PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Chord Mojo - mobilny DAC słuchawkowy

Maj 25, 2016

Index

Brzmienie

Chord jest dość ostrożny w plasowaniu Mojo na tle Hugo. Nieprzypadkowo. John Franks wyznał w trakcie wywiadu, mówiąc to po cichu, że nowy maluch właściwie dorównuje Hugo, co z pozoru stanowi zagrożenie dla tego drugiego. Z drugiej strony świadczy to jednak o niebywałym poświęceniu brytyjskiej firmy, by zaoferować produkt, który zwyczajnie nie daje szans konkurentom. Ile jest prawdy w tych zapewnieniach? Bez wątpienia – bardzo wiele.

Pierwszą cechą Mojo, która prawdopodobnie zszokuje wszystkich tych, którzy nie słuchali Hugo, a swe wyobrażenia o high-endowym dźwięku mobilnym opierają na doświadczeniach z DAP-ami, jest wręcz nieograniczony zakres dynamiki oraz możliwy do uzyskania poziom głośności bez choćby najmniejszych zniekształceń. Za pomocą typowych słuchawek mobilnych z przetwornikami dynamicznymi nie da się wyczerpać zakresu dynamicznego tego malucha. Dopiero podłączenie mało czułych planarów Audeze daje pojęcie o skali zjawiska. Mojo grał w tym duecie z taką swobodą i rozmachem, jakby był co najmniej 5 razy większy i 3 razy droższy. Dość powiedzieć, że uzyskana jakość dźwięku budzi ścisłe skojarzenia z testowanym niedawno Hugo TT. A to olbrzymi jak komplement.

Dynamika Mojo wyraża się nie tylko w głośności absolutnej, umiejętności napędzenia nawet trudnych nauszników, lecz także w subiektywnie odbieranej szybkości transjentów, precyzji oddania fazy ataku, a także w zjawiskowej rytmiczności, timingu. Uznawany za bardzo dynamiczny i ogólnie bardzo wartościowy produkt iFi Audio iDSD micro w bezpośredniej konfrontacji z Mojo grał dźwiękiem zdecydowanie mniej klarownym, wartkim, czystym. Zdawał się przybrudzony, zawoalowany, miękki. Wyraźnie gorsze były rozdzielczość i ekspresja. Różnice były wyraźne nie tylko na planarach Audeze, lecz również na mobilnych AKG N60NC. Z tymi niepozornymi nausznikami, Mojo wyczyniał cuda, wpuszczając w nie tyle życia i precyzji, że ich brzmienie było nie do poznania. Szczególnie w porównaniu z tym, jak grał wykorzystany w teście smartfon LG. Poprawa jakości dźwięku po podłączeniu do niego Mojo była tak drastyczna, że słyszalna dosłownie natychmiast, w pierwszej sekundzie. Muzyka dostawała potężnego kopa, życia, ekspresji, barw. Gdy AKG były wpięte bezpośrednio do telefonu, z nagrań uchodziło życie. W ogóle nie chciało się ich dalej słuchać.

Chord mojo 3 plugs

Mimo naprawdę zjawiskowej szczegółowości, precyzji i rozdzielczości, Mojo nie cierpi na przesadne konturowanie dźwięku czy wysuszanie barw. Mamy tu do czynienia z przekazem kompletnym, pełnym, dobrze wypełnionym, choć nie można powiedzieć, że ciepłym czy masywnym. Całościowo dominuje wrażenie klarowności, impulsywności, dynamiki, punktualności. Fenomenalna przy tej cenie jest jakość wysokich tonów, a także czystość średnicy. Mojo gra tak, jakby usunąć niewidzialną tkaninę spomiędzy muszli słuchawek i uszu słuchacza. Tak kapitalny jest wgląd w nagrania, a w związku z tym – ich różnicowanie. Słuchając albumu „Spiritchaser" Dead Can Dance nie mogłem uwierzyć, jak głęboko i soczyście gra ten miniaturowy head amp (wybaczcie zapożyczenie, ale terminy anglojęzyczne są znacznie poręczniejsze niż nasze rodzime). Brzmienie było tak dobre, że po 10 minutach słuchania stwierdziłem, iż lepszego właściwie nie potrzebuję. Połączenie z LCD-3 zapewnia wprost niewiarygodne efekty. Pomyśleć jeszcze 2-3 lata temu, że tak fenomenalny dźwięk da się uzyskać siedząc gdzieś poza domem, na przykład w hotelu i to z baterii!

W zakresie przestrzenności brytyjski maluch zasługuje na wielkie brawa, słowa najwyższego uznania. Obraz przestrzenny uzyskiwany z LCD-3 był szeroki i gęsty, z wyraźnym poczuciem głębi, jaką te słuchawki są w stanie kreować. Dość powiedzieć, że porównywalny cenowo produkt iFi Audio grał wyraźnie węziej i bardziej płasko.

Zupełnie niesamowita jest jakość reprodukcji basu. Mamy tu połączenie nieprzesadnej potęgi (gdy nagranie ma mało niskich tonów Mojo, nie spowoduje, że zabrzmi masywnie) z doskonałą kontrolą na samym dole pasma i świetną impulsywnością w wyższym podzakresie. Jednym słowem, niskie tony ocierają się o doskonałość, a już na pewno w swoim przedziale cenowym.

Zdaję sobie sprawę, iż może to zabrzmieć mało wiarygodnie przez to, że nazbyt entuzjastycznie, ale z dźwiękowego punktu widzenia Mojo jawi się jako urządzenie pozbawione wszelkich wad. To autentyczny killer, okazja w segmencie mobilnych dako-słuchawkowców.


Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją