PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Odtwarzacz strumieniowy Lumin D2

Gru 21, 2019

Lumin zaczynał z wysokiego „C”, jednak w odróżnieniu od wielu high-endowych wytwórców nie odjechał z cenami w siną dal. Przeciwnie – stworzył całą gamę bardzo rozsądnie wycenionych kompletnych streamerów, w której D2 jest najbardziej przystępny.

Dystrybutor: Audio Atelier, www.audioatelier.pl
Cena: 9999 zł
Dostępne wykończenia: srebrne, czarne

Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa

Artykuł pochodzi z Audio-Video 4/2019

audioklan

 

 


Odtwarzacz strumieniowy Lumin D2

TEST

Lumin D2

Firma Pixel Magic Systems Ltd z siedzibą w Hong Kongu powstała w 2003 roku i zaczynała od kina domowego, a konkretnie – od procesora video Crystalio. Obecnie kontynuuje działalność, w ramach marki Magic TV w tym segmencie rynku, oferując dwa modele autonomicznych procesorów wizyjnych 4K HDR z serii MTV8000D.

W 2012 roku ten ambitny producent stworzył drugą markę – Lumin – która zasłynęła pierwszym na świecie odtwarzaczem sieciowym kompatybilnym z formatem DSD – mowa o Lumin Audiophile Network Music Player. Ten mocno upodobniony do streamerów szkockiego 
Linna model zyskał uznanie prasy, specjalistów i użytkowników, tworząc solidne podwaliny do stworzenia kolejnych modeli. Przez 7 lat pojawiło się ich ponad dziesięć. Obecną ofertę tworzy właśnie dziesięć produktów, w tym pięć odtwarzaczy strumieniowych (X1, S1, A1, T2, D2), dwa transporty sieciowe (U1, U1 mini), odtwarzacz zintegrowany ze wzmacniaczem, końcówka mocy i serwer plików. Najdroższy ze streamerów – nowy X1 – wyceniono na 58 tys. zł. Testowany model D2 jest najbardziej przystępną cenowo propozycją azjatyckiego wytwórcy, jeśli nie liczyć transportu U1 mini (bez DAC-a). To już czwarty streamer tej marki (po oryginalnym Luminie, a następnie T1 i S1), który mamy okazję testować. I zapewne nie ostatni. Sprawdźmy, co dostajemy za kwotę niespełna 10 tys. złotych.

Funkcjonalność

Lumin D2 reprezentuje trzecią generację urządzeń tej marki, będąc formalnym następcą modelu D1. Koncepcja streamera pozostała ta sama, co dawniej. Mamy więc „czysty” odtwarzacz strumieniowy pozbawiony wejść (analogowych i cyfrowych), a tym bardziej – opcji przedwzmacniacza. D2 czerpie dane za pośrednictwem karty sieciowej (wyłącznie po kablu, łączności wi-fi nie ma nawet w opcji) lub portów USB typu A, do których można podłączyć dysk twardy lub pendrive sformatowane w systemie FAT32, NTFS lub EXT 2/3. Bez żadnej przesady można powiedzieć, że jest to produkt z gatunku plug & play. Jeśli ktoś ma już NAS-a lub inny serwer muzyczny, to włączenie i uruchomienie D2 ogranicza się do pobrania aplikacji i zindeksowania biblioteki muzycznej, co nie trwa zbyt długo. Potem należy jeszcze wpisać dane do logowania w dostępnych serwisach strumieniowych – i można grać.
Wyjścia są zdublowane (RCA i XLR) i regulowane w domenie cyfrowej. Da się zatem podłączyć D2 bezpośrednio do wzmacniacza mocy, co będzie jednak o tyle nie do końca wygodne, że Lumin nie ma pilota, a całe sterowanie odbywa się za pośrednictwem dedykowanej aplikacji na iOS lub Android. Ewentualnie Roona, z którym D2 „oficjalnie” współpracuje. Prócz wyjść cyfrowych mamy do dyspozycji pojedyncze wyjście cyfrowe i jest to porządne 75-omowe złącze BNC, którym w ramach protokołu DoP można przesyłać sygnał DSD 2,8 MHz (oraz PCM do 192 kHz). D2 może być więc potencjalnie bardzo dobrym transportem plikowym. Choć pod tym względem z pewnością lepszą opcją będzie niewiele tańszy model U1 mini.

Liczba wspieranych formatów audio nie zależy od metody strumieniowania (sieć, USB) i wyczerpuje w zasadzie każde zapotrzebowanie, włącznie z MQA, co przydaje się szczególnie w przypadku Tidala, do którego dostęp otrzymujemy w ramach firmowej aplikacji. Trudno za istotne ograniczenie uznać to, że D2 odtwarza pliki PCM o maksymalnym próbkowaniu 384 kHz czy DSD 5,6 MHz. Muzyki wydanej w jeszcze gęściejszych formatach i tak praktycznie nie ma, pomijając eksperymentalne produkcje audiofilskie z muzyką, której raczej mało kto chce słuchać.

Lumin D2 gniazda

Staranne wykonanie i niemal lifestylowa troska o ukrycie gniazd w tym przypadku stoją w sprzeczności z pokusą zastosowania specjalistycznych kabli zasilających. Wiele z nich ma grube wtyki, które szorują o daszek lub ... w ogóle się nie mieszczą.

 

D2 zapewnia również dostęp do Qobuza (w Polsce oficjalnie niedostępnego), Spotify oraz radia internetowego TuneIn. Wsparcie platform streamingowych nie jest więc jakoś szczególnie rozbudowane, ale nie można narzekać. Brak Deezera czy Apple Music nie stanowi raczej dla audiofila problemu.

Sama aplikacja ma już swoje lata, ale działa całkiem przyzwoicie. Używałem jej na iPadzie mini 4 z systemem iOS 12.2 i muszę przyznać, że sprawowała się bez zarzutu, choć dla jasności dodam, że korzystałem z niej dość sporadycznie. Z oczywistych względów preferowałem Roona z rdzeniem zainstalowanym na Macu mini – rozwiązanie na dzień dzisiejszy bezkonkurencyjne pod względem funkcjonalnym i nie tylko.

Dużą zaletą systemu operacyjnego Lumina jest trwałe zapamiętywanie kolejki odtwarzania. Roon robi wprawdzie to samo, ale jeśli z niego nie korzystamy, ograniczając się do aplikacji producenta, nie musimy po każdorazowym wystartowaniu odtwarzacza tworzyć nowej listy utworów. Jest to bardzo wygodne.

Budowa

Ze zrozumiałych względów D2 nie ma tak wyrafinowanej obudowy – ultrasztywnego grubego aluminiowego odlewu – jak najdroższe modele Lumina (X1, S1, A1), ale też w żadnym razie nie można powiedzieć, że jest to element, który wzbudzałby jakiekolwiek rozczarowanie. Wykonano ją w całości z aluminium, gruby front jest obrabiany techniką CNC, górna ścianka o profilu odwróconej litery U to dość cienka blacha – stąd niewielka masa urządzenia (niespełna 2,7 kg). Inna sprawa, że odtwarzacz jest naprawdę mały – ma 30 cm szerokości i 6 cm wysokości. Niewiele brakuje i byłby to sprzęt mobilny. Tak czy inaczej, w stosunku do pełnogabarytowych streamerów, jak choćby Cambridge Audio Edge oraz high-endowych odtwarzaczy, jest to autentyczne maleństwo.

Lumin D2 wnętrze

Wyborna jakość montażu i komponentów. Aż miło popatrzeć.

 

Wspomniane wejścia i wyjście sygnałowe wraz z gniazdem zasilania IEC przykrywa „daszek” w postaci tylnej części górnej pokrywy, która wyraźnie wystaje poza tylną ściankę. Ów daszek znajduje się na tyle nisko, że podłączenie audiofilskich kabli zasilających z opasłym wtykiem od strony urządzenia staje się problematyczne, jeśli w ogóle możliwe.

Zajrzyjmy do wnętrza. Tu widać przykładny porządek: podwójnie ekranowany zasilacz (impulsowy) z lewej strony i wysokiej jakości płytka drukowana obsadzona elementami SMD. W środkowej części są to układy odpowiedzialne za logikę, sterowanie, obsługę sieci. Znalazł się tu m.in. przykryty radiatorem procesor SoC oraz łatwo rozpoznawalny układ scalony WM8805; w tym przypadku odpowiedzialny za obsługę wyjścia cyfrowego. Towarzyszy mu transformator izolujący Trxcom.

Prawa strona to już sekcja audio. Inicjuje ją energooszczędny procesor FPGA Altera Cyclone IV (E) pełniący kluczowe funkcje w zakresie odbioru, taktowania i obróbki danych, włącznie z upsamplingiem (do PCM lub DSD). Tuż za nim rozmieszczono dwa monofoniczne i symetryczne sygnałowo tory audio bazujące na przetwornikach Wolfson WM8761 (po jednym na kanał) oraz dwóch rodzajach wzmacniaczy operacyjnych, w tym bardzo dobrych LME49860 (Texas Instruments). Przy wyjściach zwracają uwagę dwie grupy skupiające po trzy nietanie kondensatory bipolarne Nichicon MUSE 470 μF/16V. Całość przekonuje jakością montażu i komponentów.

Brzmienie

Odtwarzacz Lumina trafił do mojego systemu już nie po raz pierwszy i muszę przyznać, że oczekiwania były spore. Z jednej strony jest to wprawdzie najtańsze kompletne źródło cyfrowe tej marki, z drugiej – dystrybutor zapewniał mnie o nieco innym charakterze brzmienia, twierdząc ponadto, że wśród jego klientów są tacy, którzy nie dowierzali temu, jak znakomicie gra ten odtwarzacz na tle wielokrotnie droższych urządzeń marek X czy Y.

Odpaliłem go więc, jak zwykle, na początek niezobowiązująco – żeby trochę pograł i miał okazję stworzyć pierwsze wrażenie z gatunku tych, które chwyta się „kątem ucha”, na przykład w trakcie wykonywania innych zajęć. Tego typu pobieżne spojrzenie zawsze warto skonfrontować z wynikami krytycznych sesji odbywanych w całkowitym skupieniu. Przeważnie zasadnicze wnioski się pokrywają, tym razem także tak było.

D2 już po krótkiej chwili dał się poznać jako urządzenie grające plastycznym, kolorowym dźwiękiem. Nasycenie barw oceniłem jako zdecydowanie ponadprzeciętne. Mamy tu do czynienia z dźwiękiem o dużej zawartości „tkanki łącznej”, inaczej mówiąc: odpowiednio „lepkim”, ale przy zachowaniu bardzo dużej otwartości, a nawet swoistej rześkości.

Lumin D2 DAC

Mózg urządzenia, czyli procesor FPGA Altera i dwie kości przetworników WM8761, po jednej na kanał.

 

Równowaga tonalna subiektywnie nie wydaje się w pełni neutralna. Nie tylko w ramach porównań ze źródłem odniesienia doszedłem do wniosku, że D2 lekko, powiedziałbym, że w sposób fizjologiczny, akcentuje skraje pasma. W przypadku wysokich tonów trudno mówić o jakimś podzakresie – są one po prostu bardzo dobrze doświetlone jako całość, co w połączeniu z dobrą ich klarownością i czystością sprawia, że brzmienie odtwarzacza odbiera się jako dobrze „napowietrzone”, żwawe i – jak wspomniałem – otwarte. Wspomaga to odczucie dużej detaliczności przekazu, jednak ani przez chwilę odtwarzacz nie tworzy wrażenia przesadnej analityczności. Mimo drobnej ekspozycji sopranów, zachowana jest bowiem bardzo dobra homogeniczność przekazu. Kluczem do sukcesu wydaje się tu oszczędne dawkowanie konturów jako takich – wydaje się, że wypełnienie ma tutaj prymat nad bezwzględną precyzją. W rzeczy samej, w odniesieniu do mojej referencji (i nie tylko), Lumin wprowadzał lekki woal, którym subtelnie pokrywał właściwie całe pasmo. Najbardziej odczuwalne stawało się to w zakresie niskich tonów, które – obiektywnie oceniając – nie są mistrzami szybkości ani precyzji. Pod tym względem da się znaleźć źródła lepiej radzące sobie w tym zakresie – choćby testowany miesiąc temu NAD C658. Efekt zaokrąglenia basu, jakkolwiek wyraźnie czytelny w nagraniach takich jak album „Gently Disturbed" basisty Avishaia Cohena, odebrałem jednak jako całkiem naturalny i w gruncie rzeczy przyjemy – tym bardziej, że towarzyszy mu niewielkie „dopalenie” midbasu, co buduje efekt większej potęgi i jeszcze lepszego wypełnienia. To wszystko składa się na wspomniany, jakże pożądany i przyjemny efekt spoistości brzmienia przy zachowaniu bardzo dobrej przestrzenności i szczegółowości. Precyzja nie jest tu priorytetem. W brzmieniu bandoneonu Dino Saluzziego (album „Rios") dało się stwierdzić nieznaczne zamglenie, co tylko potwierdziło wcześniejsze wrażenia.

Wysoko oceniłem zarówno szerokość sceny, jak i jej głębię. Nie ma tu wprawdzie wnikania z najdalsze zakątki panoramy dźwiękowej, możliwe do uzyskania ze znacznie droższych źródeł, ale też nie można powiedzieć, że obraz dźwiękowy jest niepełny czy zamazany. W moim odczuciu, uzyskana przestrzenność jest co najmniej bardzo dobra, jak na odtwarzacz cyfrowy za 10 tys. złotych.

Lumin D2 tor analogowy

Zacnej jakości zbalansowany tor analogowy na bazie wysokogatunkowych wzmacniaczy operacyjnych i kondensatorów MUSE.

 

W muzyce klasycznej, dawnej w szczególności, otrzymujemy szeroką paletę barw, przyjemnej soczystości, a nawet słodkości. W ogóle nie występuje efekt zszarzenia czy osuszenia. Drobne wygładzenia konturów podlane lekko „zagęszczonym sosem” tworzą obraz dźwiękowy o sugestywnej namacalności, dzięki czemu odsłuch angażuje i wciąga na długie godziny. Efekt zmęczenia cyfrową naturą sygnału w ogóle nie wystąpił, pomimo bardzo przejrzystej i dynamicznej natury toru odsłuchowego. Lumin D2 jest jednym z tych bardzo niewielu znanych mi źródeł cyfrowych, które – jak sądzę – zapewni autentyczne zadowolenie nawet tym, którzy z cyfrą zaczęli brać rozwód na rzecz gramofonu analogowego. Tak przynajmniej ja sam to odbieram.

Chiński odtwarzacz wypada trochę mniej przekonująco w elektrycznym jazzie czy w nagraniach z mocną sekcją rytmiczną, wiodącym kontrabasem (jak na wspomnianym albumie). Wynika to z jednej strony z pewnych ograniczeń motorycznych na basie, ale też z umiarkowanej szybkości i dynamiki.

Galeria

 

Naszym zdaniem

Lumin D2 zzzLumin D2 to czystej formy streamer. Jego nadrzędną rolą, w której spisuje się doskonale, jest dostarczanie szeroko rozumianej przyjemności i zaangażowania przy słuchaniu muzyki, szczególnie akustycznej. Nie jest absolutnym mistrzem precyzji ani szybkości, oferuje za to trudną do przebicia na tym pułapie cenowym barwność, spójność, jak również bardzo dobrą przestrzenność prezentacji, czym – jak mniemam – może sobie zaskarbić całkiem spore grono fanów. Jeśli szukacie nowoczesnego, ale na wskroś muzykalnego streamera, propozycja Lumina jawi się jako ta z gatunku obowiązkowych kandydatów do odsłuchu.

System odsłuchowy:

  • Pomieszczenie: 30 m2 zaadaptowane akustycznie (dość silnie wytłumione), panele Vicoustic, Mega Acoustic oraz własnego projektu
  • Serwery: Roon Core (Mac mini late 2015, i5 2,3 GHz, SSD 500 GB+2 TB Toshiba Canvio), Synology DS215, Fidata
  • Źródła odniesienia: SOtM SMS-200 Ultra Neo/Sbooster + Meitner MA-1, dCS Bartok
  • Wzmacniacz: Conrad-Johnson ET2/Audionet AMP1 V2
  • Kolumny: Klipsch Reference RF7 III z zewnętrzną zwrotnicą (upgrade)
  • Interkonekty: Stereovox HDSE, Albedo Metamorphosis (pre-power)
  • Kable głośnikowe: KBL Sound Red Eye Ultimate
  • Akcesoria: stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART STO, platformy antywibracyjne PAB
  • Zasilanie: dedykowana linia zasilająca, listwy Furutech f-TP615, GigaWatt PF-2,
  • Kable zasilające: KBL Sound Himalaya PRO, Master Mirror Reference, Solaris, Zodiac
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją