Dystrybutor: Horn Distribution, www.horn.eu |
Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa |
|
|
Wilson Raptor 7 - Zestaw głośnikowy
TEST
Dziś każdy może stworzyć nową markę, zarejestrować znak towarowy, zrobić stronę internetową i rozpocząć sprzedaż. Nieco trudniej jest znaleźć właściwego kontrahenta-wykonawcę (na przykład w Chinach), stworzyć ofertę, a chyba najtrudniej zapewnić wykreowanym produktom szeroką i skuteczną dystrybucję, nie zapominając przy tym wszystkim o pewnych drobiazgach, które nietrudno przeoczyć.
Warszawski Horn, będący jednym z największych dystrybutorów specjalistycznego sprzętu audio i wideo w naszym kraju, postanowił mieć swoją markę głośnikową, by móc skuteczniej „powalczyć” w sieciach handlowych. O ile jednak tego typu produkty zwykle nie trafiają do czasopism branżowych z uwagi na obawy samych zainteresowanych, dotyczące ewentualnych wyników testu, to w przypadku Wilsonów rzecz miała się jakby odwrotnie. Szef działu PR, zadziwiająco pewny swego, najpierw namówił mnie (skutecznie) na przetestowanie zestawu Cinematic (AV 11/2016), zaś parę miesięcy później „wyskoczył” z nowym tematem o nazwie Raptor. Wiedziałem, że nie będzie to słynny amerykański pickup marki, którą od pewnego czasu bardzo lubię – jakaż szkoda! – lecz para głośników stereo: mniejsze „piątki” lub większe „siódemki”. Długo się nie zastanawiałem, ale skoro to Raptory, to przecież muszą być te większe! No więc są.
Budowa
Raptory 7 to jednak gabarytowo umiarkowane, choć dalekie od karłowatości, podłogówki o klasycznej budowie i bardzo trafnie dobranych proporcjach – smukłe i zgrabne. Niewiele ponad metr wysokości, niecałe 20 cm szerokości i 30 cm głębokości – to powinno dawać pogląd na kwestię ich rozmiarów. Trzynaście kilo wagi przy tych gabarytach z miejsca zapowiada oszczędności poczynione na obudowach – i faktycznie, obawy te po części znajdują uzasadnienie. Skrzynki wykonano z płyt mdf, nie o grubości typowych 18, ale 15 mm. Wzmocnienia są, lecz skromniutkie (dwie poziome niezbyt grube wręgi), wytłumienie stanowią luźne kawałki wełny mineralnej, przymocowane do ścianek od wewnątrz. Opukiwanie obudów nie napawa wielkim optymizmem, ale też nie dajmy się zwariować – na tym pułapie cenowym duże solidne obudowy praktycznie się nie zdarzają, więc lament byłby stanowczo przedwczesny i nieuzasadniony. Tym bardziej, że jakość wykończenia i ogólna estetyka wykonania zasługują na szczere pochwały. Przednie ścianki polakierowano na czarno i naprawdę ładnie wypolerowano. Srebrzyste ramki koszy ładnie kontrastują z frontami, a frezy są równe. Nic się nie zapada ani nie odstaje. Gdy patrzymy na Raptory od frontu lub w ujęciu trzy czwarte, widzimy markowe zestawy głośnikowe – takie jest wrażenie. Pozostałe ścianki pokrywa czarna okleina drewnopodobna, która dość skutecznie imituje żywe drewno (dostępne jest także białe wykończenie kolumn). Oryginalny zabieg widzimy na tylnej ściance: nie jest ona płaska, lecz lekko zapadnięta do środka względem krawędzi bocznych ścianek, które tworzą kilkumilimetrowy uskok. W dolnej części tyłu znajduje się dobrej jakości panel pojedynczych terminali głośnikowych. Akceptują oba rodzaje końcówek, a także gołe przewody. Kolumny spoczywają na wkręcanych w spód, dosyć krótkich kolcach z gwintem M6 i nakładkami kontrującymi. Stoją dość stabilnie na twardej podłodze.
Zwrotnica składa się z siedmiu elementów standardowej jakości.
Pasmo odtwarzają trzy głośniki – dwa identyczne woofery i tweeter. Ten ostatni to tekstylna, mocno impregnowana kopułka, umieszczona w płytkiej tubce. Napędza ją miniaturowy magnes neodymowy. Poniżej 2,5 kHz głośnik ten oddaje głos dwóm głośnikom nisko-średniotonowym z membranami wykonanymi z tworzywa, które najprawdopodniej jest polipropylenem. Kosze głośników są stalowe, magnesy – nieduże, ale z otworami do wentylacji cewki. Szerokie resory umożliwiają znaczne wychylenia układów drgających.
Dane techniczne wspominają tylko o jednej częstotliwości podziału, co w przypadku konfiguracji z dwoma wooferami automatycznie oznaczałoby problemy z charakterystykami w pionie, a w związku z tym – ze spójnością brzmienia poza osią optymalnego odsłuchu. Sprawdziliśmy to pośrednio. Oba woofery nie grają równocześnie w całym zakresie średnich tonów, więc dwudrożna konfiguracja jest wykluczona. Mamy zatem do czynienia z 2,5-drożnym układem. Zwrotnica jest dość prosta, złożona z elementów o jakości typowej dla tego typu zestawów głośnikowych: są tu dwie cewki rdzeniowe, jedna powietrzna, trzy elektrolity i rezystor cermetowy.
Od głośników wymagać zbyt wiele nie wypada. To proste konstrukcje.
Wspomniałem o dobrej jakości i jeszcze lepszej estetyce wykonania. Pochwały należą się również za opakowania – takie jak należy, czyli po prostu przyzwoite. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ polscy producenci borykają się z tym problemem niezmiennie od lat, a właściwie to już od dekad, zupełnie lekceważąc znaczenie opakowania dobrej jakości. Nie chodzi nawet o same kartony, lecz o zabezpieczenia wewnątrz, które są tu całkiem przyzwoite. Podczas wypakowania kolumn nie grozi nam zanieczyszczenie pokoju niezliczoną ilością kawałków styropianu, do usunięcia których konieczny będzie odkurzacz. Producent zadbał nawet o estetyczne worki z fizeliny, zamiast plastikowych folii, które mogłyby porysować przednią ściankę. Ostatnią niespodzianką jest profesjonalnie przygotowana instrukcja formatu A5, wydrukowana zbiorczo w ośmiu językach. Żadnych pozszywanych kserokopii – czyli jednak można. I tak, już na samym starcie, moje nastawienie jest pozytywne. Co więc przyniesie odsłuch? Kolejne zaskoczenie czy może jednak rozczarowanie?
Impedancja i faza elektryczna
Przebieg modułu impedancji (czarna linia) w dość jednoznaczny sposób kwalifikuje Raptory jako obciążenie 4-omowe. Minimum przypada dla częstotliwości 200 Hz i wynosi 3,60 Ω (niemal identyczny wynik z dokładnością 0,01 Ω dał pomiar jednej i drugiej sztuki). Cieszy niewielka zmienność impedancji w zakresie średnio-wysokotonowym (od 300 Hz górę): od 4,5 do 8,8 Ω oraz wynikające stąd małe kąty fazowe. Oznacza to, że Raptory 7 będą łatwym obciążeniem dla wzmacniacza – nawet lampowego. Na obu wykresach widać kilka zafalowań mogących świadczyć o rezonansach mechanicznych obudowy.
Brzmienie
Zdecydowanie to pierwsze! Ponieważ kilka dni wcześniej zostałem u siebie w domu bez kolumn (tak to bywa w tym fachu), więc postanowiłem (wygrzanym ponoć) Raptorom dać szansę w warunkach niezaadaptowanego akustycznie (acz zupełnie nieźle brzmiącego) otwartego salonu z kuchnią o łącznej powierzchni trzydziestu kilku metrów kwadratowych. Nie nastawiłem się na rewelacje, a tu – ni stąd, ni zowąd – okazało się, że nie tylko telewizja, ale i muzyka brzmi naprawdę dobrze. Po pierwsze – żadnego dudniącego basu; po drugie – żadnego podkreślenia góry; po trzecie – zaskakująco niski poziom podbarwień; po czwarte – z pewnością nie wyczynowa, acz w żadnym razie kiepska szczegółowość. Raptory grały jak bardzo kompetentnie zaprojektowane, audiofilskie zestawy głośnikowe – tyle że z pewnymi nieuniknionymi – w tej cenie – uproszczeniami. Jednakowoż o wiele bardziej kulturalnie i spójnie niż oczekiwałem.
Po tej wstępnej diagnozie przyszedł czas na właściwą ocenę w pomieszczeniu odsłuchowym. Skorzystałem z mojego ulubionego, przystępnego wzmacniacza – Rotela A12 i jego wejścia PC-USB, do którego podłączyłem Auralica Ariesa mini – odtwarzacz strumieniowy za około 2000 zł, będący świetnym czytnikiem plików z wyjściem USB audio. Tak powstał system za 8500 zł (nie licząc kabli głośnikowych), który zabrzmiał o wiele lepiej, niż się spodziewałem. Potwierdziły się wszystkie wcześniejsze obserwacje: dobra równowaga rejestrów, nieabsorbująca (ale i nieprzeszkadzająca) góra, dostatecznie zwarty, nieprzeładowany i całkiem czysty bas o dobrym rozciągnięciu oraz – co nietypowe w przypadku kolumn tej klasy – czytelna średnica.
Osoby odpowiedzialne za strojenie Raptorów obrały bardzo rozsądny kompromis: skupiono się na naturalności brzmienia, ogólnej muzykalności, braku agresji, rezygnując tym samym z pokusy sztucznego podkręcania skrajów pasma. Uznaję to za wielką zaletę kolumn z założenia adresowanych do szerszej klienteli. W rezultacie niemal każdy materiał muzyczny brzmi co najmniej przyzwoicie. Rock nie kaleczy uszu, jazz akustyczny i elektryczny nie dudnią i nie męczą, muzyka klasyczna brzmi gładko i całkiem naturalnie. Jedyne, czego można od czasu żałować, to odrobiny więcej powietrza i rozdzielczości w wysokich tonach. Sekcja smyczkowa z „Mesjasza” pod McCreeshem – fakt, nieco „mętnie” nagrana – tworzyła nieprzejrzystą zbitkę, swoistą papkę. Raptory nie są szczególnie przejrzyste w górze, co jednak – paradoksalnie – uznaję za atut, ponieważ próba podkreślenia tego zakresu skończyłaby się zapewne nie najlepiej. A tak, łagodna góra dobrze się spaja z wyrazistą średnicą, której zdecydowanie nie brak energii, a bywa nawet, że zakres ten wychodzi na pierwszy plan. Dzieje się tak na przykład przy odtwarzaniu muzyki fortepianowej, kiedy to słychać umiarkowane podbarwienia. Subiektywnie wydaje się, że dość wąski zakres między 500 Hz a 1 kHz jest uwypuklony (ma rezonansowe zabarwienie), co było słychać także przy odtwarzaniu arabskiej lutni (oud), marimby czy ksylofonu. W przypadku tego typu materiału głośniejszy odsłuch może lekko irytować. Powyższe zastrzeżenia mają jednak bardziej charakter absolutny niż relatywny do ceny. Jeśli ją uwzględnić, okaże się, że tracą one na znaczeniu wobec bardzo dobrego całościowego zrównoważenia tych kolumn. Jak widać, nawet produkt obliczony na masową sprzedaż można zaprojektować tak, by dobrze służył muzyce.
Galeria
- Zestawy głośnikowe Wilson Raptor 7 Zestawy głośnikowe Wilson Raptor 7
- Głośniki z zewnątrz Głośniki z zewnątrz
- Tweeter Tweeter
- Obudowa Obudowa
- Terminale Terminale
- Głośniki Głośniki
- Zwrotnica Zwrotnica
- Zwrotnica Zwrotnica
- Impedancja i faza elektryczna Impedancja i faza elektryczna
- Ocena i dane techniczne Ocena i dane techniczne
https://www.avtest.pl/zestawy-glosnikowe/item/841-wilson-raptor-7#sigProGalleriaa56af37269
Naszym zdaniem
Znów okazuje się, że z tanich głośników i obudów można wyczarować naprawdę przyjemny dźwięk o wszystkich elementarnych cechach dobrego, audiofilskiego hi-fi. Raptory mile zaskoczyły mnie swoim bardzo rozsądnym zestrojeniem: nie w imię efektowności, lecz naturalności. Zapewniają nadspodziewanie dobrej jakości, mało podbarwiony, czytelny, a zarazem dynamiczny bas, bardzo dobrą stereofonię i ładne barwy. Właściwie nic w tym dźwięku nie irytuje, jedynie przy naprawdę głośnym słuchaniu nieraz coś zakłuje. Ale i tak jest bardzo dobrze. Dodajmy do tego estetyczne wykonanie i dbałość o detale, a otrzymamy produkt, którego nie sposób się wstydzić.
Z informacji, które otrzymaliśmy, wynika, że kolumny te będą oferowane wyłącznie w dużych sieciach handlowych, gdzie zapewne będą łączone z elektroniką AV, dzięki czemu trafią do szerszego grona odbiorców. Z drugiej strony obawiam się jednak, że wskutek niemożności odsłuchu mogą zostać pominięte przez znaczną część audiofilów poszukujących kolumn w cenie do około 2500 zł – byłoby szkoda. Ale jest na to sposób: zamówić je przez internet i odsłuchać w domu. Warto spróbować, naprawdę!
System odsłuchowy 1
Pomieszczenie: 30 m2 zaadaptowane akustycznie, dość silnie wytłumione, kolumny ustawione w dużej odległości od ścian
Źródło: Auralic Aries (wyjście USB)
Wzmacniacz: Rotel A12 (wejście PC-USB)
Kable głośnikowe: Equilibrium
Akcesoria: stolik Rogoz Audio 4SPB/BBS
Zasilanie: dedykowana linia zasilająca, listwa prądowa Furutech f-TP615, kable zasilające Oyaide, IsoTek
System odsłuchowy 2
Pomieszczenie: >30 m2 salon o dość żywej akustyce
Źródło: PS Audio NuWave DSD + Linn Sneaky DS (jako transport S/PDIF)
Wzmacniacz zintegrowany: Monrio MC206
Interkonekt: WireWorld Gold Eclipse 6
Kable głośnikowe: Albedo Air 1
Zasilanie: listwa prądowa Enerr, kable zasilające Furutech f-TP614Ag