PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Aurender A10 - Odtwarzacz strumieniowy

Kwi 05, 2019

Południowokoreański producent wyszedł poza schemat oferowania transportów plikowych, oferując kompletny zintegrowany streamer A10 wyposażony w dekodowanie MQA. Sprawdziliśmy go w testach odsłuchowym i praktycznym.

Dystrybutor: Audiofast, www.audiofast.pl 
Cena: 27 060 zł

Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa

audioklan

 

 


Odtwarzacz strumieniowy Aurender A10

TEST

Aurender A10

Aurender zasłynął jako jeden z pierwszych, jeśli nie pierwszy, wytwórca high-endowych źródeł sygnału cyfrowego z wyjściem USB audio. Były to de facto „transporty” cyfrowe, czyli źródła bez wbudowanych przetworników c/a. Wszystko zaczęło w 2011 roku, kiedy to pokazano wyjątkowo zaawansowany, jak na tamte czasy, serwer S10. Urządzenie to zrobiło duże wrażenie na całej społeczności fanów computer audio. W kolejnych latach firma udoskonalała i jednocześnie rozszerzała game oferowanych modeli, proponując zarówno serwery tańsze, jak i droższe, z flagowym W20 na czele. W ubiegłym roku światło dzienne ujrzał pierwszy serwer z wbudowanym przetwornikiem c/a, a więc kompletny odtwarzacz strumieniowy; w dodatku potrafiący dekodować strumień MQA.

 

Budowa

Jak przystało na produkt Aurendera, A10 jest wprost wzorowo wykonany. W całości aluminiową obudowę obrobiono z godną podziwu precyzją. Górna pokrywa ma aż 5 mm grubości, a jej spasowanie z resztą sztywnej skorupy nie pozostawia nic do życzenia. Fiszbiny radiatorów wkomponowane w niskie boki wskazują, że mamy do czynienia ze świetnie przemyślanym dziełem inżynierii przemysłowej. Gustowne i bardzo przyjemne w dotyku są delikatne zaokrąglenia krawędzi. Niski przedni panel zawiera grupkę przycisków funkcyjnych oraz gałkę głośności. Tak, zgadza się – A10 jest wyposażony w całkiem dobrą cyfrową regulację poziomu pokrywającą zakres 90 dB ze skokiem 0,5 dB. Można ją deaktywować w menu, jeśli korzystamy z integry lub bardzo dobrego przedwzmacniacza analogowego. Tak czy inaczej, warto tę opcję wypróbować.

Aurender A10 wnętrze

Z tej perspektywy być może tego nie widać, ale jakość wykonania ciasno zabudowanego układu, płytek robi duże wrażenie.

 

Oględziny wnętrza napawają optymizmem, choć zdaję sobie sprawę, że przeciętny odbiorca tego produktu nie zagląda mu w trzewia. Konstrukcja odtwarzacza jest bardzo zaawansowana. Widać tu daleko posuniętą troskę o rozdzielenie obwodów nawzajem się zakłócających. Część cyfrowa, odgrodzona pionowym ekranem, zajmuje lewą połowę obudowy. Znajdziemy tu układ zarządzającego całością komputera AMD ukrytego pod masywnym radiatorem, zapewne pod spodem znajduje się twardy dysk o pojemności 4 TB, zaś lewym przednim rogu uwagę zwraca dysk SSD 120 GB pełniący funkcję pamięci podręcznej do odtwarzania muzyki. Funkcja ta działa niezależnie od tego, czy gramy z dysku wbudowanego czy z zewnętrznego NAS-a. Wielkość pamięci cache jest na tyle duża, że bez problemu mieści nawet długą kolejkę odtwarzania. Wykonałem prosty test, by sprawdzić działanie pamięci w praktyce. Zadałem kolejkę odtwarzania liczącą kilkadziesiąt utworów (w tym spora część w jakości hi-res), po pewnym czasie stwierdziłem, że mój NAS Synology przeszedł z tryb niskiego poboru energii. Skakanie po kolejce odczytu nie wybudzało go z tego trybu, postanowiłem więc dysk wyłączyć, a muzyka nadal grała i to bez żadnych przerw czy oporów. A zatem „keszowanie” naprawdę działa, co jest ważne o tyle, że jeśli korzystamy z dysku wbudowanego, on również przestaje się po chwili obracać, za zatem nie zakłóca (tak bardzo) układu.

Na prawo od ekranu znajduje się kompletny, cyfrowo-analogowy tor audio wraz z liniowym zasilaniem złożonym z trzech ekranowanych transformatorów (jeden wspólny dla sekcji cyfrowej, pozostałe dwa dla płytek lewego i prawego kanału). Towarzyszą im dedykowane stabilizatory i po jednym elektrolicie (złote Nichicony), reszta układów zasilania toru audio znajduje się już bezpośrednio przy przetwornikach c/a (AK4490EQ w każdym kanale) i sekcji analogowej, którą tworzą wzmacniacze operacyjne Burr-Brown OPA 627, OPA 827 oraz AD825. Cały układ zmontowano powierzchniowo (SMD). Schludność montażu nie budzi żadnych uwag krytycznych. W centralnej części dużej płyty głównej znajduje się zarządzający całością, w tym także taktowaniem sygnału, układ FPGA Xilinx Spartan-6 z serii XC6SLX45.

Aurender A10 tor audio

Monofoniczne płytki audio zawierają liczne elementy stabilizujące i filtrujące zasilanie pochodzące z 4 transformatorów.

 

Funkcjonalność

Sterowanie jest dwupoziomowe: z jednej strony mamy aplikację – dobrze już znaną Aurender Conductor (wciąż dostępną wyłącznie na iPada), z drugiej zaś porządnego, ale minimalistycznego aluminiowego pilota. Nie ukrywam, że jestem zadeklarowanym zwolennikiem takich rozwiązań. Nadajnik umożliwia szybkie i pewne zatrzymanie odtwarzania, przeskoczenie do kolejnego utworu z kolejki odtwarzania/playlisty (tudzież cofnięcie się), jak również sterowanie głośnością. Do zwykłej obsługi jest bez porównania wygodniejszy i sprawniejszy niż nawet najnowocześniejszy tablet czy smartfon. Działa zawsze – w przeciwieństwie do Wi-Fi, chociażby.

Sama aplikacja budzi natomiast mieszane odczucia. 7 lat temu budziła uznanie, może nawet zachwyt, dziś wydaje się nieco przekombinowana. Trochę przytłacza liczba opcji i informacji – choćby takich jak numer IP urządzenia czy też zbyt rozbudowane, jak na mój gust, opcje sortowania muzyki, choćby ze względu na liczbę bitów. Ogólnie czuć w tym projekcie nieco za bardzo techniczny sznyt, przydałoby się popracować nad grafiką i przejrzystością. Przykładem może być choćby aplikacja Auralica, nie mówiąc już o Roonie. Pewną niedogodnością, przynajmniej z punktu widzenia użytkowników dysków sieciowych (NAS-ów) jest to, że dysk sieciowy, nawet jeśli zostanie dodany do zasobów muzycznych w aplikacji, jest sczytywany w ramach protokołu SMB, czyli jako magazyn danych zawierający foldery i pliki. W tym trybie metadane nie są widoczne, zatem jedyną opcją sortowania muzyki jest przeglądanie folderów. Problem ten daje się jednak obejść. W tym celu na komputerze (PC/Mac) wpiętym do wspólnej sieci lokalnej należy zainstalować program Aurender Media Manager (AMM), który dokona indeksacji biblioteki muzycznej i automatycznie wyeksportuje bazę danych do odtwarzacza. Przeprowadzenie tej operacji po raz pierwszy jest dość czasochłonne (zależne od liczby albumów i szybkości podłączonego NAS-a), ale potem – już w miarę dodawania kolejnych albumów – aktualizacja przebiega szybko i sprawnie. Dlaczego tak to wymyślono? Aplikacja mobilna ma zbyt małe możliwości, by sprawnie i autonomicznie przeprowadzić operację.

Aurender A10 display

3-calowy wyświetlacz OLED może pełnić funkcję ozdobną – jako nieprzydatny i niezbyt czytelny wskaźnik poziomu sygnału. Ale wygląda fajnie.

 

Aurender czyta znakomitą większość, a właściwie to wszystkie liczące się formaty plikowe audio, włączając w to MQA, co stanowi niewątpliwy plus. Ograniczeniem, choć symbolicznym, jest to, że nie odtworzymy nagrań w formacie DSD 256. W trakcie testów napotkałem tylko raz na album w „normalnej" rozdzielczości, którego A10 konsekwentnie nie chciał odtwarzać – była to msza B-moll J.S. Bacha w formacie PCM 24/192 (FLAC). Nie mam pojęcia, co mogło być tego przyczyną.

Jeśli chodzi o platformy streamingowe, to w zakładkach aplikacji dostępny jest wyłącznie TiDAL. W polskich realiach niewiele to tak naprawdę zmienia, bo nadal jest to jedyna działająca w naszym kraju platforma oferująca muzykę w formatach bezstratnych, w tym także MQA. Jak wynika z informacji na jednym z pasków w aplikacji, zakładka Masters (zawierająca nagrania hi-res w tym właśnie formacie) liczy już ponad 11 tysięcy albumów (stan na początek sierpnia 2018 r.). Nie sądziłem, że jest tego aż tyle. Wszystkie nagrania są rozkodowywane w formacie 24 bity / 48 kHz.

Aurender ma jedną kapitalną zaletę, którą – jak pamiętam – posiadał także pierwszy S10. Otóż cała kolejka odtwarzania (jej pozycje) jest zapamiętywana i przechowywana w pamięci stałej. Oznacza to, że nawet zupełne odłączenie odtwarzacza od prądu, nawet na wiele dni, nie powoduje jej wymazania i po ponownym rozruchu możemy kontynuować odsłuch. Z mojego punktu widzenia, i chyba nie tylko mojego, jest to poważny atut.

Brzmienie

Aurendera A10 testowałem w jego podstawowej i domyślnej konfiguracji – jako kompletny odtwarzacz strumieniowy z nieaktywną regulacją poziomu. Zrezygnowałem przy tym z kopiowania swojej biblioteki muzycznej przechowywanej na 3-terabajtowym dysku NAS Synology ze względu na czasochłonność takiej operacji (aplikacja pozwala ten proces zautomatuzować), jak również zastosowanie pojemnej pamięci podręcznej SSD, która – jak już wspomniałem – de facto nie rozróżnia dysku wewnętrznego od zewnętrznego. Algorytm jej działania jest w obu przypadkach analogiczny; do bieżącego odczytu wykorzystywana jest wyłącznie pamięć SSD.

Już w pierwszej fazie, jeszcze niezobowiązujących, odsłuchów zwróciłem uwagę na to, jak przyjemnie, gęsto i czysto gra ten player. Cichy odsłuch ujawnił talent Aurendera do plastycznego rozmieszczania muzyków na scenie, a świeże, ładnie separowane uderzenia talerzy zapowiadały bardzo przyjemny dalszy ciąg. I tak też było.

Aurender A10 gniazda

Godna uznania powściągliwość i umiar. Tylko jedno wejście cyfrowe (po co komu więcej – do telewizora jak znalazł) oraz ważna opcja wyjściowa: interfejs USB dedykowany do audio jako opcja rozbudowy o lepszego zewnętrznego DAC-a.

 

Nie ulega wątpliwości, że A10 jest źródłem wysokiej próby. Nie jest to odtwarzacz wymagający jakiejkolwiek „aklimatyzacji” słuchu czy też specjalnej konfiguracji toru odsłuchowego, by wypadł na miarę oczekiwań. To źródło o małym nasileniu cech własnych, inaczej mówiąc nie obarczone wyraźnym charakterem prezentacji. Celowo nie używam terminu „neutralność”, ponieważ w przypadku źródeł cyfrowych kojarzy mi się on z nijakością czy nawet sterylnością, a oba te określenia mają się nijak to prezentacji dźwięku w wykonaniu tego pięknego kawałka zaawansowanej elektroniki. Pierwsze określenia, które przychodzą mi na myśl, gdy próbuje przelać na papier to, co usłyszałem w swoim systemie w Aurenderem zamiast duetu Auralic Aries/Meitner MA-1, to pełnia barw i duża skala dźwięku. W obu tych dziedzinach A10 zaspakaja naprawdę duże oczekiwania, mogąc nawet konkurować wyżej wymienioną referencją. Ściśle rzecz biorąc, scena była nieco węższa, a przede wszystkim płytsza, jak również mniej zwiewna, jednak mając na uwadze znacząco wyższą cenę źródła odniesienia oraz jego wybitne wręcz właściwości w omawianych aspektach trudno mieć jakieś zastrzeżenia pod adresem odtwarzacza z Korei. Regresu się spodziewałem, dodam tylko że był on nie większy, a szczerze mówiąc nawet mniejszy niż przewidywałem. Obraz stereofoniczny i tak cechuje znakomita swoboda i przestrzenność. Czuć dużą dozę swobody, brak efektu napięcia. A więc mocny punkt dla Aurendera.

W ślad za pełnią i całkiem obszerną przestrzenią idzie bardzo dobre poczucie namacalności dźwięku, niemal całkowity brak czegoś, co zwykło się nazywać cyfrową twardością lub nalotem. Sięgnąłem po stary album grupy Foreginer „4”, który posiadam w wersji hi-res 24/96. Samo nagranie jest przeciętnej jakości, jednak w tym wydaniu potrafi się bronić, o czym przekonał mnie mój odtwarzacz referencyjny. Aurender zrobił dla tej muzyki podobną rzecz: wokal Lou Gramma był niemalże naturalny, całe nagranie sprawiało wrażenie analogowego (płytę wydano w 1981 r.), choć szczerze mówiąc, nie wiem, jaka była metoda rejestracji. To duży plus tej konstrukcji: umiejętność całkiem spójnego odtworzenia całego pasma, ale bez posuwania się do zawoalowania, tudzież innych zabiegów wygładzających. No dobrze, trochę skłamałem: Aurender dopuszcza się pewnej dozy zaokrąglenia transjentów, szczególnie w niższym zakresie, jednak nie ma to wiele wspólnego ze stereotypowym postrzeganiem miękko i „ciepło” brzmiącego źródła cyfrowego. W rzeczy samej, dół pasma odebrałem jako nieco cieplejszy i bardziej miękki niż otwarta i błyszcząca góra pasma – nie tak czysta i delikatna jak ze źródła odniesienia, ale na pewno bardzo dobrej jakości, w pełni adekwatnej do ceny.

Aurender A10 DAC

Cena w pełni odzwierciedla włożony trud konstrukcyjny oraz koszt komponentów. W każdym kanale pracuje przetwornik AKM AK4490EQ.

 

Bas, mimo wspomnianego lekkiego zaokrąglenia, cechuje znakomita dynamika i drive. Inna sprawa, że sprawiał on lepsze wrażenie przy odsłuchu muzyki filmowej i symfonicznej niż gdy sięgnąłem po najnowszą produkcję Marcusa Millera (w MQA z TiDAL-a). A10 potrafi czytelnie oddawać technikę gry tego artysty, choć poziomu referencyjnego w tej materii nie osiąga.

Najważniejsze jest jednak wrażenie ogólne: poczucie pewnej harmonii brzmienia, wsparte bardzo dobrą (nawet w tej klasie źródeł) detalicznością, dużym rozmachem dynamicznym i nasyconymi, lekko ocieplonymi barwami. Reasumując, uważam ten odtwarzacz za źródło wysoce uniwersalne, które ma szansę zabłysnąć w wielu, różnych systemach.

Galeria

 

Naszym zdaniem 

Aurender A10 zzzAurender A10 jest chyba najbardziej kompletnym, najbardziej wszechstronnym funkcjonalnie odtwarzaczem plikowym w stosunkowo rozsądnej cenie dostępnym dzisiaj na rynku. Może działać autonomicznie, jako urządzenie zupełnie samowystarczalne zawierające wiele tysięcy albumów na wbudowanym dysku twardym , ale też bez problemu dogaduje się z NAS-em. Potrafi odtwarzać materiał hi-res w najwyższej jakości – zarówno z zasobów lokalnych, jak i z TiDAL-a. W dodatku jest mały, świetnie wykonany i można go podłączyć bezpośrednio do końcówki mocy, co jeszcze bardziej upraszcza system. Jednak co najważniejsze, jest to odtwarzacz potrafiący bez żadnych kompleksów stanąć w szranki z najlepszymi źródłami cyfrowymi do 30 tysięcy złotych, jak również tymi droższymi. Moja rekomendacja.

System odsłuchowy:

  • Pomieszczenie: 30 m2 zaadaptowane akustycznie, dość silnie wytłumione
  • Źródło: Auralic Aries (FW 4.0) (USB audio out), Meitner MA-1
  • NAS: Synology DS115/WD Red 2 TB
  • Interkonekty: Stereovox HDSE, Albedo Metamorphosis
  • Kable głośnikowe: KBL Sound Red Eye Ultimate
  • Akcesoria: stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART STO, platformy antywibracyjne PAB (pod przedwzmacniaczem i przetwornikiem c/a)
  • Zasilanie: dedykowana linia zasilająca, listwy Furutech f-TP615, GigaWatt PF-2, kable zasilające KBL Sound Himalaya PRO, Red Eye Ultimate, Zodiac
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją