PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Przetwornik strumieniowy dCS Bartok

Cze 18, 2020

Gdy dCS zastępuje jeden model drugim, a w dodatku następcy technicznie bliżej do modelu wyżej pozycjonowanego, można domniemywać, że postęp będzie duży. Ale to i tak nie przygotuje nas na doznania, jakie serwuje podczas odsłuchu Bartok – zdobywca tytułu „Przetwornika c/a high-end roku 2019”.

Dystrybutor: Audiofast, www.audiofast.pl
Cena: 54 220 zł (ze wzmacniaczem słuchawkowym – 65 050 zł)

Tekst: Filip Kulpa | Zdjęcia: AV

Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2019 - Kup pełne wydanie PDF

audioklan

 

 


Przetwornik strumieniowy dCS Bartok

TEST

Przetwornik strumieniowy dCS Bartok

Firma, której pełna nazwa brzmi Data Conversions Limited, ma siedzibę na obrzeżach Cambridge i jest bodaj jedynym na Wyspach Brytyjskich specjalistą od high-endowych i ultra-high-endowych źródeł cyfrowych. Poza nimi nie produkuje niczego innego. Tak daleko posunięta specjalizacja, na tym pułapie cenowym, to swoisty ewenement. Firma liczy około 20 osób i jest bardzo mocno zorientowana na opracowywanie software’u, algorytmów i własnych rozwiązań. To specjalista high-tech z mocnym zapleczem R&D oraz słynnym już wynalazkiem na swoim koncie w postaci autorskiego systemu konwersji c/a o nazwie RingDAC, rozwijanego nieprzerwanie od 1990 roku.

Oferta firmy dzieli się dziś na trzy linie (nie licząc odtwarzacza strumieniowego o nazwie Network Bridge). Są to kolejno: Vivaldi, Rossini oraz Bartok (w dwóch odsłonach) – bohater naszego testu. To zdecydowanie najnowszy z produktów, zastępujący Debussy’ego, który wskutek nieustanego rozwoju hardware’u, procesorów FPGA osiągnął limit możliwości dalszej rozbudowy. Konieczne było opracowanie następcy, który pozwoliłby na kolejne kilka lat modernizacji firmware’u i sprostałby oczekiwaniom klientów. Tym bardziej, że jednym z istotnych założeń projektowych było stworzenie DAC-a i zbalansowanego wzmacniacza słuchawkowego w jednym. Klient może zdecydować się na jedną z opcji przed zakupem. Niestety, ze względu na obecność gniazd na czołówce (lub ich brak w wersji bez słuchawkowca) upgrade tańszej wersji zasadniczo nie jest możliwy (lub opłacalny).

Koncepcja funkcjonalna

Bartok jest strumieniującym muzykę po sieci przetwornikiem c/a lub – odwracając rozumowanie – odtwarzaczem strumieniowym z funkcją DAC-a. dCS woli jednak to pierwsze określenie. Wbrew pozorom jest to dość istotne rozgraniczenie – chodzi bowiem o właściwe rozłożenie akcentów. Urządzenie jest kompatybilne ze standardem UPnP/DLNA, może więc pełnić funkcję DMR (Digital Media Renderer), odtwarzając pliki bezstratne we wszystkich ważnych formatach audio, włączając w to materiały PCM 384 kHz i DSD 5,6 MHz. Obsługiwany jest także protokół RAAT, co oznacza, że mamy zapewnioną kompatybilność z Roonem. AirPlay i dwa wbudowane serwisy strumieniowe (Tidal i Spotify) oraz dedykowana aplikacja dCS Mosaic dopełniają funkcjonalność.

Jak wspomniałem, Bartek jest dostępny w wersji ze wzmacniaczem słuchawkowym. Jest to pierwsze tego typu opracowanie dCS-a – i to zdecydowanie nie byle jakie. Układ pracuje w klasie A, jest zbalansowany i w swym założeniu ma w pełni wykorzystywać potencjał RingDAC-a – autorskiej konwersji c/a. Jak przyznają twórcy, zapotrzebowanie wśród klientów na high-endowe wzmacniacze słuchawkowe jest coraz większe, a wybór przetworników c/a najwyższej klasy z wbudowanym stopniem słuchawkowym – skromny.

Moduł słuchawkowy zoptymalizowano do pracy z szerokim wachlarzem nauszników o impedancji nie mniejszej niż 33 Ω. Moc wyjściowa sięga (przy tym obciążeniu) 1,4 W, co oznacza, że maksymalne napięcie wyjściowe wynosi solidne 6,7 V RMS. To wartość wystarczająca do pełnego wysterowania praktycznie dowolnych słuchawek. Przełączanie trybu pracy sprowadza się do wciśnięcia drugiego od prawej przycisku w rzędzie obok wyświetlacza – tym sposobem aktywujemy wyjścia liniowe (Line Mode) lub oba słuchawkowe (Headphone Mode): zbalansowane XLR i dużego jacka (6,3 mm).

dcs Bartok gniazda

Bartok ma 6 wejść cyfrowych, nie licząc gniazda USB typu A dla pamięci masowych oraz złącza sieciowego. Prócz tego dwa wejścia sygnałów zegarowych i jedno wyjście dla kompatybilnego transportu CD (tryb Master).

 

Regulacje poziomu wyjściowego w obu trybach są niezależne, dzięki czemu możliwe jest bezproblemowe korzystanie z Bartoka podłączonego bezpośrednio do końcówki mocy i jednocześnie do słuchawek – tym bardziej, że dla wyjść słuchawkowych możemy wybrać jedno z czterech ustawień tłumienia: 0, -10, -20 lub -30 dB. Ma to na celu dopasowanie skali głośności (jej regulacja odbywa się w domenie cyfrowej) do czułości słuchawek oraz reszty toru. Warto wybrać ustawienie, przy którym typowy odsłuch słuchawkowy odbywa się z możliwie małym ściszeniem na wyświetlaczu. Precyzja regulacji głośności jest odpowiednio duża: w górnych 50-dB skali skoki są półdecybelowe, zaś w zakresie od -80 do -50 dB –jednodecybelowe. Poniżej -80 dB następuje całkowite wyciszenie wyjść. W żadnej sytuacji wyjścia liniowe i słuchawkowe nie działają jednocześnie.

Analogiczną, jak dla słuchawek, regulację maksymalnego napięcia wyjściowego przewidziano dla wyjść liniowych: tu producent posługuje się łatwo zrozumiałymi wartościami bezwzględnymi: 0,2; 0,6; 2 i 6 V. Ustawienie 0,6 V może być bardzo przydatne w odniesieniu do większości mocnych końcówek mocy – oddali ryzyko pełnego wysterowania/uszkodzenia kolumn, przy okazji zmniejszając wielkość cyfrowego tłumienia sygnału. Nawiasem mówiąc, z tego właśnie ustawienia korzystam na codzień. Domyślne ustawienie 2 V gwarantuje natomiast największą kompatybilność z przedwzmacniaczami analogowymi, wzmacniaczami zintegrowanymi i zestawami głośnikowymi o przeciętnej efektywności.

 

Rozbudowany setup i opcje rozbudowy

Bartok oferuje użytkownikowi mnóstwo innych ustawień. Wszystko w ramach rozbudowanego menu ekranowego, do którego możemy zaglądać w tradycyjny sposób, posługując się przyciskami na czołówce (pilota na podczerwień nie ma w komplecie, ale można skorzystać z dowolnego pilota uczącego się – za dawcę kodów może posłużyć Rossini mając pilota w standardzie). Alternatywny dostęp zapewnia wspomniana aplikacja dCS Mosaic (lub Bartok). Ta będzie nam niezbędna do zdalnej regulacji głośności, chyba że funkcji tej nauczymy pilota. Użytkownicy Roona, którzy będą korzystać z wbudowanego modułu sieciowego mogą zarządzać poziomem głośności z poziomu aplikacji Roon Remote.

Liczba dostępnych opcji jest naprawdę spora – na stronie 39. w instrukcji obsługi wyszczególniono je wszystkie, ja wymienię jedynie najciekawsze lub najbardziej zaskakujące. Mamy tu m.in. możliwość wyboru różnych algorytmów filtracji cyfrowej dla sygnałów PCM (sześć opcji o różnym kompromisie w zakresie charakterystyk amplitudowych i fazowych), cztery różne filtry (analogowe) dla sygnałów DSD, dedykowany algorytm filtracji dla sygnałów MQA (M1), opcję zamiany kanałów, wygrzewania (!), podwójnego trybu pracy wejść AES/EBU (przydatne w przypadku połączenia z firmowym transportem), upsamplingu PCM lub DSD (do wyboru), jasności wyświetlacza, odwracania fazy. Ustawienie Sync Mode odnosi się do sposobu synchronizacji sygnału zegara ze źródłem. Asynchroniczne (z natury implementacji) wejścia USB i sieciowe pracują zawsze w trybie Master – wówczas DAC steruje przepływem pakietów danych, taktując je według wbudowanego wzorca. Dla pozostałych wejść dostępne jest ustawienie „Auto” odpowiadające ekstrakcji sygnału zegara ze strumienia danych SPDIF. To metoda najgorsza z możliwych, ale też najbardziej kompatybilna – działa z każdym transportem cyfrowym. Tryb Master w odniesieniu do tych wejść oznacza, że Bartok wypuszcza sygnał zegara słów cyfrowych (aktywne wyjście Word Clock Out), a transport musi mieć odpowiednie wejście BNC dla zewnętrznego zegara (Word Clock In) – może być np. firmowy Rossini Transport. Pozostałe trzy ustawienia synchronizacji zegarowej odnoszą się do sytuacji, w której korzystamy z zewnętrznego zegara i wejść Word Clock 1/2. To najbardziej zaawansowana opcja, a zarazem przepis na rozbudowę systemu opartego na Bartoku – coś, czego nie spotkamy u większości rywali. Opcję tę sprawdziliśmy kilka miesięcy później, przy okazji testu zegara Mutec Ref10 i reclockera MC3+ USB tej samej firmy. Recenzja tych urządzeń pojawi się na avtest.pl już niebawem.

Wróćmy jeszcze na chwilę do wejść cyfrowych. Mamy je w komplecie: dwa AES/EBU, koncentryczne BNC i RCA, USB typu B, USB typu A oraz optyczne. Warto zaznaczyć, że wszystkie, z wyjątkiem optycznego, są kompatybilne z sygnałami DSD 2,8 MHz w ramach protokołu DoP (którego dCS jest autorem, o czym może nie każdy wie). Transfer sygnałów DSD 5,6 MHz jest możliwy jedynie w obrębie wejść sieciowego, USB (obu typów) oraz podwójnego AES, którego kompatybilność w zasadzie ogranicza się do firmowych transportów CD/SACD. I jeszcze słówko na temat wejścia USB typu A. Przeznaczono je dla pamięci masowych – z nich także możemy odtwarzać pliki, przy czym obowiązują te same kompatybilności co dla wejść USB typu B i sieciowego.

Reasumując, Bartok może strumieniować pliki na trzy różne sposoby, a prócz tego współpracować z różnymi transportami CD oraz z zewnętrznym zegarem taktującym. Z kolei po stronie analogowej może współpracować bezpośrednio z końcówkami mocy i słuchawkami, jak również – co oczywiste – z klasycznymi przedwzmacniaczami. Niewiele jest przetworników c/a potrafiących wszystkie te rzeczy naraz, w dodatku w zbliżonej cenie.

 

Budowa

Pod względem technicznym Bartok bazuje w dużej mierze na przetworniku Rossini, korzystając z mniej rozbudowanego zasilacza i mniej stylowej obudowy, której jednak w żadnym razie nie można określić mianem oszczędnościowej. Bardzo grube aluminiowe panele (dla przykładu: górna ścianka ma 9,2 mm) są produkowane w niemieckich zakładach Gleich Aluminium. Są perfekcyjnie wycięte i bardzo precyzyjnie spasowane. Faktura powierzchni jest lekko chropowata, delikatnie szorstka, jednak nie w stopniu utrudniającym czyszczenie. Spód składa się z dwóch warstw – właściwego grubego chassis i metalowej blachy z doczepionymi regulowanymi stopkami. Jakość wykonania jest równie wysoka jak w przypadku pozostałych modeli dCS-a. Jedyne, czego nie ma, to tych bajecznych przetłoczeń frontów. Ale i tak Bartok zachwyca solidnością wykonania – wynik uzyskany na naszej wadze (15,52 kg) mówi sam za siebie. Pamiętajmy, że to tylko DAC z dwiema dodatkowymi płytkami. W środku nie ma przecież nawet napędu CD.

dcs Bartok wnetrze

Wnętrze jest bardzo „bogate". Lewą stronę i środek okupuje rozbudowany zasilacz, z prawej – znajduje się tor audio.

 

Całe wnętrze jest jednodzielne i ma architekturę modułową – składa się z wielu wymiennych płytek, z których część jest połączona bezpośrednio. Nie ma tu żadnych grodzi ekranujących czy wydzielonych komór. Lewą stronę zajmują zasilacze liniowe poszczególnych sekcji z trzema transformatorami, z których jeden (pionowo ustawiony toroid) został przydzielony wzmacniaczowi słuchawkowemu, w związku z czym nie znajdziemy go w podstawowej wersji Bartoka. Główny transformator zasilający tor audio schowano w niebieskiej obudowie (podobnie jak w Rossinim). Sekcja sterowania i podtrzymania stanu gotowości jest zasilana z małego transformatora pomocniczego. Przyległa do zasilaczy płytka SMD zawiera m.in. układy stabilizacji napięciowej i kondensatory filtrujące (łącznie 40 tys. µF). Clou całej konstrukcji znajduje się z prawej strony – z przodu jest to płyta główna o oznaczeniu producenta PCB400520 (iss. 1f), którą Bartok dzieli z Rossinim. To tutaj znajduje się cyfrowy mózg urządzenia – dwa wydajne programowalne układy FPGA Xilinx Spartan XC3S100E, w obrębie których odbywa się filtracja cyfrowa i inne operacje matematyczne. Działanie RingDAC-a to kilkuetapowy proces rozpoczynający się 5-bitową modulacją delta-sigma. Kluczowym elementem układu jest tzw. mapper pracujący z częstotliwością ok. 3 lub 6 MHz, który operując stosunkowo niewielką liczbą stanów cyfrowych (minimalnie 32, co odpowiada 5-bitowemu kodowaniu PCM) dokonuje randomizacji próbek w celu zniwelowania błędów konwersji w obrębie samego RingDAC-a. Ten składa się z dużej liczby 5-bitowych przetworników (typu R2R). Z oględzin płytki wynika, że zastosowano 96 miniaturowych układów (po 48 na kanał) w otoczeniu elementów biernych (po dwa na każdy układ), przy czym należy mieć na uwadze, że cały układ jest symetryczny. Zbalansowany sygnał prądowy jest poddawany konwersji I/V oraz filtracji analogowej. Ta część układu bazuje na specjalizowanych wzmacniaczach operacyjnych (m.in. Texas Instruments LM6172 i inne).

Wzmacniacz słuchawkowy ma postać całkiem sporej, oddzielnej płytki SMD, umieszczonej pionowo za masywnym aluminiowym frontem urządzenia, połączonej z RingDAC-iem za pośrednictwem wielostykowej taśmy. Jak już wspomniałem, ta część układu otrzymała własny transformator toroidalny. Wśród zastosowanych układów udało mi się rozpoznać niskoszumne op-ampy AD797 mogące pełnić funkcję dodatkowego wzmocnienia. Wejścia cyfrowe obsługuje oddzielna płytka z mikrokontrolerem XMOS 8U7C10 zawierającym wejścia USB oraz z dwoma mikrotransformatorami Pulse H5062NFL. Jeden z nich izoluje wejście USB typu B, drugi – gniazdo RJ-45 (LAN). Moduł sieciowy (możliwe, że autorstwa StreamUnlimited, choć oględziny płytki bezpośrednio na to nie wskazują) łączy się bezpośrednio z płytą główną – to kolejny element do ewentualnego upgrade’u.

 

Brzmienie

Nie należę do audiofilów, którzy popadają w ekscytację na samą myśl o przetestowaniu czegoś znacznie droższego niż urządzenia, które się posiada. Ponad dwie dekady pracy zawodowej w tej dziedzinie, jak również sporo dość rozczarowujących doświadczeń z bardzo drogimi urządzeniami nauczyły mnie dystansu do drogich „klocków”, także tych markowych. Z drugiej strony, markę dCS darzę jednak wielkim szacunkiem i uznaniem, na co niemały wpływ wywarły dwie wizyty w fabryce – pierwsza w 2014 r. (reportaż TUTAJ) oraz 5 lat później – latem 2019 r. Byłem ciekaw, w jak dużym stopniu 3 lata w źródłach cyfrowych i rozwoju tej marki (tyle czasu upłynęło pomiędzy debiutami Rossiniego, którego miałem przyjemność testować do AV 2/2016 – link do wydania TUTAJ) zaważą na wrażeniach odsłuchowych.

dcs Bartok modul wejsc cyfrowych

Moduł wejść cyfrowych z izolowanymi galwanicznie wejściami USB i sieciowym RJ-45.

 

Już początkowa faza testów, gdy na rozgrzewkę podłączyłem dCS-a równolegle do mojego preampu wraz z Meitnerem MA-1, używając jednak mniej przezroczystego interkonektu i o wiele gorszego kabla zasilającego, okazała się bardzo czytelną wskazówką co do tego, że pozycja mojej wieloletniej referencji jest poważnie „zagrożona”. dCS zaprezentował bowiem bardziej dynamiczny i zwarty dźwięk o lepszym basie, zachowując podobny balans tonalny i praktycznie wszystkie zalety Meitnera. Zachęcony tym rezultatem postanowiłem przeprowadzić testy użyczonego mi serwera/streamera pewnej japońskiej marki, z którym to urządzeniem uzyskałem znacząco odmienne (i generalnie gorsze) rezultaty – tak w połączeniu sieciowym, jak i tym bardziej USB audio. Eksperyment ten ukazał bardzo wyraźnie rzecz niesłychanie istotną przy wszelkich próbach oceny Bartoka: niebagatelne znaczenie ma rodzaj, a nawet model użytego transportu/źródła plików. Sposób podawania sygnału do Bartoka ma bowiem bardzo znaczący, wręcz decydujący wpływ na to, jak ostatecznie ocenimy ten produkt – o wiele większy niż wybór tego czy innego ustawienia filtracji cyfrowej lub upsamplingu (PCM/DSD). W tym miejscu postanowiłem przerwać testy rzekomego serwera sieciowego i powrócić do Roona zainstalowanego na oddelegowanym wyłącznie do tego zadania Macu Mini z dyskiem SSD. W dalszej i, jak się okazało, ostatecznej części odsłuchów przeszedłem na połączenie USB audio z moim zaufanym już streamerem SOtM-a (SMS-200 Ultra Neo) zasilanym z Sboostera P&P Eco MkII. Nie jestem przekonany, czy jest sens dokonywać obszernego porównania obu tych metod odczytu. Ograniczę się do następującego wniosku: Bartok, grając bezpośrednio z Roona, zaprezentował fantastyczny dźwięk, pokonując w większości aspektów kombinację Meitnera i SOtM-a. Grał swobodniej, z większym rozmachem, większą dawką energii w dole pasma, w sposób potężniejszy, ale bez negatywnych konsekwencji dla szybkości czy drive’u. Gładkość brzmienia i barwy prezentowały najwyższy światowy poziom, jednak prawdziwa audiofilska uczta rozpoczęła się z chwilą, gdy wbudowany moduł sieciowy zastąpiłem wspomnianym zewnętrznym streamerem z Korei. Możliwość łatwego zarządzenia dwoma strefami w Roonie i jedną wspólną playlistą bardzo ułatwiły bezpośrednie porównanie obu metod odtwarzania tego samego materiału muzycznego. Poprzez łącze USB Audio Bartok odkrył kolejne pokłady swojego potencjału – z pozoru efekt może wydawać się niewielki, jednak w grze o taką stawkę była to różnica – przynajmniej jak dla mnie – zasadnicza. Na tym etapie odsłuchów grałem na tak zwanym luzie, świadomie i celowo unikając bezpośrednich porównań ze swoją referencją. Chodziło mi o czystą przyjemność z odsłuchu, o znalezienie czegoś, co przykułoby uwagę. Wówczas już wiedziałem, że mam do czynienia z brzmieniem, jakiego w moim systemie jeszcze nie było mi dane doświadczyć. Od razu urzekła mnie niesamowita pełnia, zjawiskowe dociążenie pasma, ultrawysublimowana góra oraz całkowity brak wszelkich przeostrzeń, sybilantów czy metaliczności. Tak sprawy się miały w telegraficznym skrócie…

Nie robiłem notatek, szkoda mi było na nie czasu. Wiedziałem jedno: znika kolejna bariera oddzielająca mnie od artystów na wirtualnej scenie i od samej muzyki, którą grali. Utwór po utworze, nagranie po nagraniu utwierdzały mnie w przekonaniu, że poprawa prezentacji jest dosłownie wszędzie: w każdym aspekcie, w każdej dziedzinie, choć w różnym stopniu. Najmniejsza dotyczyła przestrzeni. Tu dCS nie wytworzył nowej jakości na tle Meitnera – widocznie dlatego, że jest to (zawsze był) jeden z największych atutów kanadyjskiego przetwornika. Bartok grał może odrobinę swobodniej, szerzej, ale z podobną głębią. Ukazał jednak przewagę w wolumenie pierwszego planu – ten zdawał się być obszerniejszy, bardziej namacalny i obecny. Wysokie tony również były lepsze – tu różnicę oceniam jako zdecydowanie większą. Za istotny uznałem efekt nieobecności góry jako oddzielnego zakresu pasma. Ich spójność ze średnicą, gładkość, brak charakteru czy wspomnianych cech własnych prezentowały najwyższy poziom. Świadectwem tego był odsłuch dawno nieodtwarzanego przeze mnie albumu „La Spagna” w wykonaniu zespołu muzyki dawnej Atrium Musicæ De Madrid pod dyrekcją Gregorio Paniagua). Iskrzące się mnóstwem odcieni dźwięki przeróżnych instrumentów i muzyczne ozdobniki wybrzmiewały z taką czystością i naturalnością, że byłem mocno zaskoczony tym, jak znakomita jest to realizacja – a przecież pochodzi ona z wczesnej epoki techniki cyfrowej. Jak dla mnie, w kategorii wysokich tonów uzyskiwanych ze źródeł cyfrowych jest to absolut. Nie mam pojęcia, co by tu poprawić, choć pierwsze wrażenie może być takie, że góry jest jakby nieco mniej, niż zwykle. To złudzenie – efekt zupełnego braku wszelkich brudów i nieczystości.

dcs Bartok RingDAC

Zbliżenie na RingDAC-a w aktualnej odsłonie – tej, którą znamy z Rossiniego.

 

Zanim rozpocząłem odsłuchy, miałem pewne „obawy” co do nasycenia barw i ogólnej muzykalności brytyjskiego przetwornika. Urządzenia dCS-a kojarzyłem dotąd z precyzją i neutralnością, niekoniecznie zaś z jakimś szczególnym nasyceniem, kwiecistymi barwami itd. Tymczasem Bartok nie zawiódł mnie choćby w najmniejszym stopniu. Jego brzmienie przypomina pod względem spójności i autorytetu wyszlifowany czarny granit z Indii czy Południowej Afryki – tu nie ma miejsca na najmniejsze pęknięcia czy skazy; to wprost idealny monolit. Zgoła wybitnej spójności towarzyszy pełne spektrum dźwięków, znakomite ich różnicowanie i równie imponująca rozdzielczość. Pod względem stopnia urozmaicenia faktury odtwarzanych dźwięków, możliwości oceny złożoności nagrań, Bartok sięgał dalej i głębiej od mojej dotychczasowej referencji. Co więcej – jak już wspomniałem – za każdym razem brzmiał bardziej autorytarnie, dynamicznie. Razem tworzyło to mieszankę wprost uzależniającą. Słuchając najnowszego – zdecydowanie innego niż wcześniejsze – albumu kwartetu Adama Bałdycha „Sacrum Profanum”, zatapiałem się w tej mistrzowskiej realizacji wytwórni ACT, doceniając kunszt naszego muzyka, ale i piękno samej muzyki. Przełączenie się na Meitnera wywołało wymowny grymas na mojej twarzy. Czego brakowało? Kompletności – dźwięk odebrałem jako nieco „kwadratowy”, mniej homogeniczny, nie tak wciągający, w dodatku o mniejszej potędze. Barwa skrzypiec odtwarzana przez MA-1 była żywsza, ale mniej naturalna, uboższa. A przecież do tej pory wydawała mi się idealna… Tę charakterystyczną, słowiańską śpiewność gry Bałdycha lepiej oddawał bardziej neutralny, naturalniej i jeszcze delikatniej brzmiący DAC dCS-a. Coś doprawdy fantastycznego!

Równie dużą, jeśli nie większą przewagę Bartoka odnotowałem w zakresie basu. Od dawna wiem, że MA-1 gra stosunkowo lekkim dźwiękiem, ale precyzja i barwność basu zawsze rekompensowały delikatny niedobór masy i potęgi. Brytyjski DAC obnażył to ograniczenie w sposób dość bezwzględny, oferując nie gorszą (a nawet jeszcze lepszą) precyzję, doskonałe oddanie konturów, ale wypełniając to wszystko „mięsem” w stopniu dotąd chyba nieosiągalnym na tym pułapie cenowym. Jeden z moich ulubionych kawałków Marka Knopflera – „Sailing to Philadelphia”, odtwarzanych w formacie PCM 24/48, zabrzmiał jakby na nowo – z większą masą i wypełnieniem. Wrażenie gęstości dźwięku, jego soczystości było zgoła niesamowite. W dodatku obecne w każdym, bez wyjątku, nagraniu. Oznacza to kolejną, niesłychanie ważną zaletę Bartoka. Ani jeden z ponad stu odtwarzanych utworów nie zabrzmiał gorzej, niżbym tego oczekiwał, w żadnym wypadku dCS nie „pastwił się” nad niedoskonałą stroną techniczną realizacji. Wyciągał, co najlepsze, podnosił jakość reprodukcji na wyższy poziom, a wraz z nim rósł stopień mojego zaangażowania w odsłuch. Tym samym doskonale realizował postulat, że produkt high-end, umieszczony w odpowiednio dobrym systemie, ma przynosić przede wszystkim przyjemność ze słuchania muzyki, a dopiero w dalszej kolejności imponować w poszczególnych dyscyplinach. To w żadnym razie nie jest suche, analityczne, granie, które obiektywnie należy wypunktować „10/10”, ale które w sferze subiektywnej czasem zawodzi. Tu muzykalność jest równie ważna, jeśli nie ważniejsza, od obiektywnej miary perfekcji całej prezentacji. I to sprawia, że tym razem nie mam wyjścia – muszę dokonać upgrade’u, mimo że przecież miałem tego nie robić. Ech…

Wzmacniacz słuchawkowy

Na koniec zostawiłem sobie ocenę sekcji słuchawkowej, za którą w testowanej wersji Bartoka trzeba dopłacić prawie 20% wyjściowej ceny urządzenia. Skorzystałem ze swoich planarów Audeze LCD-3, które podpiąłem kablem niezbalansowanym – to ze względu na konieczność zachowania tych samych warunków odsłuchowych co w przypadku zewnętrznego wzmacniacza odniesienia (Trilogy 933). I muszę przyznać, że to, co usłyszałem, potwierdziło wszystkie zalety Bartoka jako źródła sygnału liniowego. Widać, a raczej słychać wyraźnie, że wbudowany headamp to niejako przedłużenie sekcji liniowej. W stosunku do zewnętrznego wzmacniacza słuchawkowego odnotowałem wyraźną poprawę precyzji i definicji basu. Niskie tony były szybsze, bardziej zwarte, dokładniej prowadzone, a także nieco potężniejsze. Znakomicie była oddana przestrzeń, zaś ogólna czystość dźwięku i brak zniekształceń zmusiły mnie do kilku przełączeń słuchawek z wyjścia Bartoka do Trilogy, i na odwrót, by ustalić faktyczną klasę testowanego układu. Zewnętrzny słuchawkowiec Nica Poulsona wprowadził więcej harmonicznych, zabrzmiał jaśniej i żywiej, dając poczucie większej intensywności barw. Subiektywnie podobało mi się to nieco bardziej – przyznaję, ale czy był to lepszy dźwięk? Nie można tak powiedzieć – to inna, bardziej poluzowana, może i bardziej muzykalna, ale mniej dokładna i jednak nieco podkolorowana prezentacja. Biorąc pod uwagę, że Bartok ma wyjście zbalansowane, na które spora część słuchawek reaguje bardzo pozytywnie, jak również to, że kupując wersję „Headphone” zyskujemy niewątpliwą wygodę (dwa urządzenia zamiast jednego, brak konieczności przełączania kabli ze wzmacniacza do słuchawkowca), uważam, że sens bawienia się w zewnętrzny high-endowy wzmacniacz słuchawkowy jest mocno wątpliwy. Tak naprawdę ma to jakiś sens jedynie z punktu widzenia recenzenta oraz zapewne tych, którzy chcą osiągnąć określony efekt synergii z konkretnym modelem nauszników.

dcs Bartok headamp

Wzmacniacz słuchawkowy

 

Errata

W chwili, gdy piszę te słowa, jestem użytkownikiem Bartoka od ponad 10 miesięcy – tyle że w wersji pozbawionej wzmacniacza słuchawkowego. Z perspektywy czasu moja opinia na temat tego urządzenia jest wciąż tak samo entuzjastyczna, jak w maju 2019 r. i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie już „pracy” bez Bartoka. Powodem tego stanu rzeczy jest nie tylko jakość dźwięku, ale także niesamowita uniwersalność Bartoka oraz jedna, szalenie ważna kwestia, którą pominąłem w recenzji opublikowanej na łamach Audio-Video 5/2019.

Już wspomniałem w opisie technicznym, Bartok może współpracować bezpośrednio z końcówką mocy. Tego typu połączenia zawsze są potencjalnie ciekawe i pociągające ze względu na skrócenie toru sygnałowego, jednak moja praktyka do tej pory pokazywała, że niemal zawsze wiąże się z tym jakieś „ale”. Słuchanie po cichu wprowadza pewną degradację jakości dźwięku, jeśli regulacja jest cyfrowa (a taka jest tutaj). Poza tym bardzo często jest tak, że wyjęcie z toru bardzo dobrego preampu lampowego wprowadza niekoniecznie subiektywnie przyjemne odchudzenie czy wręcz osuszenie dźwięku. Obiektywnie bywa lepiej, subiektywnie – niekoniecznie.

dcs Bartok zasilacz

Pojemność filtrująca w zasilaczu jest bardziej typowa dla wzmacniaczy niż źródeł.

 

Jakiś tydzień po odebraniu zakupionego przez siebie egzemplarza, postanowiłem wypróbować bezpośrednie połączenie z końcówką mocą Audioneta, która pozostaje najstarszym elementem mojego systemu odsłuchowego (rezyduje w nim już 13 lat!). Początkowe wrażenie było zgodne z tym, czego oczekiwałem: przyrost czystości, szybkości i dynamiki okraszone lepiej zdefiniowanym basem. Spodziewałem się także usłyszeć te niechciane cechy dźwięku, o których wspomniałem wyżej. Ku mojemu zdziwieniu, niczego takiego nie stwierdziłem. Poprawa klarowności i przejrzystości dźwięku, rastra dynamiki, kontroli nie była okupiona żadną negatywną zmianą w obrębie barw. Mało tego, wysokie tony stały się krystalicznie czyste, a kolejne próby z Conradem-Johnsonem ET2 włączanym w tor odsłuchowy prowadziły do jednego wniosku: za każdym razem słyszałem wpływ przedwzmacniacza (pomijając już znaczny szum, który generuje, a który bardzo wyraźnie słychać na kolumnach o dużej efektywności, takich jak Klipsche Ref7 III). Wysokie tony z pominięciem preampu bardzo zyskały na naturalności, obniżonym poziomie zniekształceń. Utraciły ciepło-słodkawą sygnaturę, ale nie szła za tym żadna surowość ani twardość – był to po prostu bardziej realistyczny, neutralny, a zarazem naturalny przekaz. Od chwili, gdy sprawdziłem działanie Bartoka połączonego z końcówką mocy nie wróciłem już do konfiguracji wyjściowej – chyba że musiałem posłuchać gramofonu. To z kolei sprawiło, że po okresie fascynacji winylem wywołanej w dużej mierze zakupem bardzo dobrego gramofonu (VPI Prime – recenzja), znów przeprosiłem się z „cyfrą”, która odzyskała palmę pierwszeństwa jako podstawowe i najważniejsze źródło dźwięku w moim systemie. Eliminacja przedwzmacniacza analogowego to czynnik, który odegrał istotną rolę w poprawie jakości brzmienia systemu. Nie jest to jednak cecha, którą można przypisać każdemu DAC-owi z regulacją głośności. Ta sztuka udaje się tylko najlepszym. Regulacja w Bartoku, dająca cenną możliwość obniżenia maksymalnego napięcia wyjściowego w domenie analogowej (na codzień korzystam z ustawienia 0,6 V), należy do najbardziej wyrafinowanych i transparentnych, jakie znam. Uzyskanie poprawy brzmienia za pomocą preampu analogowego wymagałaby ogromnych inwestycji – z całą pewnością większych niż wynosi koszt zakupu Bartoka. Dalszy komentarz wydaje się zbyteczny.

 

Galeria

 

Naszym zdaniem

Do niedawna byłem przekonany, że takiej jakości brzmienia ze źródła cyfrowego nie da się uzyskać za mniej niż 100 tys. złotych. Okazuje się, że postęp techniczny potrafi wyprzedzić rosnące ceny. I tak właśnie jest tym razem. Podstawowy model dCS-a to absolutnie fantastycznie, totalnie uniwersalnie brzmiący DAC i niemal równie wyśmienity, autonomiczny streamer. Nie znam drugiego, choćby porównywalnie brzmiącego przetwornika c/a za około 50 tys. zł. – a tym bardziej takiego z bezstratną regulacją głośności, wejściami zegarowymi, modułem streamera, na dodatek dostępnym w wersji ze wzmacniaczem słuchawkowym najwyższej klasy.

dcs Bartok dane techniczneNic więc dziwnego, że producent przez kilka miesięcy miał trudności ze sprostaniem popytowi. Tak fenomenalne produkty w relacji jakość/cena nie zdarzają się często wśród urządzeń stricte high-endowych. Bartok to jeden z chlubnych wyjątków. Został moją referencją i sądzę, że jeszcze dłuższą chwilę nią pozostanie. Bezwzględny Wybór Redakcji!

Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2019 i został poddany aktualizacji - KUP WYDANIE PDF

System odsłuchowy:

  • Pomieszczenie: 30 m2 zaadaptowane akustycznie (dość silnie wytłumione), panele Vicoustic, Mega Acoustic oraz własnego projektu
  • Źródła sygnału: Sony CDP-557 ESD (jako odtwarzacz i jako transport), SOtM SMS-200 Ultra Neo / Sbooster P&P Eco MkII
  • Zegar/reclocker: Mutec Ref10/MC3+ USB
  • Przedwzmacniacz: Conrad-Johnson ET2
  • Wzmacniacz mocy: Audionet AMP1 V2
  • Interkonekty: Albedo Metamorphosis, Stereovox hdse (pre-power)
  • Kable głośnikowe: KBL Sound Red Eye Ultimate
  • Akcesoria: stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART STO, platformy antywibracyjne PAB
  • Zasilanie: dedykowana linia zasilająca, terminal Furutech f-TP615e, listwa PowerBASE, kondycjonery Keces BP-2400, BP-1200, kable zasilające KBL Sound Himalaya PRO, Master Mirror Reference, Zodiac, PS Audio AC-12
Oceń ten artykuł
(11 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją