PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Audio Research GS150

Mar 16, 2016

Index

Brzmienie

Obawy okazały się niepotrzebne. GS150 to wzmacniacz wspaniale łączący dwa bieguny audiofilskiej nirwany: plastyczność, naturalność barw z nieposkromionym zapasem dynamiki. Nie sądziłem, że usłyszę kiedyś wzmacniacz lampowy, który w tak swobodny sposób przejmie kontrolę nad basowymi membranami pełnopasmowych kolumn. Wprawdzie podłączony do Wilsonów, Galileo nie dorównywał w tym względzie „Danowi”, lecz trzeba wziąć pod uwagę fakt, że Sashe są wyjątkowo trudnym obciążeniem – w szczególności dla lampowca (impedancja spada do 1,8 Ω w zakresie basu). Moje wiekowe (ale jakże kochane!) Zollery są mniej wymagające – i to było słychać. GS150 napędzał je bez cienia niezadowolenia. Grał z oddechem, szybkością i swobodą, jakie teoretycznie nie powinny być udziałem wzmacniacza lampowego. Pamiętając o skromnym współczynniku tłumienia, nie sposób nadziwić się temu, jak sprawny, motoryczny i szybki jest to wzmacniacz. Pod tym względem postęp względem poprzednika jest znaczący. Tylko posiadacze REF150 z zainstalowanymi KT150 będą mogli ocenić, na ile poprawa basu GS150 jest następstwem samej wymiany lamp KT120 na KT150, a na ile – innych usprawnień. 

ARC-GS150 wnetrze-prosto

Galileo totalnie mnie zaskoczył precyzją i kontrolą basu. Możliwe, że to właśnie sprawka nowych lamp, w każdym razie efekt był taki, że gdyby ukryć ten wzmacniacz za kotarą, nikt nie zgadłby, że gra lampowiec. Wprawdzie są (w tej cenie zwłaszcza) wzmacniacze półprzewodnikowe oferujące bas lepiej zdefiniowany, jeszcze szybszy i potężniejszy, lecz oczekiwanie tego samego od lampowca byłoby naiwnością. GS150 spełnia wysokie wymagania fanów motorycznego, zwinnego basu, dystansując tym samym znakomitą większość konstrukcji opartych na „żarówkach” (określenie mojego 10-letniego syna).

Jeszcze więcej satysfakcji, niż śledzenie linii gitary basowej, kontrabasu czy bębnów, daje słuchanie ulubionych nagrań „w całości”. 150-kę cechuje bowiem nienaganny timing, świetna rytmika. W tym względzie z równie wielką przyjemnością słucha się płyty „Largo” Brada Mehldau, „Follow The White Rabbit” Yarona Hermana czy „Bridges to Babylon” Stonesów. Co więcej, GS150 nie ma zapędów ku temu, by deprecjonować słabo nagrane albumy. Owszem, czytelnie ukazuje ich niedoskonałości, ale też mimo wszystko sprawia, że słucha się ich komfortowo, z należytym zaangażowaniem (no chyba że głośniki i reszta toru są nieodpowiednie – wtedy nie pomoże żaden wzmacniacz).

GS150 nie gra jak typowy lampowiec – jego brzmienie nie pasuje do oklepanego stereotypu. Jest zwarte, mocne, żywe, ale o absolutnie zerowej ostrości czy rozjaśnieniu. W rzeczy samej, wyższe rejestry subtelnie ujawniają lampową naturę układu, ale jedynie w takim stopniu, w jakim jest to pożądane. Soprany są dźwięczne, odpowiednio metaliczne, gdy trzeba, obdarzone twardą krawędzią, całościowo jednak miękkie, zdecydowanie mniej iskrzące niż ze wzmacniacza odniesienia. Jednym słowem, zdecydowanie lepsze. Bardziej naturalne, homogeniczne ze średnicą. Galileo najbardziej przekonuje jakością właśnie tego zakresu: jego wypełnieniem, objętością – znów trzeba to podkreślić – uzyskiwaną w całkowicie naturalny sposób, bez zabiegów upiększających. Wokale ulubionych artystów zajmowały więcej miejsca w przestrzeni niż ze wzmacniacza odniesienia, ale nie dlatego, iż były rozmyte, lecz dlatego, że były po prostu zdecydowanie bardziej obecne. „Obecność” rozumiem tu jako bezpośredniość z jednej strony (wzmacniacz nie odsuwa sceny do tyłu, jak mają to w zwyczaju liczne lampowce) i jako przezroczystość – z drugiej. W rzeczy samej, GS150 jest bardzo rozdzielczy i szczegółowy, choć nie są to cechy, które jakkolwiek „atakują” słuchacza. Z tych cech „Galileusza” zdajemy sobie sprawę dopiero po jakimś czasie, gdy okazuje się, że tu i ówdzie pojawiły się smaczki, na które wcześniej nie zwróciliśmy uwagi.

ARC-GS150 terminale2

GS150 nie może się nie podobać. Ma wszystkie pożądane cechy wybornego wzmacniacza high-end, choć oczywiście niektóre są „bardziej” od pozostałych. Do tych pierwszych zaliczam naturalność barw, przestrzenność, rytmiczność, jak również dynamikę; do tych drugich – ogólną „ciepłotę” czy ostateczną precyzję. Te cechy brzmienia plasują się na wysokim, lecz jeszcze nie wybitnym poziomie. GS150 w zasadzie nie brzmi ciepło, co – jak wspomniałem – w ogóle nie przeszkadza w uzyskiwaniu bliskich maksymalnych not za realizm i namacalność brzmienia.

Przestrzenność GS150 jest kapitalna. To jedna z tych cech, która zwróciła moją uwagę pomimo faktu, że z toru usunąłem roboczy preamp, a konfiguracja bezpośredniego połączenia z Meitnerem ewidentnie psuje ten aspekt brzmienia w przypadku mojej końcówki Audioneta. Mimo to Galileo wykreował superplastyczną, głęboką i zamaszystą scenę o wybornym rysunku instrumentów, z dużymi wokalami. To jeden z tych wzmacniaczy, które podłączasz i nie pytasz o nic. Po prostu oddajesz się muzyce. I to bynajmniej nie dlatego, że z głośników sączy się leniwie urzekająco ciepły dźwięk, pieszcząc najbardziej czuły ze zmysłów, lecz dlatego, że niezależnie od tego, czy masz ochotę na Beethovena czy Deep Purple, GS150 jest zawsze zwarty i gotowy.


Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją