PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Resonessence Labs Invicta Mirus

Cze 27, 2014

Index

Brzmienie

Opinia I (ML)

Mam jeszcze świeżo w pamięci wyniki odsłuchów trzech droższych od Mirusa przetworników c/a: M2Tech aVaughana (26 tys. zł), Ayona Stealtha (28 tys. zł) oraz Metronome’a Technologie (70 tys. zł). Ponadto zupełnie niedawno testowałem Auralica Vegę (14 tys. zł), na co dzień zaś używam M2Techa Younga z zasilaczem Palmer (komplet za 9 tys. zł). Ten układ odniesienia wydaje się wystarczający do postawienia diagnozy: czy Resonessence Invicta Mirus to dobry DAC.

Może to wywołać zaskoczenie, ale żadne z wymienionych urządzeń nie było na tyle dobre, aby stawić czoła Mirusowi w każdej dziedzinie brzmienia. Niektóre z nich dorównywały mu lub go przewyższały, ale tylko w pewnych aspektach. Lepszą płynność i łagodność barwy miał np. Metronome. Weźmy jednak na warsztat bas i dynamikę. Pod tym względem, jak do tej pory, najlepiej wypadł M2Tech Vaughan. Również używany przeze mnie M2Tech Young bardzo dobrze radzi sobie w tym apsekcie. Pozostałe wymienione przetworniki są w tej kategorii zwyczajnie słabsze. Invicta Mirus przewyższa dynamicznie oba M2Techy. W stosunku do Younga pozostawia nawet wyczuwalny dystans w dziedzinie jakości basu, szybkości i rozpiętości dynamicznej. Wszystkie pozostałe modele, które tu przywołałem, nie mają z Mirusem większych szans w omawianej kategorii. Przejdźmy do szczegółów.

mirrus-gniazdaBas Mirusa nie jest szczególnie rozbudowany, na pewno nie jest go dużo. W dodatku jego obecność wydaje się bardzo dyskretna. Podczas pierwszego odsłuchu dopiero po jakimś czasie zwróciłem uwagę, że w ogóle jest. Nie chodzi o to, że go brakuje, ale jego charakter jest tak dyskretny i wtopiony w tło muzyczne oraz tak naturalny, że w ogóle nie zwraca na siebie uwagi jako osobne zjawisko. Jest tak zwinny i tak szybki, a jednocześnie przeźroczysty i różnobarwny, że prawie go nie słychać. Słychać za to muzykę. Bez wątpienia jest to najlepszy bas, jaki słyszałem z przetwornika cyfrowo-analogowego testowanego w moim systemie. Drugą bardzo istotną cechą Mirusa jest precyzja i klarowność brzmienia oraz rozdzielczość. Pod tym względem ponownie blisko jest Vaughanowi i Vedze. W porównaniu z tymi, szczegółów w Mirusie jest jednak więcej – są jeszcze gładsze, ale jednocześnie nie tak słodkie jak w Auralicu, lecz podane w sposób maksymalnie realistyczny. Ten realizm odnosi się też w równym stopniu do średnicy. Jest takie nagranie wytwórni Chesky Records, uzyskane metodą sztucznej głowy, w którym David Chesky osobiście używa nożyczek fryzjerskich, symulując obcinanie włosów wokół niej. Realizm metaliczności szczękających nożyczek jest uderzający. Rozdzielczość i precyzja brzmienia – fenomenalna i lepsza niż w wielu droższych DAC-ach.

Bardzo wysoko należy również ocenić walory przestrzenne. Organy Bacha (Toccata i fuga d-moll) brzmiały przynajmniej o klasę lepiej niż na moim Youngu, a wydawało się, że i na nim jest całkiem nieźle. Oczywiście słychać było, opisane wcześniej, precyzję i superbas, który w organach jest bardzo ważny. Doszedł jednak jeszcze czynnik, który sprawił, że miało się wrażenie, iż siedzi się w kościele, a organy naprawdę grają, i choć dźwięk dociera zewsząd, z uwagi na nietłumioną akustykę kościoła, to jednak zdecydowanie lepiej była zdefiniowana odległość pomiędzy ławką a miejscem, skąd pochodziło źródło dźwięku. Tu nawet nie chodzi o skupienie, czy wycięcie z tła, choć i te elementy były wzorowe – jak pokazała inna muzyka. Chodzi o samą odległość, którą można było niemal zmierzyć. Bardziej typowe nagrania z jazzem czy innymi formami pokazały, że scena dźwiękowa jest, po pierwsze, otwarta, bardzo bezpośrednia, a po drugie, ogniskowanie źródeł pozornych jest ostre jak brzytwa.

Słuchałem tego przetwornika przez około tydzień, dzień w dzień, szukając niedociągnięć. Dosłownie dopiero ostatniego dnia uznałem, że brzmienie mógłoby być odrobinę bardziej mięsiste. Poza tym – nie mam żadnych uwag. Nie przy cenie 17 tys. złotych.
Tutaj mógłbym właściwie skończyć, ale pozostały jeszcze kwestie brzmienia karty SD kontra podłączenie przez USB oraz ocena materiału DSD, którego – jak do tej pory – nie stosowałem, a został on wykorzystany w teście.

Pierwszy wniosek jest taki, że jakość brzmienia uzyskana przez złącze USB była wyższa niż w przy korzystaniu z czytnika kart, co jest zaskakujące o tyle, że karta SD nie jest przecież źródłem zakłóceń, jak podłączony, nieizolowany galwanicznie komputer PC. Niezależnie od tego, czy materiał był w formacie DSD, czy PCM, porzez USB brzmienie było o wiele bardziej precyzyjne w barwie, a w szczególności dotyczyło to basu i środka pasma. Również stereofonia była dokładniejsza. Najwięcej zyskiwała dynamika. Zatem znów okazuje się, że komputerowe audio nie jest tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Że komputery – same w sobie – nie są „be”. Mówiąc wprost: lepiej użyć gniazda USB i słać muzykę z komputera (o ile dysponujemy odpowiednim softwarem muzycznym), niż przegrywać ją na karty SD i z nich bezpośrednio ją odtwarzać.

Drugi wniosek dotyczy porównania brzmienia nagrań PCM i DSD. Ustalenie, które jest lepsze, udało się tylko częściowo. Korzystając z interfejsu USB, uznałem, że DSD64 brzmi nieco lepiej niż PCM 24/96. Jednocześnie PCM 24/192 okazał się lepszy niż DSD64. Niestety, nie dysponowałem identycznymi próbkami z materiałem DSD128, które powtarzałyby się na PCM czy DSD 64. Gdy z kolei materiał DSD64 odtwarzałem z karty SD, brzmiał on gorzej niż PCM 24/96 przez USB, o 24/192 nie wspominając. (ML)

Opinia II (FK)

DAC Resonessence zagościł u mnie na kilka dni, do wykonania sesji zdjęciowej. Trudno było mi jednak powtrzymać swoją ciekawość i nie podłączyć Mirusa do mojego systemu – tym bardziej, że dystrybutor dostarczył całkiem sporo muzyki w formacie DSD (64 i 128) na trzech kartach SD 64 GB. Niestety, materiał ten w większości okazał się zgraniem płyt winylowych, co, owszem, jest pewną ciekawostką, lecz nienadającą się do krytycznych porównań formatów PCM i DSD. Po przeprowadzonej selekcji nagrań i ich porównaniu z moją biblioteką muzyczną okazało się, że dysponuję zaledwie dwoma albumami w formacie DSD64, które mogę porównać z wydaniami PCM: jednym w formacie CD, drugim w wersji hi-res 24/96. Obydwa zgrałem na kartę SD, by wyeliminować zależność wyniku porównań od samej metody odtwarzania plików. Nie ma bowiem możliwości odtwarzania DSD na komputerach Mac z powodu braku sterownika na system operacyjny Mac OS.

Nie powiem, żeby DSD mnie rozczarowało, bo przecież wiele lat temu przeprowadziliśmy sporo porównań tego formatu z PCM 16/44,1 (korzystając z płyt hybrydowych Super Audio CD). Najogólniej rzecz ujmując, DSD nie wnosi niczego nowego w świat plików audio o wysokiej rozdzielczości – tak przynajmniej wynika z przeprowadzonych porównań. Poziom jakości brzmienia albumu Norah Jones „Come Away With Me” w formacie DSD (zastrzegam, nie wiem, skąd pochodził w tym przypadku materiał źródłowy) nie był znacząco lepszy od ripu wydania CD, które posiadam. Pojawiła się pewna dodatkowa porcja przestrzeni i gładkości, lecz były to różnice bardzo niewielkie w kontekście porównań samych przetworników c/a (jako DAC odniesienia posłużył Meitner MA-1). Z kolei porównanie albumu Diany Krall „Love Scenes” w wersji 24/96 i DSD64 wypadło, w mojej ocenie, na korzyść „peceemu”. Dźwięk był zwyczajnie żywszy, bardziej dynamiczny, bardziej obecny, bardziej angażujący. I bardziej przestrzenny. Elementem działającym na niekorzyść DSD jest znacznie niższy poziom głośności (o 6 dB), co indukuje konieczność pogłaśniania muzyki – w przybliżeniu dwukrotnie. W przypadku wzmacniaczy lampowych oznacza to zwiększony poziom szumu. 

mirrus-dac

Jakby jednak nie patrzeć, to, czy DSD brzmi lepiej, czy gorzej niż PCM, ma i tak marginalne znaczenie, bo 99,5% nagrań plikowych i tak jest dostępnych wyłącznie w formatach PCM, w różnych częstotliwościach próbkowania. Nieporównywalnie ważniejsze jest więc, jak Mirus brzmi odtwarzając materiał PCM. 

To neutralnie brzmiący, dobrze wyważony tonalnie DAC, który utrzymuje wysoki poziom relacji jakości brzmienia do ceny właściwie w każdej możliwej dyscyplinie. Jako tako, nie ma swojego łatwo uchwytnego charakteru. Można powiedzieć, że gra bardzo poprawnie i trudno przyłapać go na czymkowiek – dopóki oczywiście nie znamy produktu ewidentnie lepszego.

Najbardziej doceniłem doskonałą dynamikę i ogólną motorykę. Mirus swobodnie porusza się po skali dynamicznej, nie budząc niedosytu – nawet w zestawieniu z urządzeniami po kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Prawdziwą miarą jakości brzmienia jest, jak wiadomo, nie to, czy dane urządzenie osiąga spektakularne wyniki w tej czy innej dyscyplinie brzmienia, lecz to, jak łudząco realistyczny dźwięk produkuje. Ot, tak po prostu – bez wnikania z  detale. W tej materii moim absolutnym punktem odniesienia jest także, już od niemal dwóch lat, kanadyjski przetwornik Meitner MA-1. To urządzenie znokautowało już wiele znacznie od siebie droższych modeli i dodam, że nie jestem jedyną osobą, która tak uważa. Mając tak ustawioną poprzeczkę, można dość łatwo wskazać, czego Mirus nie potrafi – i nie chodzi tu o krytykę tego konkretnego urządzenia, lecz wskazanie ograniczeń, które na tym pułapie cenowym muszą istnieć. Otóż Mirus nie przeskakuje progu namacalności i realizmu brzmienia, które odróżniają źródła cyfrowe kategorii A+ od „zwykłego” high-endu, a Mirus niewątpliwie do niego przynależy. Nie ma też równie ekscytującego, ultrazwinnego i niesamowicie czytelnego basu – rodem z Meitnera. Nie potrafi choćby w porównywalnym stopniu otworzyć scenę dźwiękową, zrobić z niej nie scenę dźwiękową stereo lecz wirtualną przestrzeń muzyczną, w której możemy się zanurzyć, a następnie, wyciągając rękę, wskazywać poszczególne instrumenty czy efekty.

Moje aktualne doświadczenie z DAC-ami i źródłami plikowymi najwyższej klasy określają relację jakości brzmienia Mirusa do ceny w następujący sposób: Cena 17 tys. zł jest właściwa z perspektywy użytkownika Meitnera MA-1 czy też Calyxa Femto. Inaczej mówiąc, nie obstawiałbym, że jest wyższa. Z drugiej strony, jeśliby jednak porównać Mirusa z wieloma wielokrotnie droższymi od niego DAC-ami, okazałby się on produktem o znakomitej relacji jakości do ceny. Pozostaje jeszcze odpowiedź na pytanie:jak Mirus wypada na tle licznej grupy bardzo udanych przetworników c/a za 10–15 tys. zł, z Arcamem FMJ D33, Ayre QB-9 czy Brystonem BDA-2 na czele. To pytanie pozostawiam bez odpowiedzi, zachęcając tym samym do indywidualnych porównań. Zdecydowanie warto spróbować! (FK)


Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Więcej w tej kategorii: Bryston BDA-3 »

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją