Wydrukuj tę stronę

Odtwarzacz CD Yamaha CD-S2100

Kwi 30, 2015

Za wygląd, wykonanie i projekt układu Yamaha powinna zdobyć złoty medal. Stopień dopracowania tego sprzętu zawstydza wiele konstrukcji sticte high-endowych.

Dystrybutor: Audio Klan, www.audioklan.pl 
Cena: 8499 zł
Dostępne wykończenia: czarny, srebrny

Tekst: Marek Lacki | Zdjęcia: Filip Kulpa

audioklan

 

 


Yamaha CD-S2100

Yamaha-CD-S2100-aaa

Japonia do daleki kraj, ale jakże nam bliski, jeśli chodzi o sprzęt hi-fi. W latach 90. rynek w Polsce był całkowicie zdominowany przez produkty z Japonii. Mimo silnej konkurencji ze strony mniejszych specjalistycznych producentów, duzi gracze, jak Yamaha, nadal utrzymują silną pozycję. Szczególnie w ostatnich paru latach.

Yamaha znana jest z produkcji znakomitych komponentów do kina domowego. Dawniej, właśnie w latach 90., była jednak bardzo popularna jako producent odtwarzaczy i wzmacniaczy stereo, konkurując na półkach sklepowych z Pioneerem, Technicsem czy Sony i JVC. Po wielkim bumie na kino domowe produkcja komponentów stereo uległa drastycznej redukcji. Właściwie wszyscy duzi japońscy producenci wycofali się z tego segmentu. Niecałą dekadę temu przyszła jednak zmiana koniunktury i Japończycy poczuli, że stereo znów jest potrzebne. Yamaha była jednym z prekursorów powrotu do korzeni. Seria urządzeń oznaczonych symbolem 2000, czyli wzmacniacz i odtwarzacz,  była wielkim sukcesem tej marki, zdobywając dobre oceny w prasie i notując niezłe wyniki sprzedaży. Niedługo potem oferta rozrosła się o tańsze modele. Rok temu Yamaha poszła w górę, proponując szczytową serię 3000 – znacznie droższą. Teraz z kolei przyszedł czas na odświeżenie oferty w klasie średniej, czego wyrazem jest testowany tu właśnie model CD-S2100.


Budowa

Obudowa tego odtwarzacza robi duże wrażenie. Na tle pozostałych pięciu konkurentów dyskofon Yamahy wyróżnia się wymiarami, jakością materiałów, precyzją wykonania i działania, a także ciężarem – przeszło 15 kg.
Przechodząc od pobieżnych oględzin do funkcjonalności, możemy być zaskoczeni tym, jak gładko wysuwa się wąska szuflada, jak bardzo jest stabilna po wysunięciu, także tym, że jest metalowa, że pomiędzy górną krawędzią otworu a położoną na tacce płytą nie ma niemal żadnej wolnej przestrzeni. Yamaha połyka więc płytę, która niemal dotyka krawędzi otworu. Na metalowej tacce zamontowano cztery gumki, które idealnie pozycjonują dysk, zapobiegając jego zakleszczeniu.

Wrażeń estetyczno-jakościowych nie psuje również wyświetlacz. Owszem, nie jest ani duży, ani jakoś bardzo czytelny, bo to klasyczny wyświetlacz punktowy, jednakże samo to, że jego szyba została wykonana jako lustro weneckie, nadaje mu szczególny wygląd. Gdy nie jest wyświetlana żadna informacja (gaśnie domyślnie) – jest po prostu lustrem.

Yamaha-CD-S2100-wnetrze1

Bardzo logicznie, ergonomicznie i intuicyjnie rozmieszczono przyciski. Ten, który otwiera szufladę, znajduje się bezpośrednio w jej sąsiedztwie i ma inny kształt od pozostałych. Nie trzeba się więc zastanawiać – od razu trafia się we właściwy. Również wyłącznik w postaci wystającej dźwigni (plastikowy) nie pozostawia wątpliwości co do swojej funkcji, także z powodu umieszczenia go w skrajnie lewym położeniu.

Luksusowo prezentuje się pilot, który od wierzchniej strony jest wykonany z drapanego aluminium. Mimo że jest pilotem systemowym i może obsługiwać też wzmacniacz, ma czytelnie i intuicyjnie rozmieszczone przyciski. Jeden z dwóch najładniejszych w teście i zdecydowanie najłatwiejszy w obsłudze pilot w całej stawce.

Przednia ścianka jest, rzecz jasna, aluminiowa. W wersji czarnej pokryta aksamitną w dotyku anodą. Ma prosty, vintage'owy kształt – elegancki i ponadczasowy. Również boki obudowy nawiązują do dawnych lat. Są z płyt MDF polakierowanych czarnym lakierem na wysoki połysk.

Do podparcia ciężkiej bryły użyto specjalnych nóżek, które chronią przed propagacją wibracji. Składają się one z dwóch części: górna jest wyposażona w niewielki kolec, dolna to utrzymywana magnetycznie na swoim miejscu podkładka.
Widok wnętrza wyjaśnia przyczynę ciężaru tej konstrukcji. Obudowa jest bowiem, po pierwsze, dwuwarstwowa (na bocznych ściankach są to nawet trzy warstwy), a poza tym za pomocą stalowych, niepełnej wysokości grodzi podzielono ją na trzy części. Od lewej są to: zasilacz cyfrowy, napęd i sekcja cyfrowa oraz tor audio z zasilaniem po prawej. Dodatkowo, każdy układ jest odizolowany od dna stalową platformą, a od przodu do tyłu w górnej części, pod pokrywą, biegnie usztywniające całość stalowe przęsło.

Centralną część zajmuje nie byle jaki napęd – ten sam, który znajdziemy w drogim modelu CD-S3000. Mechanizm został szczelnie zabudowany stalowym ekranem. W tym miejscu widać zapożyczenie technologii z wyższych modeli do niższych. Tuż za transportem znajduje się część cyfrowa, na której zamontowano płytki obsługujące wejścia i wyjścia. Ponieważ Yamahę wyposażono w wejście USB typu B, musiano także zastosować interfejs USB. Jego rolę pełni tu programowalny układ scalony sygnowany logo Yamahy. Transmisja po USB jest asynchroniczna. Do jej działania opracowano sterownik Yamaha Steinberg (zarówno pod Windowsa, jak i Maca) wspierający protokół ASIO 2.3. Kość umożliwia odtwarzanie sygnałów PCM 24/192 kHz oraz DSD (2,8 MHz).

Yamaha-CD-S2100-zasilanie-analogu

Jak wspomniałem, są dwa zasilacze. Cyfrowy wykorzystuje transformator EI, analogowy – toroid (również Bando).Towarzyszy mu bateria czterech kondensatorów Yamaha, po 4700 µF każdy. Tuż za nimi znajdują się stabilizatory napięciowe. Tor audio umieszczono za zasilaczem. Zastosowano przetwornik ESS Sabre ES9016S – to jedna z 8-kanałowych, 32-bitowych kości tego producenta. Obsługuje oba kanały stereo jednocześnie, pozwalając zbudować układ zbalansowany, który jest kontynuowany na elementach dyskretnych aż do wyjść XLR. Równolegle umieszczono też wyjścia RCA, jednak sygnał dociera do nich po desymetryzacji. Z uwagi na zbalansowaną konstrukcję toru audio, warto korzystać z wyjść XLR.


Brzmienie

Ogólnie Yamaha prezentuje spokojne brzmienie. Ma to swoje implikacje w dynamice, co w efekcie powoduje, że na tle konkurentów jej osiągi są w tej dziedzinie najsłabsze. Słychać to szczególnie na basie, ale dotyczy generalnie całego pasma. Bynajmniej nie oznacza to ewidentnych wad w tym zakresie, gdyż na spokojniejszej muzyce tego nie sposób stwierdzić. Co więcej, nawet na ostrym rocku Yamaha radziła sobie całkiem dobrze, umiejętnie maskując swoją niezbyt dużą szybkość. Bas Yamahy jest tylko średnio dynamiczny, ale charakteryzuje się sporym ciężarem. Miewa tendencje do kompresji, lecz jest czytelny i potrafi dość nisko zejść.

CDS2100 brzmi czysto i klarownie, a to powoduje, że nawet przy bardzo głośnym odsłuchu nie powinien męczyć. Z kolei wysokie poziomy głośności zwykle poprawiają subiektywnie odczuwaną dynamikę, stąd też Yamaha słuchana solo wcale nie musi pozostawiać w tej dziedzinie niedosytu.

Yamaha-CD-S2100-gniazda

Yamaha wykazuje się zaletami gdzie indziej. To, co w jednym momencie jest wadą, w innym może być zaletą. Dość spokojny charakter pozytywnie wpłynął na subiektywną muzykalność i w rezultacie sporą część biblioteki muzycznej, szczególnie tej tzw. „audiofilskiej”, udało się odtworzyć z korzystnym dla Yamahy rezultatem.

Na tle grupy Yamaha wyróżniała się pozytywnie jakością wokali. Owszem, ten z Primare CD32 był jeszcze bardziej wyrazisty, ale to u Yamahy miał naturalniejszą barwę. Zresztą firmowy slogan (Natural Sound) zdaje się rzeczywiście pasować do tego, co słyszymy. 

Nie można było mieć także zastrzeżeń do rozdzielczości wysokich tonów oraz jakości stereofonii. W obu kategoriach Yamaha trzymała solidny, bardzo wysoki poziom.

Wydawać by się mogło (tak sądzą audiofile), że wysokiej klasy napęd CD wyciśnie z sekcji przetwornika najlepszą możliwą jakość brzmienia, pokazując komputerowi, gdzie jego miejsce. Tymczasem (znów) jest odwrotnie: wejście USB poprawia jakość dźwięku – żeby nie było niedomówień: także wtedy, gdy odtwarzane pliki są cyfrowym obrazem zripowanej płyty CD (SACD). I tak, interfejs USB pozwala na wydobycie lepszej dynamiki oraz lepszej kontroli basu i jego rozdzielczości. W konsekwencji dźwięk zyskuje na czystości. Są to więc zmiany idące w dobrym kierunku, zwiększające potencjał tego pięknie wykonanego odtwarzacza. Nadal jednak słychać w tym brzmieniu majestatyczny spokój – i to chyba wielu audiofilom się spodoba.


Galeria


Naszym zdaniem

Yamaha-CD-zzzCD-S2100 to muzykalny, spójnie brzmiący odtwarzacz, charakteryzujący się dystyngowanym, naturalnym i spokojnym brzmieniem, sporą klarownością i dobrą jakością średnicy. Obudowa oraz jakość wykonania to klasa sama dla siebie. Pod tym względem Yamaha dosłownie miażdży rywali.

Sprzęt towarzyszący:

  • Pomieszczenie: 37 m2 zaadaptowane akustycznie, kolumny ustawione na dłuższej ścianie w jednej trzeciej długości pokoju; niezależna linia zasilająca z zabezp. 25 A.
  • Komputer: Dell Studio 1555, Windows 8.1 PRO, 2 x 2,2 GHz, 4 GB RAM
  • Program: JPLAY 5.2 + J.River Media Center 18
  • Kolumny: Magico S3
  • Kable cyfrowe: USB Wireworld Ultraviolet 7
  • Zasilacz USB: IFI USBPower + kabel IFI Gemini
  • Kable głośnikowe: Equilibrium Equilight
  • Interkonekt: Equilibrium Turbine XLR i RCA
  • Kable zasilające: Enerr Symbol, Enerr Holograph i Furutech FP-314Ag
  • Kondycjoner: Enerr AC Point One z kablem Symbol
  • Stolik: Rogoz Audio 4SPB3/BBS

Pozostałe odtwarzacze w teście grupowym:

Creek-Evo50-main Primare-CD32-main
Creek Evolution 50 CD Primare CD 32
Roksan-K3-main Atoll-CD50SE-main
Roksan Kandy K3 Atoll CD50SE-2
Primare-CD22-main   
Primare CD 22  

Pożegnanie kompaktów?

Odtwarzacze CD, choć ustępują pola nowocześniejszym i doskonalszym technicznie rozwiązaniom w postaci przetworników USB i streamerów, są wciąż kupowane, a optymiści twierdzą nawet, że mają się dobrze. Nie jesteśmy tego tacy pewni, ale skoro zapotrzebowanie istnieje, to trzeba było przeprowadzić test grupowy. I tak, w teście sześciu modeli, z przedziału cenowego 3–10 tysięcy złotych, próbowaliśmy sprawdzić ich „atrakcyjność”. Co z tego wyszło?

odtwarzacze-grupowo 

Podsumowanie

Dźwięk uzyskiwany z odtwarzaczy CD jest mniej satysfakcjonujący niż jeszcze kilka lat temu. Bynajmniej nie dlatego, że jest gorszy. Problem w tym, że odtwarzaczom wyrosła silna konkurencja w postaci przetworników cyfrowo-analogowych, które sprzężone z komputerem potrafią tyle samo – za połowę ceny. A czasem potrafią nawet więcej.

Nie da się zaprzeczyć, że odtwarzacz płyt CD ma obiektywne wady. Psuje się w nim mechanika (szczególnie ta produkowana dziś), ma laser o krótkiej żywotności, a, co najważniejsze, jakość odczytu płyty jest obarczona pewnym marginesem błędu, gdyż odbywa się to w czasie rzeczywistym. Poza tym sama aplikacja napędu rodzi problemy: konieczność dodatkowego zasilania, nieuniknione zakłócenia RFI i wibracje. O tym, że napędy CD są złym rozwiązaniem z punktu widzenia wierności brzmienia świadczy to, że wszystkie odtwarzacze w tym teście wyposażone w asynchroniczne wejście USB grały lepiej, gdy korzystały właśnie z niego, niż gdy odtwarzały oryginalny (zripowany) krążek.

Mamy jednak świadomość tego, że odtwarzacze CD właściwie nie konkurują z przetwornikami czy strumieniowcami. Ich odbiorcami jest inna grupa docelowa – audiofile, ludzie, którzy kochają płyty, uwielbiają je wyjmować z okładek, wkładać do szuflady i cieszyć się z samego ceremoniału fizycznego odtwarzania muzyki. W związku z tym odtwarzacze trzeba porównywać pomiędzy sobą, w swoje kategorii, nie próbując ich konfrontować z nowocześniejszymi rozwiązaniami.
Oczywiście, nie mamy nic przeciwko kompaktom. Zwracamy jedynie uwagę, że dzisiejsze odtwarzacze CD nie są rozwiązaniem efektywnym w senie budowania jak najlepszych systemów hi-fi za jak najmniejsze kwoty.

Żaden odtwarzacz nie okazał się ewidentnie słaby. Poszczególne modele zaskoczyły różnymi cechami. Yamaha – niezwykle starannym, wręcz luksusowym wykonaniem, godnym drogich lub bardzo drogich urządzeń high-end, Atoll – niecodzienną dynamiką i basem, a także świetną budową i niską ceną (bardzo jesteśmy ciekawi, jak CD50SE-2 zabrzmiałby, gdyby zamiast przetwornika PCM1792 zaaplikować mu PCM1704K), natomiast Roksan – muzykalnością. Z kolei Creek i oba odtwarzacze Primare dały to, czego można się było po nich spodziewać: Primare – precyzję, Creek – ogólną poprawność.

Przygotowując test zbiorczy odtwarzaczy, niejako w podtekście albo podświadomie robiliśmy go jako pożegnalny. Nie chodzi o to, że chcemy płytę CD skazać na niebyt, ale po prostu przewidujemy, iż kolejnego grupowego testu może nie udać się już przeprowadzić z uwagi na fakt, że nowe modele w zasadzie już nie powstają. Już teraz był z tym mały problem, a rozmowy z niektórymi dystrybutorami potwierdziły, że powoli wycofują oni dyskofony z oferty z uwagi na znacznie mniejsze zainteresowanie tą grupą produktów. Rzecz jasna, nie wszyscy, gdyż przetestowane modele były w większości nowościami lub przynajmniej modelami z niewielkim stażem rynkowym. Jeden z modeli, na które czekaliśmy, nie zdążył dojechać. To Arcam CDS27. Zapewne już niebawem ukaże się jego recenzja. Zostańcie z nami :-)

Oceń ten artykuł
(0 głosów)