PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Gramofon TEAC T-N550

Gru 13, 2016

Index

Brzmienie

Tańszy TEAC T-N300 to gramofon, który wciąż mile wspominam, jako że w niskiej cenie oferuje sporo poprawnego, nad wyraz przyjemnego brzmienia. T-N550 jest ponad dwukrotnie droższy i trzeba przyznać, że te 2000 zł różnicy w cenie słychać bardzo wyraźnie. Jeśli miałbym szukać sposobu na poprawę brzmienia JAKIEGOKOLWIEK źródła dźwięku (cyfrowego czy analogowego), mając do wydania taką właśnie kwotę, to nie mam pojęcia, co lepszego, bardziej przekonującego, mógłbym zaproponować, wychodząc ze zbliżonego (do T-N300) przedziału cenowego. Mam poczucie, że nie znalazłbym lepszego upgrade’u.

O ile trzysetka jest urządzeniem brzmiącym spójnie, gładko i przestrzennie, jak na swój przedział cenowy, o tyle droższy model plasuje się o całą klasę wyżej, oferując dużo masywniejszy, lepiej kontrolowany i uporządkowany przekaz muzyczny. Słuchając go w połączeniu z kosztującym 1600 zł stopniem korekcyjnym Grahama Slee czułem nieskrywaną satysfakcję. W tym przypadku nie ma już mowy o stępionej górze, symbolicznej rozdzielczości czy słabo zdefiniowanym basie. To dźwięk pełny, trójwymiarowy, ewidentnie analogowy, lecz o znacznie zredukowanym nasileniu tych wszystkich uproszczeń tonalnych, przestrzennych i dynamicznych. Bobby McFerrin i towarzyszący mu wokaliści z płyty „Simple Pleasures” nieomal stali przede mną w pomieszczeniu, dając dość silne złudzenie „live performance”. Oczywiście w dalszym ciągu słyszalne są pewne niedoskonałości, ubytki w precyzji tu i ówdzie czy drobne podkolorowania, jednak efekt był całościowo bardzo satysfakcjonujący – sporo lepszy niż przypadku podobnie wycenionego Pro-Jecta 1-Xpression Classic Carbon.

 

TEAC T N550 3 od galy

Plinta jest sandwiczem złożonym płyty MDF (spód) i syntetycznego marmuru. Doskonale ją widać poprzez przezroczysty talerz z akrylu.

 

Wypada podkreślić „równość” i akuratność brzmienia niemal w całym paśmie. Środek pasma – to, czym tak bardzo magnetyzują nasz zmysł słuchu gramofony – był wyraźny, pokazany z oddechem i swobodą, lecz nie dominował nad skrajami pasma. Jak na gramofon analogowy, T-N550 jest całkiem neutralny tonalnie.

Przestrzennie, całkiem detalicznie i rozdzielczo zabrzmiał jeden z moich ulubionych albumów Stinga – „The Soul Cages”. Wprawdzie w skali bezwzględnej czuć było ograniczenia w szerokości sceny i efektach przestrzennych, których na tej płycie (bardziej w przypadku CD) nie brakuje, lecz i tak, wrażenie swobody, a przede wszystkim rozciągnięcie i definicja niskiego basu były nadspodziewanie dobre. To już jest ten poziom reprodukcji, który w moim odczuciu usatysfakcjonuje, a przynajmniej zainspiruje tych audiofilów, którzy do tej pory wahają się, czy kupić gramofon, a dysponują systemami z okolic 20 tys. złotych.

TEAC oferuje naprawdę porządną dynamikę, która nie „przysiada” na końcach pasma. Przykładem na to była ścieżka dźwiękowa z „Incepcji” autorstwa Hansa Zimmera. To bardzo trudny materiał do w pełni swobodnego i nieskrępowanego odtworzenia, jednak znów: japoński gramofon dał sobie radę lepiej niż sądziłem. Przekonujące było oddanie lawiny elektronicznych brzmień. Ta energetyczna i niepokojąca muzyka należycie budowała napięcie, nie ujawniając ewidentnych ograniczeń makrodynamicznych. To znaczy były one jak najbardziej uchwytne, lecz w stopniu wyraźnie słabszym niż u konkurenta.


Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją