Dystrybutor: Audio Klan, www.audioklan.com.pl |
Tekst: Filip Kulpa | Zdjęcia: Yamaha, autor |
|
|
Yamaha NS-5000 - kolumny głośnikowe
TEST
W 1974 roku Yamaha anonsowała monitor głośnikowy NS-1000. Były to kolumny zwyczajne w formie, ale na tamte czasy zupełnie niezwykłe pod względem technicznego wyrafinowania i użytych materiałów. Dziś mało kto pamięta, że beryl w głośnikach pojawił się właśnie wtedy: 43 lata temu! Yamaha, jako pierwsza na świecie, opracowała berylową kopułkę średniotonową, która przenosiła krytyczny zakres 500 Hz - 6 kHz. Tweeter też był berylowy (miał średnicę 30 mm i „ciągnął” tylko do 20 kHz, a właściwie to nawet mniej). Za dół pasma odpowiadał typowy w tamtych czasach 30-cm papierowy woofer w obudowie… oczywiście zamkniętej. Kolumny występowały w dwóch odmianach: droższej, lepiej wykończonej, a zarazem trochę większej „domowej” NS-1000 oraz bardziej utylitarnej wersji M malowanej na czarno. Ceny używanych egzemplarzy są dzisiaj zróżnicowane: wahają się od 6,5 do ponad 20 tys. zł. Jak na 40-letnie zestawy głośnikowe – trzeba przyznać – są to imponujące kwoty. Mając to na uwadze, zupełnie inaczej patrzymy na flagowy zestaw głośnikowy Yamahy – produkt pokazany rok temu na targach IFA 2016. Gdy wtedy oglądałem te kolumny, mocno zaskoczony tym debiutem, nie znałem jeszcze ich ceny. Czułem jednak, że nie mogą być tańsze niż 10 tys. euro.
W rzeczywistości okazały się o połowę droższe. Czy 15 tys. euro za kolumny znamienitego producenta, który w ostatnich latach nie jest zbyt aktywny w segmencie high-end (nie zapominajmy jednak o wzmacniaczu i odtwarzaczu z serii 3000!), to przesada? Wcale niekoniecznie. Produkt wydał mi się na tyle ciekawy (szczególnie po tym, jak wczytałem się w opis producenta), że od razu po powrocie do Polski zapytałem dystrybutora o możliwość ściągnięcia testowej pary. „W najbliższej przyszłości nie przewidujemy” – dość kategorycznym głosem oznajmił szef firmy. Poprzestaliśmy więc na relacji i obszernym newsie. Aż tu nagle, 11 miesięcy później, odbieram telefon z informacją od dystrybutora: „Filip, jadą do nas Yamahy NS-5000 – nie chciałbyś ich przetestować?”. Jasne, że chcę – odparłem bez namysłu.
Pierwsze wrażenie
Oldskul we współczesnym wydaniu – tak najkrócej można scharakteryzować te niewątpliwie duże kolumny. Obudowy to szerokie na prawie 40 cm, względnie niskie (niecałe 70 cm) i głębokie (38 cm) prostopadłościany bez zaokrąglonych krawędzi. Ustawia się je na dedykowanych podstawkach SPS-5000 o wysokości 30 cm. Na przedniej ściance rozmieszczono trzy głośniki w układzie jako żywo przypominającym ten sprzed czterech dekad: wielki woofer, kopułka średniotonowa i duży kopułkowy tweeter – oba dosunięte bliżej jednej z krawędzi. Kolumny lewa i prawa są swoimi lustrzanymi odbiciami – dotyczy to także tylnej ścianki, gdzie asymetrycznie względem krawędzi umieszczono terminale głośnikowe oraz niebanalny port bas-refleksu. Gniazda głośnikowe są wyjątkowo wygodne: znajdują się przy wewnętrznym rogu kolumn (od tej strony, do której dosunięto głośniki średnio- i wysokotonowy). To oryginalne i jakże pomysłowe posunięcie: pozwala wygodniej ułożyć niegdyś napięte kable głośnikowe.
Kolumny są dostępne tylko w jednym wykończeniu: czarnym lakierze fortepianowym. Różnica pomiędzy nim a innymi „lakierami fortepianowymi” (ang. piano black) polega na tym, że tym razem jest to prawdziwy lakier fortepianowy. Obudowy NS-5000 przechodzą dokładnie ten sam proces lakierowania i polerowania co fortepiany Yamahy. Powłoka ma idealną lustrzaną gładź. Nawet gdy patrzymy pod światło, nie zobaczymy mikrorys ani żadnych zadrapań, nie mówiąc już o defektach lakierniczych w rodzaju skórki pomarańczy etc. Wykonanie najwyższych lotów, choć w jednej sztuce dostrzegłem minimalny defekt: pośrodku spodu obudowy znajduje się nagwintowany otwór służący do przykręcenia podstawek. Na jego brzegach było drobne wyszczerbienie lakieru – przy okazji mogłem się przekonać, jak gruba jest powłoka lakierowa.
Kolumny są dostępne tylko w jednym wykończeniu: czarnym lakierze fortepianowym.
Nie mam pojęcia, dlaczego otwór mocujący jest tylko jeden. Dostarczane w komplecie, w całości metalowe podstawki mają niklowane narożniki oraz górną płytę wyłożoną miękkim materiałem. Mimo to niezabezpieczone obudowy kolumn opierają się na narożnikach podstawek. Długo zastanawiałem się, dlaczego tak jest i czy oby na pewno w kartonach nie są schowane jakieś podkładki zabezpieczające narożniki kolumn. Okazuje się, że tak ma być: spód kolumn częściowo podpiera cienka górna płyta podstawek, ale większość ciężaru obudów – a jest to przeszło 35 kg – spoczywa na czterech narożnikach. O dziwo, nie dochodzi do łatwego zarysowania ich – tak idealnie wykończone są obie powierzchnie i tak twardy jest lakier. Tak czy inaczej, mocowanie na jednym wkręcie nie zabezpiecza kolumn przed tendencją do rotacji względem podstawek podczas ustawiania (to właśnie budzi obawy o porysowanie spodów).
NS-5000 prezentują się zacnie. Czy wyglądają na swoją cenę – prawie 70 tys. zł? Uważam, że tak, jeśli ma się świadomość realiów panujących na rynku zestawów głośnikowych high-end. Niemniej, osoba niezorientowana w temacie z pewnością mocno by się zdziwiła.
Obudowy
Skrzynki NS-5000 tylko z pozoru są banalne. Wykonano je ze sklejki – i to nie pierwszej lepszej. Surowiec pochodzi z białej brzozy rosnącej na wyspie Hokkaido. Wybór ten został poprzedzony wnikliwą analizą różnych opcji uwzględniających zarówno parametry materiału, jak i możliwości jego precyzyjnej, ręcznej obróbki. Rodzima brzoza najlepiej sprostała wymogom inżynierów. Przednia ścianka ma grubość niespełna 3 cm (29,5 mm), pozostałe – po 20 mm. Z pozoru wydaje się to niewiele przy 65-litrowej objętości skrzynek i dużych połaciach ścianek. Niemniej to, że mamy do czynienia ze sklejką, słychać przy pierwszym opukiwaniu: odgłos ścianek jest bardzo dobrze stłumiony, krótki, wolny od charakterystycznego dla mdf-u rezonującego pogłosu. To także zasługa licznych poprzecznych i pionowych wzmocnień tworzących dość złożoną strukturę przestrzenną. Ale jest coś jeszcze: rezonatory Helmholtza w kształcie litery J. Tym sprytnym sposobem wyeliminowano lub znacznie stłumiono rezonanse mechaniczne obudowy. W związku z tym nie było potrzeby stosowania miękkiego wytłumienia wnętrza materiałami typu gąbka czy wełna mineralna. Inżynierowie Yamahy (nie tylko oni) są zdania, że istnieją lepsze sposoby na wytłumianie ścianek obudów – rezonatory są takim właśnie rozwiązaniem. Twierdzą też, że pokrycie obudów twardym lakierem fortepianowym dodatkowo je wycisza. Co jak co, ale wpływ tego czynnika na „brzmienie” obudów spece Yamahy, szczególnie Ci odpowiedzialni za budowę instrumentów, z pewnością znają, i to dobrze.
Obudowy kolumn wykonano z japońskiej sklejki brzozowej. System wewnętrznych ożebrowań zapewnia odpowiednią sztywność.
Jedna kolumna waży ponad 35 kg.
Każda obudowa jest wentylowana długim na 19 cm okrągłym portem BR o nietypowo wyprofilowanym ujściu (wzdłużne zagłębienia). Wewnętrzna część rury o średnicy 8 cm (niezbyt dużej w relacji do wielkości głośnika basowego) jest wyłożona miękkim materiałem w celu stłumienia rezonansów mechanicznych tunelu. Producent przewidział możliwość jego całkowitego zatkania lub przytkania. Do tego celu służą dwuczęściowe piankowe zatyczki w formie walców. Wetknięte w całości przekształcają obudowę w komorę zamkniętą.
Głośniki i zwrotnica
Clou konstrukcji stanowią głośniki, których membrany wykonano z jednego i tego samego materiału – Zylonu. Cóż to takiego? To najmocniejsze znane włókno syntetyczne – PBO (poli(p-fenyleno-2,6-benzobisoksazol). Znajduje ono zastosowanie w budowie rakiet tenisowych, kijów golfowych, odzieży ochronnej, bolidów F1 itd. Zylon wytwarza, w dwóch odmianach (AS i HM), japońska firma Toyobo Corporation. Materiał ten ma ciekawe właściwości: charakteryzuje go dwukrotnie większa odporność na rozciąganie niż włókna aramindowe (Kevlar) i dwukrotnie większy (w przypadku wersji HM) moduł sprężystości przy rozciąganiu. Zylon jest ponadto bardzo odporny na wysoką temperaturę (do 650 stopni Celsjusza), w normalnych warunkach tlenowych okazuje się niepalny. Wykazuje ponadto dużą odporność na działanie wilgoci. Ma jeszcze jeden atut, eksponowany przez Yamahę: prędkość propagacji dźwięku zbliżoną do berylu. Są też i wady: PBO bardzo źle toleruje promieniowanie UV (jego wytrzymałość szybko maleje), jak również, w mniejszym stopniu, światła widzialnego, dlatego musi być pokryty warstwą ochronną. Konstruktorzy Yamahy zdecydowali się użyć do tego celu napylanego monelu – srebrzystobiałego (stąd zabarwienie membran) stopu miedzi i niklu z domieszką żelaza i manganu. To plastyczny metal o dużej odporności na korozję.
Głośnik basowy ma w rzeczywistości nie 12, a około 13 cali (średnica montażowa wynosi 33 cm). Sama membrana ma średnicę 23 cm (netto). Jak widać, chassis i magnes są bardzo współczesne.
Największy z głośników, o zewnętrznej średnicy kosza (frezu) wynoszącej aż 33 cm odtwarza nie tylko bas, ale także dolny podzakres średnich tonów (do 750 Hz). Tak wysoki podział pasma może zaskakiwać – nawet w kontekście użycia kopułkowego przetwornika średniotonowego o średnicy 80 mm (czyli nieco większego niż konstrukcje ATC, które zaczynają pracę dokładnie oktawę niżej). Z drugiej strony, średniotonowiec Yamahy działa jednak efektywnie oktawę wyżej niż zwykle (do 4,5 kHz), co z kolei odciąża tweeter. W tej sytuacji ten mógłby być małą kopułką, ale w rzeczywistości jest na odwrót – średnica kopułki wraz z połową fałdy zawieszenia wynosi 30 mm. Trzeba przyznać, że dobór wielkości głośników i podziału pasma wymyka się klasycznym kanonom budowy trójdrożnych zespołów głośnikowych.
Zarówno średniotonowiec, jak i kopułka zostały wyposażone w oryginalne komory wytłumiające R.S. (Resonance Suppression). Mają skomplikowany kształt połączonych ze sobą rurek i przewężeń. Rola komór wytłumiających jest oczywista – mają wytłumiać tylną falę dźwiękową, by nie zakłócała pracy membrany. Jednak komory wytłumiające same tworzą kolejny problem: w ich wnętrzu powstają rezonanse (tak samo jak w każdej zamkniętej objętości akustycznej). Akustycy Yamahy, na drodze żmudnych symulacji FEM, stworzyli dwa skomplikowane geometrycznie kanały tłumiące – po jednym dla każdego z głośników.
Potężny woofer można pochwalić za brak osłabiającej membranę nakładki przeciwpyłowej – w centrum membrana zmienia swoją krzywiznę ze stożka na coś w rodzaju wklęsłej kopuły. Trudno zaprzeczyć, że kształt membrany budzi skojarzenia z głośnikami Magico – nie jest często spotykany.
Membrany wszystkich trzech głośników wykonano z tego samego materiału – Zylonu, czyli syntetycznego włókna PBO produkowanego przez japoński koncern Toyobo Co. Ltd.
Yamaha nie zdradza topologii zastosowanych filtrów, podkreślając jednak najwyższą jakość zastosowanych komponentów. I tak, w filtrze dolnoprzepustowym woofera pracuje potężna cewka transformatorowa, ponadto zastosowano kondensatory Mundorfa z serii Supreme Evo oraz rezystory MResist Supreme. Rzeczywiście – zwrotnica „na bogato”. Płytki drukowane mają ścieżki miedziane o grubości 100 mikronów.
Impedancja i faza elektryczna
Wykres modułu impedancji (poniżej) wygląda dość typowo dla konstrukcji trójdrożnej BR. Uwagę zwraca dominujące 26-omowe maksimum przy częstotliwości w przybliżeniu odpowiadającej pierwszemu podziałowi pasma. Najmniejsza wartość impedancji (3,73 Ω ) ma miejsce w zakresie nieistotnym prądowo – niemal na skraju pasma akustycznego (17–18 kHz). Minima o realnym znaczeniu dla wzmacniacza są dwa – przy 27 Hz (5,03 Ω ) i przy 115 Hz (5,11 Ω ). Z tego względu NS-5000 można bezpiecznie uznać za kolumny znamionowo 6-omowe. Pod żadnym względem (elektrycznie) nie są to zestawy trudne do wysterowania – tym bardziej, że ich rzeczywista efektywność nie jest mniejsza od deklarowanej. Mieliśmy nawet wrażenie, że NS-5000 zbliżają się do 89-90 dB/2,83 V/1 m. Gładki przebieg obu krzywych potwierdza skuteczność ożebrowania i systemu rezonatorów – nie widać oznak jakichkolwiek rezonansów obudów. Dobra robota!
Faza elektryczna niemal w całym zakresie pasma mieści się w przedziale ±40°, chociaż w okolicach 1 kHz (przy 950 Hz) mamy do czynienia z kątem prawie -57º (ok. 11 Ω). Nie jest to jednak nic poważnego. Większość współczesnych wzmacniaczy „przełknie” to bez problemu.
Całkowite zatkanie portu BR dostarczoną w komplecie zatyczką piankową efektywnie przekształca NS-5000 w zespół o obudowie zamkniętej (wykres poniżej).
Brzmienie
Kolumny przyjechały do redakcji zapakowane fabrycznie, tak więc musiałem im dać trochę czasu, by pograły i „doszły do siebie”. Rozgrzewka nie trwała wprawdzie długo (30–40 godzin), jednak w trakcie tego czasu nie stwierdziłem istotnych zmian w charakterze brzmienia, co sugeruje, że proces ten nie musi być wcale długotrwały.
W społeczności audiofilskiej pokutuje przeświadczenie, że japońskie zestawy głośnikowe (te od marek mainstreamowych) grają beznamiętnie, bezdusznie. Istotnie, dosyć często mamy do czynienia z takim właśnie scenariuszem. NS-5000 zasadniczo odchodzą od tego stereotypu. Już na początku testu krystalizował się obraz kolumn o dużym potencjale, delikatnym i muzykalnym brzmieniu. Kolumn, które w założeniu nie mają powodować efektu „wow”, raczej stymulować do muzycznego odprężenia i kontemplacji.
Kanały wytłumiające R.S. wydają się nie mniej zaawansowanym rozwiązaniem niż okrzyczane tuby i inne tego typu wynalazki. Nie obyło się bez symulacji komputerowych.
W trakcie odsłuchów wykorzystałem trzy różne wzmacniacze i dwa źródła. Nawet z tanią, w relacji do kolumn, kombinacją odtwarzacza Oppo UDP-205 oraz integry Hegla (H90). Brzmienie miało cechy potwierdzone później w odsłuchach z elektroniką referencyjną. Chodzi mianowicie o swoiste ocieplenie przekazu, lekkie wycofanie przełomu środka i góry, swoistą słodkość wysokich tonów oraz prawdziwą potęgę niskich rejestrów. Wraz ze zmianami wzmacniacza (i przy okazji źródła) zmieniała się oczywiście klasa dźwięku, ogólne wyrafinowanie, jednak cały czas było słychać, że grają te same zestawy głośnikowe. Nasuwa się tu mała dygresja: pierwowzór z połowy lat 70. uchodził za niezwykle dokładne, wręcz „bezlitosne” kolumny, które przede wszystkim obnażały niedoskonałości i charakter podłączonej elektroniki. Nie wiem, ile jest w tym prawdy, gdyby to oceniać z dzisiejszej perspektywy, natomiast pewne jest, że przez cztery dekady bardzo zmieniły nie tylko zestawy głośnikowe, ale i wzmacniacze oraz – przede wszystkim – źródła. Żałuję, że nie mam możliwości porównania z legendą, ale jeśli miałbym się odnieść do przytoczonej opinii, stwierdziłbym, że nowy model na pewno nie podąża jej tropem.
W odróżnieniu od wielu konstrukcji high-tech, NS-5000 grają soczyście i obficie. Nie koncentrują się zanadto na precyzji, konturach, transjentach (co w żadnym razie nie oznacza, że w tej materii wypadają słabo), bardziej już na wypełnieniu i ogólnie pojętej muzykalności. Jednocześnie budują muzyczną scenę z pewnym dystansem, odsuwając nieco pierwszy plan i w związku z tym trochę kompresując głębię. Yamahom obce jest podejście do muzycznej materii na zasadzie: „gram to, co jest na płycie, nie dodając nic od siebie”. W odniesieniu do kolumn głośnikowych tego typu deklaracja niemal zawsze zalatuje marketingiem, choć bywają nieliczne wyjątki – kolumny, które własnego charakteru mają tak mało, że w ostatecznym rozrachunku ukazują przede wszystkim charakter podłączonej elektroniki, tudzież kabli (vide: Magico S5 MkII). Tymczasem NS-5000 wolą subtelnie, ale i dość jednoznacznie interpretować nagrania po swojemu, dodając im nieco krągłości (nie za wiele), a przede wszystkim tak zwanej masy. Dzięki temu są bardziej przyjemne, mniej ofensywne albo właśnie bardziej soczyste. Przykładem, który zobrazuje, o czym mowa, może być krążek „The Ultimate Adventure” Chicka Corei. To bardzo dynamiczna, rytmicznie wymagająca muzyka fusion, w której splatają się różne tradycje muzyczne. Jej odsłuch – szczególnie głośny – wymaga od słuchacza pewnego skupienia (oraz oczywiście akceptacji dla tego typu muzyki). Gdy słucham tego albumu na ekspresyjnych dynamicznie kolumnach (choćby swoich Zollerach), czuję bombardowanie przeróżnymi dźwiękami, poczynając od fletu, a skończywszy na perkusji. Monitory Yamahy wygładziły ten najeżony transjentami przekaz, sprawiając wrażenie, jakby cała realizacja została dokonana przez braci Cheskych. Dźwięk był grzeczny, mniej atakujący, za to szalenie spójny i cały czas mieniący się kolorami rodem z Afryki i Środkowego Wschodu. Powyższa obserwacja odnosi się do większości gatunków muzycznych, przy czym im bardziej kontrastowy i dynamiczny (szczególnie w średnicy pasma) jest odtwarzany materiał, tym bardziej przybiera ona (ta obserwacja) na znaczeniu. Przy muzyce barokowej, mniejszych składach instrumentalnych, NS-5000 czują się bardziej swojsko. Ich charakter okazuje się wówczas jakby ukryty, tj. częściowo zamaskowany, a bezsprzeczne zalety opisanego grania pozostają te same: niezwykła homogeniczność, duży wolumen, jaskrawe, nasycone barwy, brak twardości, suchych konturów. Słuchanie muzyki akustycznej, choć nie tylko z małymi i średnimi poziomami głośności – tak dla zwykłej przyjemności – to jest prawdziwy żywioł tych kolumn. Coś, w czym mogą – według mnie – skutecznie konkurować z najlepszymi konstrukcjami w swojej klasie.
Jedną z pierwszych rzeczy, której z pewnością nie przeoczymy, jest nisko schodzący, masywny, chwilami nawet nieco ciężarny, bas. Czuć, że odtwarza go duży głośnik, a nie tandem czy choćby tercet “osiemnastek”. Japoński basior zaczyna się dobrze poniżej 30 Hz, jest naprawdę mocny w środkowym podzakresie, subiektywnie nieco słabnie w wyższych rejestrach, całościowo jednak tworzy znaczny wolumen dźwięku, który w nieunikniony (ocieplający) sposób wpływa na percepcję reszty pasma. Nie jest to bas z gatunku szybkich, atakujących, z mocnym wykopem. Tu liczy się dostojność, dociążenie. Ten bas przypomina majestatyczną jazdę limuzyną klasy Rolls Royce’a czy Bentleya, która nie ma problemu z tym, by zrealizować nagłe polecenie wydawane przez szofera jego prawą stopą. Jednakże nawet gdy to następuje, pasażerowie wciąż pławią się w luksusie, zdając sobie podświadomie sprawę z potencjału wielkiego silnika. Z 12-calowym (miałem napisać: cylindrowym) wooferem Yamahy sprawy mają się podobnie.
Port BR znajduje się wysoko nad podłogą (ale potencjalnie blisko ścian bocznych), termianale są świetnej jakości i zlokalizowane w sposób optymalny – tak, by móc zastosować możliwie najkrótsze kable od wzmacniacza.
A co dzieje się, gdy zaczynamy zabawę z zatyczkami? Zatkanie portów powoduje, że bas natychmiast „blednie”, staje się płytszy, słabszy w środkowym rejestrze, ale też bardziej płaski dynamicznie. To z kolei powoduje, że brzmienie, jako całość, ożywia się, a nawet trochę otwiera. Niewątpliwie ustawienie to może poprawić czystość reprodukcji w większości pomieszczeń odsłuchowych, jednak czy jest to obiektywnie lepsza opcja – nie jestem do końca przekonany. Na pewno będzie to zależeć od pomieszczenia. Jest też trzeci wariant: porty częściowo przytkane, co uzyskujemy poprzez wyjęcie środkowej części piankowej zatyczki. Muszę przyznać, że ten – początkowo zlekceważony przeze mnie – wariant spodobał mi się najbardziej. Niskich tonów wyraźnie ubyło w porównaniu z wyjściowym ustawieniem, ale było ich jednak wyraźnie więcej niż z obudowy zamkniętej. W dodatku nie zachodził efekt kompresji dynamiki. W tym ustawieniu kolumny wciąż oddychają niemal „pełną piersią”, zapewniając duży rozmach prezentacji i dobrą swobodę przestrzenną. Warto przy tym zaznaczyć, że NS-5000 nie tworzą imponująco dużej sceny dźwiękowej. Od kolumn o tych gabarytach można by oczekiwać nieco większej, szerszej i głębszej stereofonii. Zamiast tego Yamahy oferują znakomitą plastyczność prezentacji. Wokale są duże, pełne, solidnie osadzone. Scena ma wyraźnie zarysowane proporcje i plany. Lokalizacja jest dokładna i stabilna. Warto też podkreślić niewielkie zmiany charakteru brzmienia powyżej osi akustycznej. Możemy wstać z fotela, spacerować po pokoju, wciąż ciesząc się tym słodkawym dźwiękiem – nieomal tak pysznym jak sandomierskie krówki. To esencja muzykalności tych kolumn. Duża w tym zasługa sopranów. Charakterologicznie znacznie im bliżej dobrym kopułkom tekstylnym niż twardym tweeterom. Pod względem rozdzielczości wysokie tony nie osiągają pułapu Magico S1 MkII czy znacznie droższych Wilsonów Yvette, ale ta słodycz, kompletny brak nerwowości, szklistości i zapiaszczenia są na tyle atrakcyjne, że zwłaszcza starsi stażem audiofile mogą mieć twardy orzech do zgryzienia. Soprany Yamahy to już naprawdę wysoka półka.
Dynamika wyraża się głównie w rozmachu, dużej skali dźwięku oraz możliwościach wytworzenia znacznych poziomów głośności bez wyraźnego stresu – także w obrębie naprawdę niskich tonów. Skala mikro jest już mniej emocjonująca, acz nie można powiedzieć, że mamy tu do czynienia ze zupełnym wygładzeniem skoków dynamicznych i transjentów. Niemniej, nie jest to popisowy numer tej całościowo przekonującej i jakże… niejapońsko brzmiącej konstrukcji.
Galeria
- Zestawy głośnikowe Yamaha NS-5000 Zestawy głośnikowe Yamaha NS-5000
- Kolorystyka Kolorystyka
- Gniazda Gniazda
- Obudowy Obudowy
- Kanały wytłumiające Kanały wytłumiające
- Membrany Membrany
- Głośnik basowy Głośnik basowy
- Zespół w obudowie zamkniętej Zespół w obudowie zamkniętej
- Imependancja Imependancja
- Ocena i dane techniczne Ocena i dane techniczne
https://www.avtest.pl/zestawy-glosnikowe/item/792-yamaha-ns-5000#sigProGalleria8dc5bdf013
Naszym zdaniem
NS-5000 są bezsprzecznie udaną realizacją ambitnego projektu przywrócenia marki Yamaha na światową mapę zespołów głośnikowych high-end. Należy tu docenić nie tylko aspekt techniczny, zaskakujący oryginalnymi rozwiązaniami, ale również dopracowaną stronę dźwiękową. Flagowe kolumny Yamahy urzekają subtelnością i ogólnym wyrafinowaniem. To kolumny dla wytrawnego słuchacza, który zdecydowanie bardziej, niż szybkość czy dynamikę, doceni nasycenie barw, gładkie i słodkie wysokie tony czy mięsisty i nisko schodzący bas (z opcją jego dwustopniowej regulacji). W realiach rynkowych zestawom tym przyjdzie konkurować z takimi tuzami jak Harbeth M40.2, Graham Audio LS 5/8 czy z mniejszymi ATC SCM50. Myślę, że z punktu widzenia kogoś, kto rozważa zakup tego typu konstrukcji, propozycja Yamahy zdecydowanie powinna znaleźć się na liście kandydatów do odsłuchu. Warto wyzbyć się uprzedzeń. Tym razem są zbędne.
System odsłuchowy:
Pomieszczenie: 30 m2 zaadaptowane akustycznie, dość silnie wytłumione, kolumny ustawione w dużej odległości od ścian, odsłuch 2,5 m od bazy
Źródło: Auralic Aries (FW. 4.1.0) (USB audio out) / Meitner MA-1 DAC, odtwarzacz wieloformatowy Oppo UDP-205
Przedwzmacniacz: Conrad-Johnson ET2
Wzmacniacz mocy: Audionet AMP1 V2
Wzmacniacze zintegrowane: Atoll IN400se, Hegel H90
Interkonekty: Stereovox HDSE, WireWorld Gold Eclipse, Albedo Metamorphosis (pre-power)
Kable głośnikowe: KBL Sound Red Eye Ultimate
Akcesoria: stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART STO, platformy antywibracyjne PAB (pod przedwzmacniaczem i przetwornikiem c/a)