PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Audionet Planck

Wrz 24, 2017

Index

Budowa

Kolejność opisu będzie, jak zwykle, odwrotna w stosunku do kolejności procedury testowej. Podkreślam ten fakt, ponieważ oględziny układu przed jego posłuchaniem wprowadzają mimowolną, choćby podświadomą sugestię – a tej recenzent powinien przecież unikać na wszelkie możliwe sposoby.

Planck waży nieco ponad 22 kg (producent podaje nieco optymistycznie, że 25) i jest przykładem absolutnie bezkompromisowego podejścia do kwestii sztywności i precyzji wykonania. W pełni to docenimy biorąc urządzenie do rąk – jest doprawdy pancerne. Obudowa – w kształcie, wymiarach i sposobie montażu – jest identyczna jak ta w modelach serii ART; składa się z dwóch masywnych części: górnej pokrywy stanowiącej jednocześnie boki urządzenia oraz chassis z doczepioną czołówką i tyłem. Różnica tkwi w kolorze (rzadko spotykana jasnobrązowa anoda C-32) i użytych materiałach. Spód odtwarzacza nie jest już granitowy, lecz z twardego i gęstego tworzywa przypominającego to, z którego wykonuje się kuchenne blaty (producent wspomina o alu-minium). To oznacza, że spód jest lżejszy niż w G3 – w przeciwieństwie do góry, która w przypadku ART była drewniana (mdf). W nowym odtwarzaczu zastąpił ją ultrasztywny blok aluminium o grubości 20 mm (!) i masie 8,6 kg, z wyciętym otworem zapewniającym dostęp do mechanizmu (tak jak w przypadku wcześniejszych odtwarzaczy Audioneta, mamy do czynienia z top-loaderem). Wieko mechanizmu (lite aluminium o grubości 10 mm) przesuwamy ręcznie, porusza się ono gładko i płynnie (zasługa teflonowych prowadnic). O domknięciu go do końca (sygnał do rozpoczęcia odczytu) „informują” dwa wbudowane w nie magnesy – zamiast nieco kłopotliwego (zwłaszcza przy demontażu obudowy) przekaźnika stykowego. Całość robi znakomite wrażenie. Nowy – również aluminiowy – jest także pilot. U poprzednika do dyspozycji był  (i wciąż jest) nadajnik uniwersalny (Logitech Harmony One) – niezbyt przyjemny w codziennej eksploatacji. Co kilka dni trzeba go ładować. Z Planckiem otrzymujemy porządny, klasyczny, aluminiowy pilot RC1 – równie solidny jak sam odtwarzacz. Można by nim wbijać gwoździe (choć niewątpliwie szkoda by było).

Audionet Planck 2 tyl

Tył wygląda dość imponująco, trzeba przyznać. 

 

No więc zaglądamy do wnętrza, a tam… znajomy widok. Powiedzieć, że Planck bazuje na modelu ART G3, to trochę tak, jakby wychodząc z kina stwierdzić, że oczekiwało się lepszej gry aktorskiej. Cóż, nie da się tego ukryć: mamy do czynienia z tym samym i tak samo zamontowanym napędem (uznany „profesjonalny” Philips CDM-PRO 2LF), tożsamym układem sterowania (DSP), tą samą sekcją cyfrową, tymi samymi przetwornikami c/a, upsamplerem, a nawet zasilaczem. Spodziewałem się nawiązań, jednak nie tak znaczących. Oczywiście, są pewne zmiany. Nowe, to znaczy zmodyfikowane, są moduły wyjściowe. Pojawiły się w nich duże żółte kostki z dwoma wyprowadzeniami (wyglądają na kondensatory). Audionet podaje, że ta część układu jest dyskretna. Możliwe, nie wiem jednak, po co są tam układy scalone (notebene te same co w G3). W moim ostatnim odtwarzaczu CD w tym samym miejscu znajdowały się kondensatory MKT 6,8 μF. Wyższej jakości jest także bezpiecznik prądowy (rodowany). Zupełnie inna – i to jest niewątpliwie największa zmiana – jest natomiast płytka obsługująca wejścia cyfrowe. Wejście USB wygląda na izolowane (w jego pobliżu znajduje się mikrotransformator), a jego kontrolę sprawuje układ XMOS. Ci, którzy sądzą, że za jego pośrednictwem będą mogli odtwarzać materiał hi-res, mają rację, tyle że częściową. DSD nie posłuchamy, podobnie jak ekstremalnego PCM (DXD, 384 kHz). Zastosowane przetworniki (Analog Devices AD1955) obsługują wprawdzie DSD 2,8 MHz, ale PCM powyżej 192 kHz – już nie.  Planck – tak zresztą jak i ART G3 – nie powstał z myślą o słuchaniu plików. Różnica pomiędzy nimi polega na tym, że teraz możemy podłączyć streamer lub komputer i słuchać 95% dostępnych nagrań w gęstych formatach hi-res, co wcześniej w ogóle nie było możliwe.

Zdaję sobie sprawę, że mało kto pamięta budowę ART-a G3, dlatego przytoczę garść istotnych informacji – tym bardziej, że elektronikę Plancka należy obiektywnie docenić za ogólną jakość. Układ jest bardzo rozbudowany, a zarazem „ciasny”, przy czym pewne zdziwienie budzi to, jak wiele miejsca zajmuje płytka z procesorem DSP i trzema „archiwalnymi" interfejsami cyfrowymi Burr-Brown DIT4096I (96 kHz) – tu wykorzystanych prawdopodobnie do obsługi wyjść cyfrowych (Planck może być, rzecz jasna, wykorzystywany jako napęd CD, w przeciwnym razie wyjścia cyfrowe można – i warto – wyłączyć).
Na szczególną uwagę zasługuje sztandarowe rozwiązanie Audioneta w dziedzinie konstrukcji napędów i odtwarzaczy CD: zawieszenie mechanizmu na poliestrowym pasie (Aligned Resonance Transport – ART). Napinaczami, tworzącymi zarazem centymetrowy dystans do podłoża, są dwa prostokątne elementy aluminiowe. Dawniej w tym miejscu stosowano niepoważnie wyglądające kołki rodem z przemysłu meblarskiego. Sam napęd umieszczono na aluminiowej płycie o grubości 8 mm.

Audionet Planck 5 wnetrze

Ciasno zabudowane wnętrze o architekturze (i nie tylko niej) zapożyczonej z wciąż produkowanego ART G3. 

 

Okupujący lewą stronę zasilacz bazujące na niezbyt dużym, ekranowanym toroidzie (produkcji niemieckiej) i współpracuje za sporą liczbą stabilizatorów napięciowych (oddzielne linie zasilania dla poszczególnych bloków), pojemności filtrujące nie są duże. Warto wspomnieć o układzie izolacji i oddzielnego zasilania płytki zegara taktującego. Audionet wiele uwagi poświęcił (już 8 lat temu) redukcji jittera – i tu mamy na to dowód.

Docisk płyty stanowi niewielki krążek dociskowy o konstrukcji znanej z ART G3 (polimer POM) wyposażony w silny magnes neodymowy. Chwyt dysku jest bardzo pewny.

Według Audioneta cały układ jest „DC coupled”, a więc nie zawiera kondensatorów sprzęgających. Analogowy tor sygnałowy charakteryzuje, jak wspomniałem, budowa dyskretna i praca w klasie A. Zapewnia on nieprzeciętnie duży poziom wyjściowy (3,5 V RMS z wyjść RCA), co należy brać pod uwagę przy porównaniach z innymi źródłami cyfrowymi. Warto również skonfrontować tę wartość z marginesem przesterowania wejść wzmacniacza.

Audionet Planck 7b sekcja DACa

Sekcja DAC-a jest identyczna jak w ART G3 – bazuje na „wiekowych” już kościach delta-sigma AD1955.

 

Planck ma analogiczny zestaw złącz jak ART. Znajdziemy tu więc cztery wejścia cyfrowe (w tym USB 24/192), trzy wyjścia cyfrowe (AES/EBU i dwa koaksjalne), dwa komplety wyjść analogowych (RCA od Furutecha i XLR-y) optyczne łącza do sterowania systemowego oraz jeszcze jedno ważne gniazdo opisane jako AMPERE. Służy do podłączenia opcjonalnego zasilacza o tej nazwie (technicznie możliwe jest także użycie znacznie tańszego modelu EPS G2 – napięcia i złącza są te same). To potężne urządzenie o masie 18 kg zbudowane wokół dwóch 300-VA transformatorów toroidalnych, stabilizatorach na bazie mosfetów i pojemności filtrującej – bagatela – aż 576 tys. μF. Urządzenie otrzymaliśmy w drugiej fazie testu, tak więc możliwe było sprawdzenie, jak dużą poprawę brzmienia wnosi ten (kosztowny – 37 tys. zł) upgrade.


Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją