Dystrybutor: Audio Klan, www.audioklan.com.pl |
Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa Artykuł pochodzi z Audio-Video 10/2019 - Kup pełne wydanie PDF |
|
|
Zestawy głośnikowe Mission ZX-1
TEST
Tę pozycjonowaną najwyżej w ofercie Mission gamę tworzą cztery zestawy głośnikowe, które można wykorzystywać zarówno w systemach stereo, jak i wielokanałowych oraz dwa pokaźne zestawy centralne. Wśród tych pierwszych oferowane są dwa zestawy podstawkowe i dwie podłogówki. Podstawowy model ZX-1 nie jest typową miniaturką stworzoną głównie z myślą o kanałach surround, lecz pełnoprawnym audiofilskim monitorem.
Budowa
Gdyby ograniczyć się do podania dwóch liczb: wysokości obudów (300 mm) i wielkości głośnika nisko-średniotonowego (130 mm), można by odnieść mylne wrażenie, że mamy do czynienia z kolejnymi minimonitorami. W rzeczywistości jednak, przedrostek „mini" zupełnie nie pasuje do recenzowanego modelu, co wyjaśnia się z chwilą, gdy te całkiem pokaźne zestawy ustawimy na podstawkach. Głębokie na 35 cm i szerokie na 24 cm (front jest węższy, gdyż obudowa ma beczkowaty przekrój poziomy) zrywają z klasycznym schematem prostopadłościanu stawianego pionowo na najmniejszej ścianie. Głębsze niż wyższe, ZX-jedynki są niestandardowo przysadziste, a gdy dodamy do tego – typowy dla marki Mission – odwrócony układ głośników, ci, który nigdy nie mieli do czynienia z podobnymi kolumnami, mogą poczuć dezorientację. Pokusa stawiania tych kolumn „do góry nogami” jest silna, lecz już po chwili jasne się staje, że coś tu się nie zgadza, bo przecież terminale nie mogą znajdować się na górze tak niskiej obudowy, w dodatku skierowane do dołu.
Ładne, metalowe zaciski stwarzają trudność w przypadku widełek – te muszą być bardzo szerokie. Inaczej nie mieszczą się na trzpieniu.
Zaskoczenie przeradza się w zaciekawienie z chwilą, gdy Missiony bierzemy do rąk. Grawitacja ciągnie je w dół znacznie silniej niż Focale, czego wyraz daje nasza redakcyjna waga pokazująca nie 7,6 kg, jak zapowiada producent, lecz o ponad kilogram więcej: 8,93 i 8,78 kg dla jednej i drugiej sztuki (bez maskownic). Opukiwanie pękatych i masywnych obudów skutkuje głuchym, dobrze stłumionym dźwiękiem, co sugeruje, że ścianki są wyraźnie grubsze niż u rywala lub też, że zastosowano rozbudowany system wzmocnień. Prawdą okazuje się i jedno, i drugie. Ścianki mają grubość około 18 mm, ponadto w środku znajduje się krzyżowy system masywnych wzmocnień, których zadaniem jest poprawa sztywności obudowy i przesunięcie rezonansów w stronę wyższych częstotliwości. Omawiając obudowę, należy również zwrócić uwagę na wyraźne wyoblenie bocznych krawędzi – zabieg ten ma na celu zredukowanie dyfrakcji. Wąskie maskownice mocowane magnetycznie powinny mieć minimalny wpływ na jakość dźwięku (odsłuch odbywał się bez nich). Otwór bas-refleksu siłą rzeczy znajduje się z tyłu i ma wydłużony kształt, wyprofilowane ujście oraz liczne nacięcia na krawędziach. Jak można się domyślać, zabiegi te mają na celu zredukowanie szumu turbulencyjnego, jednak w praktyce okazują się umiarkowanie skuteczne. Warto dodać, że skrzynki otrzymały obfite wytłumienie wewnętrzne, które wypełnia niemalże całą objętość kolumn.
ZX-1 są oferowane w dwóch wersjach wykończeniowych na wysoki połysk: czarnej i białej. Szkoda, że zrezygnowano z wersji pokrytej okleiną, ponieważ jakość powłoki lakierniczej budzi pewne zastrzeżenia. Problem ten wielokrotnie obserwowaliśmy w przypadku innych kolumn produkowanych w Chinach, przy czym obowiązuje prawidłowość, że im droższy produkt, tym skazy są mniejsze (lub nie ma ich wcale). Mam na myśli widoczne pod światło drobne zmatowienia, mikrozarysowania – efekt niedokładnej polerki lub złego przygotowania podłoża. W tym przypadku mikrosmugi widać nawet na lakierze białym; pytanie, jak to będzie wyglądać w przypadku znacznie „trudniejszego” lakieru czarnego. Przed zakupem warto zwrócić uwagę na ten aspekt, szczególnie jeśli jest się estetą wyczulonym na tego typu niedoskonałości.
Głośniki są niczego sobie. Zaskakuje zwłaszcza tweeter.
ZX-1 wykorzystują dwa, ciekawie wyglądające głośniki. Na temat ich budowy producent ma stosunkowo niewiele do powiedzenia. Właściwie to więcej informacji da się pozyskać z oględzin niż z opisu na firmowej stronie. Nisko-średniotonowy DiaDrive o nominalnej średnicy 130 mm (pozornie niezbyt imponującej, jak na obudowę o sporej kubaturze) otrzymał gładką i wklęsłą membranę bez nakładki przeciwpyłowej oraz schowany pod nią resor o specjalnej konstrukcji. Wierzch membrany stanowi aluminiowy płaszcz, jednak pod spodem widać drugą część membrany – prawdopodobnie papierową – w kształcie stożka o profilu zbliżonym do wykładniczego. Kosz jest stalowy, nieco mniej ażurowy niż w przypadku Focali, za to układ magnetyczny został zdublowany. Elementem przykuwającym uwagę są dziurki biegnące wzdłuż wewnętrznej krawędzi nakładki maskującej śruby montażowe. Jak wspomniałem, zawieszenie głośnika jest właściwie schowane pod membraną, a ponieważ dochodzi ona niemalże do samej wewnętrznej krawędzi tejże nakładki, to powstaje problem skutecznej „wentylacji” układu w celu zapobieżenia niechcianym szumom i gwizdom wywoływanym przez poruszającą się w wąskim przesmyku membranę i zawieszenie. W tym miejscu warto zwrócić uwagę na relatywnie dużą średnicę membrany, która jest wyraźnie większa niż w znakomitej większości przetworników 13-centymetrowych. W rzeczy samej, jej średnica jest porównywalna z tą w Focalach. I tak, znów okazuje się, że podawana przez producenta średnica głośnika ma się nijak do rzeczywistych jego możliwości pod względem tzw. przemieszczenia objętościowego (średnica membrany pomnożona przez jej maksymalne wychylenie).
Zaskakująco porządną konstrukcją odznacza się pierścieniowy tweeter o średnicy 38 mm. Wokół centralnego stożka fazowego znajdują się dwie koncentryczne fałdy tekstylne – rozwiązanie analogiczne jak w konstrukcjach Vify czy Scan Speaka. W ten sposób rozszerzono pasmo przenoszenia (do 30 kHz), przy okazji zmniejszając poziom generowanych zniekształceń. Wygląd tylnej części tego przetwornika wskazuje na istnienie komory wytłumiającej w środku sporego ferrytowego układu magnetycznego. Pośrodku widoczny jest otwór dekompresyjny.
Zwrotnica jest zdecydowanie bardziej złożona niż w Focalach. Składa się aż z 14 komponentów. Wśród 6 kondensatorów tylko jeden jest elektrolityczny, a jeden to całkiem nieźle wyglądający polipropylen 6,8 µF marki Benvebi. Dwie z trzech cewek są rdzeniowe. Generalnie nie można narzekać.
Impedancja i faza elektryczna
Wykres modułu impedancji wygląda trochę nietypowo, jak na bas-relfeks ze względu na silnie stłumione pierwsze maksimum, świadczące o zupełnie innym strojeniu układu BR niż w przypadku Chory. Minimum wskazujące częstotliwość dostrojenia bas-refleksu wypada przy 55 Hz i jest to z pewnością częstotliwość wyższa niż wynosi częstotliwość rezonansowa układu drgającego woofera (w Focalach jest dokładnie na na odwrót). Missiony, choć określane przez producenta jako „8 ohms compatible” należy uznać za zestawy 4-omowe z uwagi na dość nisko położone minimum impedancji wynoszące 3,34/3,41 Ω (dla jednej i drugiej kolumny). Zaciekawienie budzi drobna nieregularność przebiegu obu wykresów obserwowana przy ok. 280 Hz. Wydaje się mało prawdopodobne, aby jej źródło miało miejsce w samej obudowie.
Brzmienie
Nowoczesny wygląd i dość ambitne rozwiązania są zapowiedzią dopracowanego brzmienia i rzeczywiście – w dużej mierze je otrzymujemy. Przykład ZX-jedynek jest na swój sposób ciekawy i specyficzny. Jeden ze słuchaczy, który miał z nimi kontakt sam na sam stwierdził, że grają ciemno i „brzydko”. Co do pierwszego określenia jestem w stanie się zgodzić, natomiast co do drugiego – zupełnie nie. Wygląda na to, że coraz więcej producentów ucieka od panującego do niedawna schematu myślenia, że „jak podkręcimy górę i bas, to głośnik lepiej się sprzeda”. Missiony faktycznie szczędzą słuchaczowi góry (nie znaczy to jednak, że jest ona obcięta), dając jej tylko tyle, ile to niezbędne, a momentami może nawet nieco mniej. Są w tej kwestii powściągliwe, wyraźnie mniej iskrzące niż (i tak nierozjaśnione) Focale, natomiast sam charakter sopranów zasługuje na ciepłe słowa. Kontury mają łagodniejsze obrysy niż w przypadku Focali, ale faktura dźwięków nie jest zanadto wysłodzona czy wygładzona. Chciałoby się jedynie nieco więcej blasku i powietrze, choć nie na każdym materiale.
Cykania i efektownych wybrzmień może i Missionów nie uzyskamy, za to spójność dźwięku, jego jednorodność i zwartość – już zdecydowanie tak. Na materiale klasycznym i jazzowym, Missiony potrafiły pokazać klasę, wyraźnie wyprzedzając w tym względzie tańszego rywala. Na ten osąd miały wpływ nie tylko barwy – bardziej wyrafinowane, bez efektu przetarcia i swoistej konturowości – ale także przestrzenność. Ta jest naprawdę bardzo dobra. Mocno zelektryfikowany i obfitujący w sztuczne pogłosy album „East West” Billa Frissela zaskakuje efektami fazowymi, które w dobrym systemie wywołują dziwne odczucia z pogranicza zawrotów głowy. Missionom, w przeciwieństwie do Focali, udała się sztuka efektownego, a zarazem precyzyjnego ich odtworzenia. Również na konwencjonalnie zmiksowanym materiale scena była odczuwalnie szersza i bardziej uporządkowana. Co więcej, w dużym stopniu zmieniała się wraz z nagraniami.
Zwrotnica jest znacznie bardziej skomplikowana niż w Focalach. Elementy są lepsze jakościowo.
ZX-1 mają całkiem sporo do zaoferowania, jeśli chodzi o higienę przekazu i naturalność. W tym względzie firmowe hasło reklamowe nie jest pustym sloganem. W strojeniu tych kolumn, ich wyrównanym (choć ciemnawym) balansie tonalnym, ale też rzeczywistej szczegółowości, która jest lepsza niż początkowo się wydaje, przebija dążenie konstruktorów do niezafałszowanej reprodukcji nagrań. Dla mnie osobiście, miarą jakości sprzętu – szczególnie tej klasy – który w taki czy inny sposób włączam w swój system odsłuchowy, jest to, jak szybko będę chciał ów nowy element wyłączyć. Jeśli to pragnienie pojawia się po chwili, dobrze nie jest, jeśli po pół godzinie – można mówić o całkiem niezłej reprodukcji. Missiony swobodnie wytrzymywały te 30 minut. Ba, nie miałem oporów, by w jednej sesji słuchać ich wyraźnie dłużej. Poza słyszalnym przymknięciem w wyższych rejestrach, nic tak naprawdę mi w tym dźwięku nie przeszkadzało. Koherencja zakresów, przyzwoita rytmika, całkiem czysty, niepogrubiony bas o rozciągnięciu, które jest słyszalnie lepsze niż we francuskich kolumnach (mimo że basu jest całościowo mniej) oraz wspomniana, ładnie uporządkowana i do tego obszerna przestrzeń, dawały niemało satysfakcji ze słuchania po raz kolejny tych samych utworów. Dziwiłem się, że mały, 13-cm głośnik dotrzymuje kroku większemu konkurentowi, nie popadając szybko w kompresję na utworach, które zmuszają membrany do znacznych wychyleń. Koniec końców pierwsze kapitulowały porty, wydając z siebie cichy furkot. Mimo to, Missiony cały czas nieźle trzymały fason.
Zobacz również test porównawczy - Focal Chora 806 (kliknij na zdjęcie)
Pod względem wierności oddania barw skrzypiec, okazały się precyzyjnymi i naturalnie brzmiącymi głośnikami. Tu wychodzi na jaw ich spora klasa – przynajmniej jak na segment monitorów za około 3000 zł – potrafią oddać niemało niuansów, zagrać zwiewnie i przestrzennie, a przecież ogóle nie epatują wysokimi tonami. Tę powściągliwość z biegiem czasu zaczyna się doceniać coraz bardziej, szczególnie gdy na talerzu odtwarzacza czy playliście pojawia się coraz więcej nagrań z klasyką i akustycznym jazzem. Jak również materiału nagranego z mniejszą dbałością o efekt końcowy. ZX-1 grają odczuwalnie czyściej i schludniej od Focali, a jednocześnie są ciemniejsze tonalnie. To dość rzadka sytuacja, ale też potwierdzenie tego, o czym pisałem wcześniej: słychać, że nie jest to przypadkowa konstrukcja przygotowana „na biegu”. Sądzę, że pewien wpływ na efekt końcowy ma tutaj solidność obudów. Efekt czarnego tła jest już naprawdę niezły.
Galeria
- Mission ZX-1 Mission ZX-1
- Mission ZX-1 Mission ZX-1
- Głośniki są niczego sobie. Zaskakuje zwłaszcza tweeter. Głośniki są niczego sobie. Zaskakuje zwłaszcza tweeter.
- Ładne, metalowe zaciski stwarzają trudność w przypadku widełek – te muszą być bardzo szerokie. Inaczej nie mieszczą się na trzpieniu. Ładne, metalowe zaciski stwarzają trudność w przypadku widełek – te muszą być bardzo szerokie. Inaczej nie mieszczą się na trzpieniu.
- Zwrotnica jest znacznie bardziej skomplikowana niż w Focalach. Elementy są lepsze jakościowo. Zwrotnica jest znacznie bardziej skomplikowana niż w Focalach. Elementy są lepsze jakościowo.
- Ocena i dane techniczne Ocena i dane techniczne
- Impedancja i faza elektryczna Impedancja i faza elektryczna
https://www.avtest.pl/zestawy-glosnikowe/item/1103-mission-zx-1#sigProGalleria90bb0db722
Naszym zdaniem
Mission jest utytułowanym producentem, który w ostatnich 10-15 latach oddał co nieco pola swoim rywalom. Nie znaczy to jednak, że nie ma on nic ciekawego do zaoferowania. Przykład najmniejszych ZX-ów pokazuje, że nowa seria powstała przede wszystkim z myślą o bardziej wytrwanych słuchaczach, którzy nie gonią za efektownością, lecz za wiernym przekazem barw, przestrzennością i są skłonni zaakceptować nieduże przyciemnienie tonalne, które na dłuższą metę poprawią komfort słuchania. Atutem kolumn jest też dobrze ułożony, nienapompowany bas o więcej niż przyzwoitej dynamice, precyzji i rozciągnięciu.
Recenzja ukazała się w Audio-Video 10/2019 - Kup pełne wydanie PDF