PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Gramofon Acoustic Signature WOW XXL

Maj 25, 2016

Index

Brzmienie

Jedną z pierwszych cech, jakie usłyszałem już z pierwszej płyty, co potwierdziło się i przy kolejnych, był dość niezwykły, jak na ten pułap cenowy, spokój bijący z prezentacji. W przypadku gramofonów – co prawda już nie tanich, ale też i jeszcze nieszczególnie drogich – pewna nerwowość brzmienia jest dość powszechna, a przynajmniej słyszalna, gdy porównuje się ten dźwięk do tego ze sporo droższych konstrukcji. Czy to zasługa talerza z systemem Silencer, czy innych cech niemieckiej konstrukcji – trudno powiedzieć, ale fakt jest taki, że na tym pułapie cenowym WOW XXL ma to zaoferowania coś, czego nie spotykamy u rywali.

Acoustic Signature wszystko sobie spokojnie układał i bez pośpiechu prezentował. Ów brak pośpiechu nie wiązał się bynajmniej ze spowolnieniem dźwięku, bo ten był raczej... akuratny: ani specjalnie szybki, ani wolny – po prostu w sam raz, dostosowywał się raczej do tempa narzucanego przez daną płytę. Dzięki temu  gramofon spisywał się równie dobrze odtwarzając spokojne nagrania Franka Sinatry czy Cassandry Wilson, jak i przy nieco cięższych brzmieniach Led Zeppelin czy Metalliki. Na tych pierwszych (i im podobnych) prawidłowo eksponował nasycone, ekspresyjne wokale, dając dobry wgląd w ich barwę i fakturę oraz cofając nieco towarzyszące im zespoły. Na szerokiej scenie pojawiały się duże, trójwymiarowe źródła pozorne, a ich lokalizacja była bez zarzutu. W porównaniu z choćby JSikory Basic słychać było, że nie ma tu aż takiej głębi i tak dobrej gradacji planów, ale też mówimy o zestawie ponad 4 razy droższym (również o wkładce z wyższej półki – AirTight PC3). Niemniej, na tle konkurencji z podobnej półki cenowej także i w tym względzie Acoustic Signature prezentował się naprawdę dobrze.

Acustic WowXXL tyl

WOW XXL oferuje zrównoważony balans tonalny, acz wrodzona właściwość analogowych nagrań pozwala mówić o naturalnym cieple prezentacji. Zdecydowanie podkreśliłbym tutaj wyraz „naturalny”, bo gramofon nie dodaje nic od siebie, a przynajmniej nie dał się na tym przyłapać. Trzeba jednak pamiętać, że zależy to również i od pozostałych elementów systemu, z wkładką i stopniem gramofonowym na czele. Mamy tu do czynienia z konstrukcją nieodsprzęganą, dość ciężką, można więc było się spodziewać mocnego basu i pewnie prowadzonego rytmu – i tak właśnie było, co potwierdzało się przy każdej płycie bluesowej, czy przy odsłuchu koncertu AC/DC. W tym ostatnim przypadku dobitnie słychać było, że i dynamika, zwłaszcza ta w skali makro, należy do mocnych stron tego gramofonu. Bardzo dobrze prowadzony rytm, dobry drive, energetyczność, umiejętność oddania odpowiedniego poziomu ekspresji – wszystko to składało się na kawał dobrej zabawy przy weteranach rock'n'rolla. Co ważne, XXL dbał również o odpowiednie wypełnienie i różnicowanie niskich tonów, dzięki czemu bas miał nie tylko uderzenie, ale i masę, potrafił zejść naprawdę nisko, nie tracąc kontroli. Co więcej, bas absolutnie nie był jednostajny (co nieodsprzęganym gramofonom, niestety, się zdarza). W przypadku instrumentów akustycznych – kontrabasu, czy fortepianu – WOW XXL dobrze rozkładał akcenty między dość szybką fazą ataku, fazą podtrzymania i długimi wybrzmieniami.

Jak wspomniałem, źródła pozorne były spore, ale nie zauważyłem żadnej tendencji do pokazywania instrumentów większych, niż są w rzeczywistości – fortepian był wielki (na nagraniach, gdzie nagrywano go z bliska), a i w przypadku kontrabasu czuć było ten „kawał pudła”. Z wkładką Soundsmitha niemiecki gramofon potrafił z jednej strony wydobyć dużo informacji z rowków płyty i dzięki temu prezentować detaliczny, pełny, dobrze różnicowany dźwięk, z drugiej – zaskakiwał stosunkowo niskim poziomem szumu przesuwu igły i jakby mniejszą ilością cichszych niż zwykle trzasków. Ot taki drobiazg, ale na tyle istotny, że zwróciłem na niego uwagę. Producent najwyraźniej zadbał zarówno o dobry silnik, jak również wysokiej klasy zasilanie i sterowanie, co przekłada się bezpośrednio na stabilność i czystość prezentacji. Na górze pasma XXL dbał o szczegółowość, dźwięczność i dobre różnicowanie, a jedyne, czego mógłbym sobie jeszcze życzyć, to większa ilość powietrza, jeszcze większa otwartość górnej średnicy i wysokich tonów. Faktem jest, że na te elementy zwracam szczególną uwagę, więc pewnie dlatego się odrobinę „czepiam”. Jednocześnie muszę przyznać, że całość prezentacji była spójna, tworzyła pewną całość, która zdecydowanie mi się podobała – słowem: „czepiam się” nieco na siłę.


Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją