i widełki.

 

Po kilku minutach bezczynności wyświetlacz przechodzi w tryb uśpienia, a raczej zminimalizowanego świecenia. Wskazanie głośności staje się ledwo widoczne, pozostałe zanikają całkowicie. Wystarczy jedna komenda, by automatycznie przywrócić go do normalnego trybu świecenia – sprytne rozwiązanie.
WATT jest sterowany mikroprocesorowo, załącza się „na miękko”, nie powodując nagłego spadku napięcia w sieci zasilającej (a robiłby to z pewnością, gdyby oba trafa załączały się równocześnie). Wykorzystując zwykłe łącze światłowodowe (Audionet Link), można uprościć załączanie systemu złożonego z innych urządzeń Audioneta – choćby dedykowanego odtwarzacza PLANCK.


 

Budowa

Z opisu producenta dowiadujemy się stosunkowo niewiele. Audionet dzieli się kilkoma podstawowymi informacjami: układ ma architekturę dual-mono, rozbudowany układ zasilania jest oparty na dwóch transformatorach toroidalnych 700 VA (dla stopni końcowych lewego i prawego kanału) oraz mniejszym trafo o mocy 50 VA dedykowanym sekcji wejściowej i sterującej. Łączna pojemność filtrująca wynosi ponad 200 tys. mikrofaradów. Dowiadujemy się także, że układ jest pozbawiony kondensatorów sprzęgających (zamiast nich zastosowano serwo stałoprądowe) oraz cewek wyjściowych, ponadto „został zoptymalizowany magnetycznie i pojemnościowo” i charakteryzuje się „najkrótszymi ścieżkami sygnałowymi”. Wiadomo też, że regulacja głośności jest elektroniczna (co łatwo odgadnąć po ruchu gałki głośności – pozbawionej oporów krańcowych). Producent zwrócił uwagę na detale, które przeważnie umykają uwadze firm o inżynieryjnym podejściu do tematu: okablowanie wewnętrzne poprowadzono przewodami ze srebra domieszkowanymi złotem (Siltech?). przecinku (w procentach!) przy mocy 25 W i obciążeniu 4 Ω. Analogicznie jak końcówki mocy Audioneta, WATT wykorzystuje autorskie rozwiązanie ULA (Ultra Linear Amplifier).
Warto zwrócić uwagę na parametry: moc 167 W przy 8 Ω rośnie do ponad 440 W przy 2 Ω (widać, że trudne obciążenia mu niestraszne), współczynnik tłumienia ma wartość około 1000 (przy 100 Hz), zaś dominująca w spektrum THD druga harmoniczna dla 1 kHz przyjmuje wartości wyrażane liczbą na czwartym miejscu po przecinku (w procentach!) przy mocy 25 W i obciazeniu 4 Ω. Analogicznie jak koncówki mocy Audioneta.

 

Audionet WATT 7 wnetrze1

Obudowa nie jest duża, ale jej objetość wykorzystano niemal całkowicie. Architektura dual-mono dotyczy nawet zasilacza: główne transformatory są dwa – oba w przedniej części.

 

Oględziny wnętrza wskazują, że istotnie mamy do czynienia z pełnym dual-mono – lewą stronę wnętrza zajmują układy lewego kanału, prawą – prawego. Wspomniane transformatory zasilające ukryto pod płytkami zasilania, na których zamontowano pary tranzystorów MJF15031G/MJF15030G oraz towarzyszące im baterie dwunastu elektrolitów (8 x 820 uF/100 V + 4 x 3300 uF/35 V). Środek dolnej zabudowy wzmacniacza w tylnej części obudowy zajmuje sekcja wejściowa i przedwzmacniacz zbudowane na bazie wzmacniaczy operacyjnych OPA627AU i OPA277UK, wysokiej jakości kondensatorów tantalowych i foliowych. Z tej części układy ma swoje wyprowadzenie wyjście słuchawkowe. Po bokach omawianej sekcji, w bezpośrednim sąsiedztwie stopni końcowych, znajdują się zestawy 4 elektrolitów z nadrukiem logo Audioneta, o wartościach 18000 uF/63 V. Końcówki mocy tworzą dwie pary mosfetów typu QFET (FQA 36P15) umieszczone w tylnych narożnikach, zaledwie kilka centymetrów od terminali głośnikowych. Deklaracje producenta w kwestii małej długości toru sygnałowego można uznać za w pełni uzasadnione.

 

Brzmienie

Nie da się ukryć, że WATT jest bardzo drogim wzmacniaczem, toteż wymagania względem jakości oferowanego przezeń brzmienia powinny być znaczne. Na podstawie ekstensywnych odsłuchów twierdzę, że niemiecka integra spełnia wszystkie oczekiwania, a nawet je przewyższa. Ja, mówiąc zupełnie szczerze, byłem mile zaskoczony na plus. Oczekiwałem WIELKIEJ precyzji, dynamiki, rozdzielczości, dokładnego i obszernego obrazu stereo, natomiast mniej nastawiałem się na piękne wybrzmienia, gęstość brzmieniowych faktur, nasycone barwy. Otrzymałem i jedno, a zasadniczo także i to drugie. A to przecież powinna być esencja każdego światowej klasy wzmacniacza, nieprawdaż?

 

Audionet WATT 9c sekcja wejsciowa

Tor sygnałowy jest w większości zmontowany techniką SMD. Sekcja wejściowa wykorzystuje wysokiej klasy wzmacniacze operacyjne. Precyzja i solidność montażu – za to również duży plus.

 

W moim odczuciu Audionet nie przejawia jakiejś dominującej cechy brzmienia, nie ma wyrazistej osobowości. Czy to znaczy, że jest neutralny? W dużej mierze tak, choć wydaje się, że bezwzględne dążenie do tradycyjnie pojmowanej neutralności (nijakości?) nie było celem samym w sobie. Wydaje się, że podejście twórców tego wzmacniacza koncentrowało się wokół nieco innej cechy, która pozornie zmierza do tego samego celu: kompletności przekazu. Tak właśnie bym tu ujął: WATT oferuje dźwięk kompletny, skończony, w którym niczego nie brakuje i w którym w zasadzie niczego nie ma w nadmiarze. W jednej z polskojęzycznych recenzji tego wzmacniacza przeczytałem, że ten wzmacniacz uwypukla dolną średnicę, dzięki czemu brzmienie odbiera się jako gęste, dociążone. Można tak powiedzieć, choć w moim odczuciu jest to swego rodzaju nadinterpretacja. Wzmacniacze, szczególnie tranzystorowe o tak wyczynowych parametrach jak WATT, z natury rzeczy niczego nie podkreślają. Nasz słuch oczywiście łatwo jest zmanipulować. Wystarczy, że gdzieś coś odejmiemy, a już wydaje się nam, że inny zakres jest podbity. Podobny wpływ na percepcję barwy i równowagi tonalnej mają zniekształcenia. Jednak WATT ma (zapewne) bardzo płaską charakterystykę, jak i bardzo małe zniekształcenia. Skąd więc owo wrażenie dociążenia niskiej średnicy? To czysta psychoakustyka. Balans tonalny wydaje się delikatnie przyciemniony. Pozwala to lepiej zaistnieć średnim i niższym rejestrom. Nie chodzi o to, że góry jest (za) mało. Okazuje się ona bardzo czysta, nieskażona żadnymi tranzystorowymi naleciałościami i w moim odczuciu mamy jej dokładnie tyle, ile potrzeba, by z jednej strony nie pogorszyć rozdzielczości (która jest tu znakomita), z drugiej zaś – nie powodować trudności w odbiorze słabiej nagranego repertuaru, na przykład rockowego. Dzięki temu Audionet w miarę łagodnie obchodzi się z gorzej nagranymi płytami. Albo inaczej: wydobywa z nich maksimum dobrego dźwięku, nie eksponując zanadto niedostatków. Mówiąc inaczej, daleko mu do ogólnie pojmowanej ostrości/konturowości/braku wypełnienia. 

Dociążenie niskiej średnicy jest często spotykanym „trickiem” w przypadku wzmacniaczy lampowych, które kreują gęstą i gorącą atmosferę. Przycięta góra, sporo niskiego środka, który zlewa się ze średnim, nieco zamazanym i zmiękczonym basem, są receptą na „muzykalne granie”. WATT oczywiście tak nie brzmi, a mimo to również jest muzykalny – i to w stopniu, który naprawdę mnie zaskoczył. Kluczem do sukcesu tej konstrukcji jest, w moim odczuciu, coś, co nazwałbym „spójnością dynamiczną”. Mam na myśli homogeniczność charakteru barw w całym pasmie, połączoną z dynamicznym i nieskrępowanym charakterem każdego z tych zakresów. Również w tym względzie brzmienie zachowuje spójność (czasową). Niezależnie więc od tego, czy słuchamy popisów perkusisty, ostro łoimy rockowe kawałki, czy też zatapiamy się w wysmukłych brzmieniach orkiestr smyczkowych, cały czas mamy wrażenie homogeniczności przekazu połączonej z wielką selektywnością i dynamiką prezentacji. WATT nie wykazuje żadnych tendencji do zaokrąglania dźwięków (obojętnie który zakres byśmy brali pod uwagę), ale też nie zdradza swojej półprzewodnikowej natury pod postacią przeostrzonych konturów. Transjenty brzmią więc i czysto, i gwałtownie. To również ma swój niewątpliwy wkład do „spójności dynamicznej”. To, jak gra ten wzmacniacz, kojarzy mi się ze sportową limuzyną typu BMW M5 czy Mercedesa E63 AMG – mamy tu połączenie bardzo dobrego komfortu jazdy z jędrnością resorowania, precyzją prowadzenia i wspaniałą dynamiką jazdy. To wszystko oferuje niepozorny WATT. Ale jest coś jeszcze – BAS. Fani marki raczej nie będą tą obserwacją zaskoczeni; pozostali naprawdę powinni posłuchać tego, co w obszarze najniższych oktaw ma do zaoferowania niemiecka integra. Również w tej dziedzinie WATT prezentuje poziom drogich końcówek mocy połączonych z jeszcze droższymi przedwzmacniaczami. Niskie tony, bez względu na rozważany podzakres, cechuje żelazna kontrola, znakomita szybkość, ale też pełne wybrzmienia. Rozciągnięcie pasma? To już wyłącznie kwestia podłączonych kolumn. W rzeczy samej, bas WATT-a jest – ni mniej, ni więcej –wyborny.

 

Audionet WATT 9a wnetrze detale

W nietypowy sposób rozmieszczono elementy zasilacza. Sekcja filtracji i stabilizacji napięć dla stopni małosygnałowych znajduje się z przodu.

 

Już na początku odsłuchów zwróciłem uwagę na znakomitą stereofonię. Także i w tej materii mamy do czynienia ze złożeniem wszystkich pożądanych cech wzmacniacza światowej klasy: ostrości ogniskowania (dużej, ale w żadnym razie przesadzonej), wyśmienitej projekcji głębi sceny oraz ogólnej plastyczności i namacalności bliższych planów, dzięki czemu kontakt z muzykami zdaje się niemal jak na wyciągniecie ręki. Należę do tej grupy słuchaczy, którzy na ten aspekt brzmienia kładą naprawdę duży nacisk. Jestem w stanie poświęcić kontrolę czy szybkość basu, ogólną dynamikę na rzecz właśnie plastyczności, namacalności i przestrzenności. Bo o ile ułomności dynamiczne wzmacniacza można zatuszować odpowiednim doborem głośników, o tyle braków we wspomnianej dyscyplinie nadrobić się nie da – może co najwyżej (częściowo) odpowiednim źródłem sygnału. W połączeniu z Meitnerem MA-1, WATT stworzył nadzwyczajnie plastyczny, niemalże organiczny (choć zasadniczo nieocieplony) przekaz muzyczny bardzo wysokiej próby. Przekaz, w którym absolutnie nie czułem ułomności w nasyceniu barw (nie były one równie płynne i aksamitne jak z mojego wzmacniacza odniesienia, ale różnica była w tej materii o wiele mniejsza niż oczekiwałem) czy ogólnym realizmie. Dość powiedzieć, że od niedawno wydanego koncertu Davida Gilmoura „Live at Pompei” wprost nie mogłem się oderwać (doceniając przy okazji wielką klasę realizacji tego materiału). To samo dotyczyło najnowszego albumu Rogera Watersa oraz wielu innych gatunków muzycznych, które zagościły na playliście. Nie natrafiłem choćby na jeden kawałek, który zabrzmiałby surowo, nijako, płasko czy sucho. To wiele mówi o klasie tego wzmacniacza. Nie czułem też (zwykle palącej) potrzeby przesiadania się na moją roboczą kombinację preampu Conrada-Johnsona ET2 oraz końcówki AMP1 V2 (której ów przedwzmacniacz pozwala tak błyszczeć, oddalając myśli o zmianie wzmacniacza na coś lepszego, czytaj: o wiele droższego). W rzeczy samej, pod względem całościowej jakości brzmienia WATT zbliżył się do tej kombinacji daleko bardziej niż McIntosh MC8900 czy Musical Fidelity Nu-Vista 800, które miałem nie tak dawno u siebie. Nie kojarzę też żadnego wzmacniacza dzielonego do 60 tys. zł, który zaoferowałby równie wiele znakomitego brzmienia klasy high-end.

Na koniec jedna, dość istotna uwaga: WATT nie jest wzmacniaczem zbalansowanym, toteż podczas testu zdecydowałem się korzystać wyłącznie z połączenia RCA. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by wypróbować połączenie XLR, proszę jednak zwrócić uwagę na małą impedancję wejściową (7 kΩ), co skutkuje znacznie gorszym dopasowaniem impedancyjnym niż w przypadku wejść RCA – szczególnie w przypadku zastosowania odtwarzaczy czy przetworników c/a z wyjściem lampowym o impedancji wyjściowej 300–600 Ω. W takiej sytuacji radzimy pozostać przy połączeniach asymetrycznych.

 

Galeria

 

Naszym zdaniem 

Audionet WATT 9d zzzAudionet WATT to – w mojej ocenie – wzmacniacz kompletny, urządzenie całkowicie uniwersalne: tak pod względem muzycznym, charakteru brzmienia, jak również mocy, zdolności dynamicznych i możliwości napędzania różnych zestawów głośnikowych. W rzeczy samej, nie ma on za wiele „charakteru”. Mocarny, niekiedy dosadny, ale przede wszystkim nieskrępowany i świetnie wypełniony dźwięk wynika z całościowego dopracowania tej konstrukcji, nie zaś „podkręcania” tego czy innego zakresu pasma. To wzmacniacz, który fenomenalnie łączy naprawdę dużą rozdzielczość, znakomitą przestrzeń z ogólnym wypełnieniem, obfitością, bezpośredniością oraz brakiem czynników pogarszających komfort odsłuchu – nawet podczas długich i głośnych sesji.

Obawiam się, że WATT-a nie polubią jedynie sąsiedzi, tudzież domownicy. Jest to bowiem jedno z tych urządzeń, które na tyle intensywnie zachęcają do tworzenia spektakli live w pokoju odsłuchowym, że poziom głośności niepostrzeżenie rośnie i rośnie… A mówiąc już zupełnie poważnie, gdybym miał teraz kupować wzmacniacz w zbliżonej cenie, WATT byłby bardzo poważnym kandydatem na mojej liście. Być może nawet numerem jeden.

System odsłuchowy:

Pomieszczenie: 30 m2 zaadaptowane akustycznie, dość silnie wytłumione
Źródło: Auralic Aries (FW 4.1) (USB audio out), Meitner MA-1
NAS: Synology DS115/WD Red 2 TB
Interkonekty: Stereovox HDSE, Albedo Metamorphosis
Kable głośnikowe: KBL Sound Red Eye Ultimate
Akcesoria: stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART STO, platformy antywibracyjne PAB (pod przedwzmacniaczem i przetwornikiem c/a)
Zasilanie: dedykowana linia zasilająca, listwy Furutech f-TP615, GigaWatt PF-2, kable zasilające KBL Sound Himalaya PRO, Red Eye Ultimate, Zodia

Oceń ten artykuł
(3 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją