PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Cambridge Audio Azur 851N

Wrz 09, 2015

Index

Funkcjonalność

851N jest odtwarzaczem strumieniowym UPnP wzbogaconym – jak wiele urządzeń tego typu – o liczne wejścia cyfrowe i funkcje, z AirPlay, Bluetooth (aptX) i Spotify Connect na czele. Dodawanie serwisów strumieniowych do urządzeń sieciowych powoli staje się standardem. Szkoda jednak, że w przypadku tego audiofilskiego urządzenia wybór padł na serwis nieoferujący muzyki w jakości bezstratnej. Aż się prosi o dodanie Tidala.

851N umożliwia także słuchanie radia internetowego (aplikacja zapewnia dostęp do około 20 tysięcy rozgłośni). Nośnikami mogą być lokalnie podpięte dyski twarde lub pendrive’y, serwer UPnP (NAS lub komputer), urządzenia mobilne iOS i Android (dzięki AirPlay i Bluetooth). Zatem muzyki można słuchać niemal ze wszystkiego – z wyjątkiem płyt CD.

CA Azur 851N tyl

Bogactwo złącz na tylnej ściance może wprawić w zakłopotanie. Bryluje tu aż sześć wejść cyfrowych (w tym asynchroniczne USB klasy 2.0 oraz AES/EBU), dwa wyjścia cyfrowe, dwie pary wyjść liniowych (RCA i XLR), trzy porty USB typu A (jeden z nich przeznaczony dla dongla WiFi, dwa pozostałe dla pamięci masowych). Słowem, prawdziwy wypas. Przy wejściu USB typu B umieszczono przełącznik pozwalający na odłączenie uziemienia (na wypadek zakłóceń). To, czy wejście USB będzie pracowało w standardzie 1.0 czy 2.0, ustala się w menu ekranowym. W przypadku Windowsa konieczne jest wgranie sterownika USB klasy 2.0. Pozwoli to odtwarzać pliki PCM 24/192, a także nagrania w formacie DSD 2,8 MHz.

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze funkcja cyfrowego przedwzmacniacza, czyli regulowane wyjścia analogowe. I tu pojawia się pewna wątpliwość, ponieważ regulacja ta – choć obejmuje całą skalę dynamiczną (od zera do maksimum) – liczy tylko 30 stopni. Jak na zakres rzędu 100 dB, to trochę za mało. W praktyce będzie wykorzystywanych pierwszych 20 kroków regulacji (wyżej robi się już bardzo głośno, gdy korzystamy z końcówki mocy lub z wejść na końcówkę mocy w integrze). Wraz ze wzrostem poziomu, skala zagęszcza się, co jest logiczne, ale oznacza też, że średni skok regulacji w newralgicznym zakresie jest większy niż 3 dB (w Stream Magicu był ten sam problem). Użytkownicy wysokoskutecznych kolumn lub ci, którzy słuchają po cichu, mogą nie być zachwyceni. Inna sprawa, że do regulacji poziomu są wykorzystywane zasoby 32-bitowego układu DSP – analogicznie jak w StreamMagicu 6 – a to oznacza minimalne straty jakości dźwięku.

Podczas testu łączność WiFi w niczym nie ustępowała kablowi – stabilność i szybkość przesyłu strumienia były znakomite, mimo że odległość od anteny routera wynosiła aż 10 m, a na drodze były dwie ściany, w tym jedna nośna (40 cm). Bardzo łatwa jest też instalacja odtwarzacza w sieci bezprzewodowej. Sam odnajduje sieci, które są w zasięgu. Wystarczy wybrać tę właściwą i wpisać hasło.

Wielką zmianą na plus w nowym odtwarzaczu jest duży kolorowy wyświetlacz LCD. Zapewnia wystarczającą czytelność większości wskazań (a przynajmniej menu) i może być obsługiwany zarówno pilotem, jak i znajdującym się po prawej stronie, płynnie działającym pokrętłem. Posługiwanie się nim to czysta przyjemność.

Nadajnik zdalnego sterowania też jest nowy. Pomysł z dwoma koncentrycznie rozmieszczonymi okręgami kursorów do obsługi menu i przycisków regulacji głośności jest, niestety, niezbyt udany – przyciski często mylą się, w efekcie czego np. wywołujemy menu zamiast opcję ściszania muzyki. Mimo to, posługiwanie się pilotem w celu przeszukiwania zasobów muzycznych przebiega w miarę sprawnie – nawet jeśli nasza biblioteka liczy tysiąc lub więcej albumów. Wczytywanie listy albumów czy wykonawców trwa jednak chwilę. Nowością – i to nie tylko w Cambridge Audio, ale w ogóle w odtwarzaczach strumieniowych – jest możliwość definiowania kolejki odtwarzania bez uciekania się do dedykowanej aplikacji. Wystarczy pilot. Po wybraniu danego albumu na ekranie pojawiają się opcje dodania do aktualnej kolejki odtwarzania lub zastąpienia jej nowymi pozycjami. To cenna opcja, której brakuje u rywali, choć znajdą się pewnie i tacy, którym nie spodoba się konieczność dodatkowego klikania zamiast pojedynczego wciśnięcia przycisku „enter”.

Mimo wszystko sprawniejszą obsługę zapewnia aplikacja Cambridge Connect. Jest lepsza, niż można by się spodziewać. Dużo lepsza niż Pioneera i Marantza. Inżynierowie z Cambridge Audio zrobili na tym polu spory krok naprzód. Na iPadzie mini program działał szybko i sprawnie, choć dopatrzyliśmy się jednego błędu. Mianowicie, gdy przeszukiwałem (FK) muzykę z dysku NAS Synology po opcji folderów (nie artystów/albumów itd.) nie działała opcja dodania pozycji do kolejki odtwarzania; z chwilą gdy próbowałem (FK) ją wywoływać, program regularnie „ się wykładał”. Mimo wszystko, aplikację trzeba ocenić bardzo pozytywnie.


Oceń ten artykuł
(13 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją