Index
Brzmienie
Odsłuchy przeprowadziłem odtwarzając pliki bezpośrednio z NAS-a poprzez domową sieć LAN oraz za pośrednictwem dedykowanego komputera PC z najnowszym Roonem na pokładzie, zarówno przez USB, jak i poprzez sieć z S-10 jako end-pointem. Ta ostatnia opcja od strony użytkowej odpowiadała mi najbardziej. Sądzę, że każdy, kto spróbuje, przyzna, że obsługa odtwarzania za pomocą Roon Remote pod każdym właściwie względem jest przyjaźnejsza i przyjemniejsza (także od strony wizualnej) niż soft Ayona, czy jakikolwiek inny (przynajmniej pośród mi znanych). Przeprowadziłem również krótką próbę z kilkoma plikami skopiowanymi na pendrive podłączony bezpośrednio do portu USB na froncie S-10. Zacznę od stwierdzenia, że niezależnie od wejścia, klasa brzmienia była niemal identyczna. Zdecydowanie większą różnicę robiła konwersja PCM do DSD, ale o tym za chwilę.
Byłem przygotowany na spójne, gładkie i bardzo muzykalne brzmienie. W wydaniu testowanego streamera to także granie gęste i ciepłe, ale nie nazwałbym go ocieplonym. Na początku można odnieść wrażenie, że jest ono mocno skupione na średnicy. Znakomicie wypadają bowiem wokale, instrumenty akustyczne, ale również np. gitary elektryczne operujące w tym zakresie. Tyle że jeśli pojawią się już wysokie tony, to okazuje się, iż są oddane wyraziście, czysto i dźwięcznie. Za sprawą bardzo dobrego różnicowania, świetnie wypadały np. kastaniety i wiele innych metalowych, ale także drewnianych przeszkadzajek, czy też blachy perkusji. Był mocny, szybki atak, dźwięczność i wybrzmienia. Słychać było odpowiednią masę każdego elementu, a to kolejny ważny element wspierający różnicowanie górnej części pasma. Nie było mowy o jednostajności, o pokazywaniu każdej blachy w niemal identyczny sposób. Nie dość, że każda inaczej brzmiała, to jeszcze bardzo dobra lokalizacja w przestrzeni sceny podpowiadała, że uderzane są elementy znajdujące się w pewnej odległości od siebie. Odnalazłem tu również, typową dla lamp, otwartość, dużą ilość powietrza, umiejętne budowanie całego otoczenia akustycznego instrumentów, a także akustyki pomieszczenia w nagraniach live. Rzecz nawet nie w jakiejś przeogromnej scenie, ale w przekonującym budowaniu wrażenia, że wszystko przed słuchaczem rozgrywa się w trzech naturalnych, tj. niewyolbrzymionych wymiarach.
Gdy z kolei pojawiał się niski bas, to i w jego przypadku okazało się, że Ayon nie daje żadnych powodów do narzekań. Był mocny, momentami nawet potężny, schodził nisko, był nasycony, barwny i dobrze różnicowany. Owszem, nie był to najszybszy ani najtwardszy bas, jaki zdarzyło mi się słyszeć, ale takowego po urządzeniu z lampowym stopniem wyjściowym nie oczekiwałem. Nie było jednakże mowy o wyraźnym zaokrągleniu czy przeciąganiu niskich dźwięków. Nawet jeśli znalazłoby się kilka szybszych urządzeń, o jeszcze lepszej definicji, to i tak możliwości S-10 w tym zakresie były imponujące i dopiero porównanie z innymi topowymi źródłami pokazuje, że bas można pokazać w jeszcze lepszy, bardziej precyzyjny sposób. Świetnie prowadzone były rytm i tempo nagrań, duża była energia przekazu, co przydawało się nie tylko w muzyce akustycznej, ale i w rockowym graniu. Co ciekawe, także i dynamika robiła wrażenie i nie mówię tylko o tej na poziomie mikro, która jest specjalnością dobrych lamp, ale i w skali makro. Dzięki temu doskonale bawiłem się choćby przy AC/DC – dobry drive, pewnie prowadzony, soczysty bas, ta obłędna porcja energii w dźwięku, z której Aussies słyną, a do tego gęsta, ale i czysta, wyrazista średnica dawały po prostu mnóstwo frajdy.
Warto zaznaczyć, że Ayon nie należy do wybitnie analitycznych urządzeń, ani do tych, które bezwzględnie ujawniają, czy wręcz podkreślają słabości odtwarzanych nagrań. Traktuje muzykę bardziej jako całość niż zbiór poszczególnych elementów (źródeł dźwięku). Nie wyklucza to absolutnie śledzenia wybranego instrumentu czy skupienia uwagi na wokaliście – selektywność tej prezentacji jest wystarczająco duża. Także rozdzielczość jest znakomita, dzięki czemu dźwięk okazuje się bardzo bogaty w informacje. Tyle że dopóki w odtwarzanym materiale nie ma solowych popisów, to raczej jednak odbieramy prezentację jako całościową kompozycję, sumę mnóstwa doskonale ze sobą spasowanych elementów, podobnie jak się to dzieje w czasie koncertów. Szczerze mówiąc, to już na tym etapie testu S-10 awansował do moich ulubionych źródeł cyfrowych. A najlepsze dopiero przede mną…