Brzmienie
Balans tonalny zdaje się nie odbiegać od neutralności. Nie słychać dominacji żadnego zakresu pasma. Marantz cały czas, obojętnie przy jakiej muzyce, sprawia wrażenie dość wyważonego, nie jest więc ani ciepły, ani jakoś wyraźnie chłodny. Niemniej, nieco bliżej mu w tę drugą stronę. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że (jako jedyny) został dosłany do testu jako zupełnie nowy egzemplarz. Dwie doby wygrzewania wpłynęły pozytywnie na precyzję brzmienia, która w porównaniu ze stanem początkowym uległa poprawie i osiągnęła bardzo wysoki poziom. Można nawet uznać ją za jedną z cech przewodnich tego urządzenia.
Przy odsłuchu fortepianu czuć bardzo dokładne krawędzie każdego dźwięku. Uderzenia młoteczków w struny są bardzo bezpośrednie, czuć każdy dźwięk z osobna. Barwa fortepianu, choć czysta, jest minimalnie utwardzona, nie tak plastyczna, jak na żywo. To stwierdzenie można też odnieść w zasadzie do każdego innego instrumentu czy wokali. Poziom wysycenia barw jest delikatnie osłabiony. Nie doszukamy się w nich zbyt wiele soczystości. To wszystko może mieć jednak związek ze zbyt krótkim okresem wygrzewania. Nie ma więc pewności, że egzemplarze w pełni wygrzane zagrają w opisywany sposób.
Bas w porównaniu ze średnicą jest mniej precyzyjny. Operuje głównie w średnim i wyższym zakresie. Najniższe podzakresy są lekko ograniczone. Pewnym mankamentem, słyszalnym zwłaszcza w przypadku kontrabasu, jest umiarkowane zróżnicowanie barwowe.
W kategorii przestrzennej Marantz zaprezentował się dość przeciętnie. W porównaniu z odtwarzaczem Metronome, który rozmywał lokalizację źródeł pozornych, nie czułem postępu. Metronome dawał jednak lepsze wrażenia ogólne, będąc lepiej napowietrzony. Rozmiary sceny tworzonej przez Marantza również nie przydają mu punktów. Jakość góry pasma, która w porównaniu z francuskim odtwarzaczem jest bardziej obecna, oceniam jako dobrą, ale ustępuje ona rozdzielczością zarówno Metronomowi, jak przetwornikowi M2Techa.
Włożenie do szuflady krążka Super Audio CD raptownie odmienia obraz tego playera, sprawiając, że brzmi o klasę lepiej, bez trudu kwalifikując się do kategorii. Płyty SACD brzmią atrakcyjnie, z gęściejszą, nasyconą i żywą barwą wokali, skrzypiec i wszystkiego w ogóle. Czuć, że odtwarzaczowi „chce się grać”.
Zysk słychać w każdym zakresie pasma. Dźwięk jest ogólnie pełniejszy, a owo wypełnienie słychać także na górze pasma. Wysokie tony nie są tylko wykonturowane, ale czuć ich wagę, momentami są nawet lekko wysłodzone. Przy okazji poprawia się też plastyczność przekazu, wcześniej odczuwany lekki chłód gdzieś zanika. Pozostaje za to precyzja, która tym razem rozciąga się także na zakres basowy. Ten zaś staje się wyraźnie głębszy – w tym aspekcie różnica jest podwójnie zaskakująca.
To, co opisałem powyżej, dotyczy domyślnego ustawienia dla filtru cyfrowego 1. Przełączenie na nr 2 jest wyraźnie słyszalne – wprowadza on znacznie więcej swobody, dźwięk o wiele lepiej odrywa się od kolumn, jest bardziej przestrzenny. Ustawienie to pozwoliło uzyskać najbardziej muzykalne brzmienie (z płyt SACD i w ogóle): pełne, gęste i muzykalne.