PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Audionet Planck

Wrz 24, 2017

Index

Brzmienie - I Opinia

Od razu uchylę rąbka „tajemnicy": Planck gra naprawdę bardzo dobrze. Nie rozczarowuje –  pomimo ceny. Gdybym ograniczył się do porównania z Meitnerem MA-1, grającym po USB z Auralica Ariesa, sformułowałbym nieco odmienną opinię, jednak niedawny kontakt z flagowym odtwarzaczem T+A (PDP 3000 HV) oraz podstawowym modelem Accuphase’a każe mi spojrzeć na możliwości Plancka w innym, zdecydowanie jaśniejszym świetle. Po dłuższym odsłuchu i bezpośrednich porównaniach zacząłem doceniać ten może nieszczególnie nowoczesny, ale jakże swojsko brzmiący player. Swojsko – znaczy w tym przypadku „z jajami”. Przepraszam za to nieco wulgarne, jednak w tym przypadku, jak sądzę, trafne skojarzenie.

Flagowy Audionet reprezentuje energetyczne, potężne granie. Duża doza ekspresji, szczególnie w porównaniu z Accuphase DP-560, szeroki zakres dynamiki i ogólna swoboda to elementy, które kształtują brzmienie tego odtwarzacza, jego subiektywny odbiór przez słuchacza. Te cechy niejako z „automatu” pozwalają polubić ten dźwięk, tym samym oddalając obawy z gatunku: „precyzyjny to pewnie będzie, ale czy muzykalny?” Tak, Planck jest muzykalny – potrafi zrobić wiele, by wciągnąć słuchacza w muzyczną akcję. Nie robi tego jednak na modłę usypiaczy czy pluszowych misiów, lecz dokonuje tego dzieła przede wszystkim na poziomie dynamiki – szczególnie w zakresie basowym (choć nie tylko) oraz energii ulokowanej także w średnim zakresie pasma. Ten jest wyrazisty, powiedziałbym, że obszerny, mocny, dość konturowy, ale bez karykaturalnej przesady. Planck wie, jak obchodzić się z transjentami. Nie tłumi ich, ale też nie wysusza. Podaje je z odpowiednią dozą zdecydowania i energii (znów pada to słowo – z braku lepszego odpowiednika). Na tle ostatnio odsłuchiwanych lub porównywanych odtwarzaczy robi to, moim zdaniem, najlepiej. Bardzo dobrze wypada brzmienie gitar – mają odpowiednie „cięcie”, dobrze „drążą”, ale rzadko przeradza się to w agresję; jeśli już, to z powodu nie najlepszej jakości nagrania. Pewnym efektem ubocznym jest jednak niewielki „stres” w obrębie – tak to przynajmniej odbieram – niższych sopranów. Są mocne, zdecydowane, chwilami nieco za bardzo, co bywa odczuwalne w nagraniach z jasno (ale dobrze) nagranymi blachami perkusyjnymi – przykładem niech będzie „Accentuate The Positive” nieodżałowanego Ala Jarreau. Hi-hat „świeci” mocniej niż zwykle. Sam skraj pasma jest jednak gładki, obdarzony sporą dozą tzw. powietrza, choć w żadnym razie nie jest to poziom Meitnera. Ogólnie rzecz biorąc, wysokie tony są dobre, choć w moim odbiorze, mojej skali odniesienia – na pewno nie referencyjne.

Audionet Planck 3 wieko

Planck, tak samo jak jego protoplaści, jest ładowany od góry. Wieko mechanizmu – tak zresztą i prawie cała obudowa – jest odlewem ze stopu aluminium anodowanego na nietypowy, jasnobrązowy kolor (C32).

 

Szczegółowość jest duża, na tle tańszych odtwarzaczy nawet bardzo duża, jednak nie jest to cecha dominująca, jakoś szczególnie zwracająca na siebie uwagę. Słychać to, co trzeba – nie jakoś szczególnie więcej, ani mniej. Takie podejście uważam za słuszne i pożądane.

Pod względem stereofonii Planck ma wiele do zaoferowania. Jest rozmach, jest swoboda. Osobiście oczekiwałbym jeszcze więcej napowietrzenia i subtelności, spójności poszczególnych planów. Proszę wybaczyć – mam rozdmuchane wymagania wskutek ponad 4-letniego obcowania z Meitnerem MA-1. Najlepsze przetworniki w cenie zbliżonej do ceny Plancka, lub nawet tańsze, potrafią dziś więcej. Tyle że one grają jakby w innej lidze. Powróćmy więc na grunt odtwarzaczy płyt kompaktowych. 

Bez względu na wszystko, imponujący jest bas Audioneta. Po pierwsze, jest go dużo. Ma mnóstwo „poweru”, wyborne jest wypełnienie (acz chwilami przesadne). Kontrola, precyzja, szybkość otrzymują oceny oczko niższe, wciąż jednak bardzo dobre w skali odtwarzaczy CD (najlepszych DAC-ów już nieco mniej). Bas Plancka ma niewątpliwy, czynny udział w równoważeniu dość odważnej góry, ale przede wszystkim – do spółki z wyrazistą średnicą – pozytywnie napędza odtwarzaną muzykę. Jasne, że mocny bas nie zawsze będzie atutem – w niektórych systemach (tych borykających się na przykład z dudniącym pomieszczeniem) wręcz odradzałbym to źródło. Z reguły jednak – tak obstawiam – polubimy ten sposób prezentacji.

Audionet Planck 8c wejscia cyfrowe

Obsługa wejść cyfrowych to jedna ze zmian w stosunku do ART-a – zamiast archaicznego układu Burr-Browna pojawił się specjalizowany układ XMOS.

 

Uważni Czytelnicy zapewne zorientowali się, że każdego zakresu w brzmieniu Plancka jest… dużo. To swoisty paradoks, ale też prawda – subiektywnie tak to właśnie się odbiera (przynajmniej ja). Audionet nie jest zupełnie neutralny tonalnie, za to słowo „naturalność” pasuje do niego już bardziej. Są na rynku odtwarzacze brzmiące subtelniej (w rozumieniu: ciemniej, spokojniej), jak np. Accuphase DP-560. Są też takie, które bardziej „rozpływają się” nad barwami instrumentów czy wokali. Co w żadnym razie nie znaczy, że Planck jest tu ułomny. Wokale odtwarza w sposób żywy, naturalny, może jedynie nieco rozjaśniony. Z trzeciej strony, są też takie odtwarzacze, które brzmią bardziej sucho i technicznie. Planck nie należy ani do jednej, ani do drugiej grupy. Robi wszystko co najmniej dobrze lub bardzo dobre, nie zaliczając żadnych wpadek. Jest jak niemiecka sportowa limuzyna pokroju BMW M5. Świetne osiągi, bardzo dobry komfort i odpowiedni image – wszystko się jakby zgadza. (FK)


Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją