PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Wzmacniacz zintegrowany Hegel H360

Lis 17, 2015

Index

Brzmienie

Olbrzymiej mocy Hegla nie czuć specjalnie podczas odsłuchu. I bynajmniej nie jest to zarzut, lecz stwierdzenie o klasie urządzenia. „360” nie tworzy sztucznej potęgi, nie „pompuje” basu. To typ urządzenia o dość neutralnym podejściu do dźwięku, za co należy mu się pochwała już na wstępie.

Wzmacniacz został oceniony w bezpośrednim porównaniu z moim referencyjnym dzielonym Atollem PR400/AM400 oraz w odniesieniu do tańszego o 6000 zł Vincenta SV-700. Hegel różni się od obu z nich i charakterem, i jakością dźwięku. Całościowo, obiektywnie rzecz ujmując, H360 uzyskuje wyraźną przewagę nad Vincentem i bliższy jest raczej Atollowi. Wynika to głównie z oceny takich cech brzmienia, jak przejrzystość i ogólna czystość. Vincent jest wyraźnie ciepłym, ale też nieco (relatywnie) zawoalowanym wzmacniaczem. Hegel przeciwnie – bliższe mu jest brzmienie analityczne, nawet nieco jasne, choć gładkie. To Atoll, mimo że też neutralny, wydaje się łagodniejszy. Jednocześnie jednak francuski duet  jest bardziej przejrzysty, wyraźniej eksponuje wszelkie nieczystości źródeł, które Hegel trochę nieco maskuje, wygładza. Gdy jednak porównać barwę tych trzech wzmacniaczy, szczególnie poziom jej nasycenia, to Vincent ma tu chyba jednak najwięcej do powiedzenia, będąc jednocześnie najmniej neutralny, najbardziej cukierkowy. Norwegowi daleko do takich zapędów: nie popada w żadne osłodzenie, ocieplenie, stara się być rzetelny – do tego stopnia, że bywa nawet jednak nieco powściągliwy w emocjach wynikających mikrodynamiki.

Hegel-H360-tranzystory

Paradoksalnie, gdy przeprowadzałem porównania z udziałem Linna Akurate DS w roli źródła, okazało się jednak, że neutralny i mocno powściągliwy w barwach Linn, lepiej spasował się właśnie z Heglem niż z Atollem. Linn z Atollem brzmiał zbyt beznamiętnie, a z Heglem, dzięki minimalnemu jednak podkręceniu dołu pasma (to efekt naprawdę delikatny) i nieco odważniejszej góry, brzmienie sprawiało wrażenie bardziej zrównoważonego w barwie i proporcjach.

Tradycyjnie, wielkim atutem topowej integry Hegla (wcześniej dotyczyło to H200 i H300) jest makrodynamika. Choć dziś nie robi już na mnie takiego wrażenia jak kiedyś, zwłaszcza gdy testowałem H200, to nadal należy do wybitnych cech tego urządzenia. Nie jest to makrodynamika efekciarska, nastawiona na pierwsze wrażenie, lecz raczej element potencjału do wykorzystania wtedy, gdy wymaga tego muzyka.

Do przestrzenności dźwięku nie miałem żadnych uwag. Nie zauważyłem żadnych minusów. Była adekwatna do oczekiwań dla wzmacniacza w tej cenie i nie wyróżniała się żadną cechą, którą można by uznać za szczególną. Nie brakowało precyzji lokalizacji ani oddechu. Ograniczeniem były raczej możliwości kolumn niż samego wzmacniacza.

DAC i streamer w prezencie

Pewnym zaskoczeniem okazała się jakość wbudowanego przetwornika c/a USB i odtwarzacza sieciowego. Sprawdziłem oba, zaczynając od sieci. Choć minimalnie lepiej było przez USB, to jednak w obu przypadkach wypadły zaskakująco dobrze. Część cyfrowa, w odróżnieniu od wielu innych dokładanych gratis do wzmacniaczy, nie obniża znacząco potencjału wzmacniacza, gdy jest wykorzystywana zamiast zewnętrznego źródła. To znakomita wiadomość!

Owszem, podłączając zewnętrzny przetwornik M2Tech osiągałem lepsze rezultaty, ale tylko nieznacznie. Nie była to różnica klasy – w żadnym razie. Przetwornik w Heglu to w przybliżeniu implementacja modelu HD12, skądinąd świetnego. Co zrozumiałe, HD12 solo brzmi lepiej. Ale czy warto byłoby dopłacać 5000 zł? Nie sądzę.

Wewnętrznemu DAC-owi mogłem zarzucić pewne ujednolicanie barw i jakości. Np. pliki 16/44 i 24/192 czy DSD nie różniły się między sobą tak bardzo, jak powinny. Mimo to uważam, że wbudowany moduł z powodzeniem może zaspokoić potrzeby nawet dość wymagającego, średnio zaawansowanego słuchacza.


Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją