PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Yamaha R-N1000A

Sty 16, 2024

Testując pół roku temu amplituner sieciowy Yamaha R-N2000A przeczuwaliśmy, że zwiastuje on początek nowej serii. I tak też się stało — w ofercie japońskiej firmy zagościły tańsze modele z „tysiączką” na czele.

Dystrybutor: Audio Klan, www.audioklan.pl
Cena (podczas testu): 7399 zł
Dostępne wykończenia: srebrne, czarne

Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa

Artykuł pochodzi z Audio-Video 9/2023 - KUP PEŁNE WYDANIE PDF

audioklan

 

 


Amplituner strumieniowy all-in-one Yamaha R-N1000A

TEST

Yamaha R N1000A aaa

Jednostki all-in-one zintegrowane z odbiornikiem radiowym FM/DAB nie są niczym nowym. Kilka lat temu był to relatywnie niewielki, lecz atrakcyjny segment urządzeń. Yamaha, będąca dziś jedynym mainstreamowym, niezależnym producentem elektroniki hi-fi, oferowała kilka takich właśnie amplitunerów sieciowych, wśród których na szczególną uwagę zasługiwał bardzo konkurencyjnie wyceniony (3599 zł) model R-N803D. Oferta tego producenta była najciekawsza na rynku. Tym większym zaskoczeniem okazała się decyzja o stopniowym wycofywaniu tych urządzeń. Sam fakt, że za używkę omawianego modelu trzeba dziś zapłacić niekiedy więcej niż na nówkę w sklepie pięć lat temu nie wymaga komentarza. Yamaha nie jest jedynym producentem, który nagle przypomniał sobie, że istnieje zapotrzebowanie na takie urządzenia.

Wspomniany we wstępie R-N2000A jest urządzeniem, którego jakość wykonania w zestawieniu z jakością dźwięku plasują go na bardzo korzystnej pozycji względem rywali. Byliśmy bardzo ciekawi, czy ponad dwukrotnie tańszy model okaże się równie mocną propozycją. Tak „na sucho”, gdy rozejrzeć się wokół, okaże się, że... nie za bardzo jest z czym go porównać. W przedziale 6–10 tysięcy zł, w segmencie urządzeń all-in-one znajdziemy wprawdzie takie urządzenia, jak NAD C700, Primare I15 Prisma czy Audiolab Omnia, ale — nie umniejszając ich atrakcyjności — są to małe urządzenia o lifestylowej koncepcji, przeważnie bazujące na amplifikacji w klasie D, w dodatku pozbawione tunera DAB/FM. A niektórzy wciąż sobie cenią możliwość odbioru antenowego.

Wygląd i funkcjonalność

Tymczasem Yamaha wygląda jak stare, dobre hi-fi. Przeszło 12 kg wagi, charakterystyczne dla tej marki, spłaszczone pokrętła, stylistyka vintage i bardzo dobra jakość wykonania nastrajają zdecydowanie pozytywnie. Gdy cofnąć się wstecz, do 2017 roku, gdy debiutował wspomniany R-N803, szybko dojdziemy do wniosku, że wszystko to już było i że gdyby nie brak sporego wyświetlacza pośrodku, to obydwa urządzenia wyglądałyby właściwie tak samo. Wyświetlacz w R-N1000A nie zniknął, ale został znaczne pomniejszony i przeniesiony na środek czarnej listwy na dole czołówki. Nie ma jednak tego złego, ponieważ teraz jest to gęsty i kontrastowy OLED. Można dyskutować, które rozwiązanie jest bardziej funkcjonalne (raczej to starsze), ale dzięki minimalizmowi nowy amplituner sprawia poważniejsze wrażenie — bardziej bowiem budzi skojarzenia z rasowym wzmacniaczem, aniżeli amplitunerem, który w pierwszym skojarzeniu jest zawsze czymś „gorszym”.

Koncepcja użytkowa też zasadniczo się nie zmieniła: moduł sieciowy MusicCast, rozsądny (choć nieco zmieniony) miks wejść cyfrowych i analogowych (łącznie z gramofonowym MM), wspomniany tuner FM/DAB(+), dwie pary przełączanych (A/B) terminali głośnikowych, karta Wi-Fi, Bluetooth, AirPlay — to wszystko też już było. Podobnie jak system pomiaru akustycznego i korekcji YPAO, zaadoptowany z jednostek A/V. Jak wykazały nasze poprzednie testy, system potrafi korzystnie skompensować pewne braki w pasmie (lub podbicia) uwarunkowane modami własnymi pomieszczenia oraz interakcją głośników z pomieszczeniem. Może to być wręcz wybawienie w sytuacji, gdy dudni bas, a dolny regulator barwy działa zbyt zgrubnie. Warto więc wyjąć mikrofon, ustawić na statywie i aktywować procedurę pomiarową.

Przez tych kilka lat, platforma MusicCast ewoluowała i zwiększyły się jej możliwości. Teraz, na przykład, możliwe jest odtwarzanie plików PCM 384 kHz i DSD 11,3 MHz. Pojawiły się funkcjonalności Tidal Connect i Spotify Connect. Wśród serwisów z dostępem bezpośrednio w aplikacji znalazły się Spotify, Tidal, Qobuz, Deezer i Amazon Music.

Istotną nowością jest asynchroniczne wejście USB Audio (typu B) o parametrach analogicznych jak wyżej, wejście HDMI ARC oraz stereofoniczne wyjście pre-out. Ktoś spyta, po co komu wejście USB, skoro mamy MusicCast? Docenią je chociażby subskrybenci Apple Music, którzy chcą wykorzystać dobrodziejstwa streamingu hi-res. Jest też drugi powód, ale o nim w dalszej części...

Obsługa

Zawsze lubiłem urządzenia z MusicCastem, ponieważ ich obsługa odpowiada przyzwyczajeniom boomerów — jest taka, rzekłbym, analogowa. Nastawiasz stację radia internetowego i łatwo zapamiętujesz ją w „ulubionych”. Wychodzisz z domu, wyłączasz amplituner, wracasz — włączasz go i zaczyna grać ta sama stacja lub album/playlista z Tidala. Żadnego gmerania w aplikacji czy na pilocie. Proste i logiczne, ale wcale nieoczywiste u rywali. Druga, wygodna rzecz, to sterowanie odtwarzaniem. Można je wstrzymać lub wznowić z pilota, albo przeskoczyć do kolejnego utworu. Wyświetlacz pokazuje poziom głośności (w skali decybelowej) lub aktywne źródło (przez chwilę po jego wybraniu), a w trybie strumieniowania — tytuł utworu, nazwę stacji radia internetowego. Czyli wszystko, co trzeba. W trybie Pure Direct (aktywowanym wyłącznie przyciskiem na czołówce) wyświetlacz jest wygaszany, a regulatory barwy odłączane. Praktycznym rozwiązaniem okazuje się wybór poszczególnych funkcji sieciowych za pośrednictwem przycisku „Net” na smukłym i wygodnym pilocie. Kolejne wciśnięcia klawisza powodują przechodzenie pomiędzy radiem internetowym, poszczególnymi serwisami strumieniowymi lub serwerem UPnP. Tym sposobem możemy łatwo i szybko wznowić odtwarzanie kolejki z serwera DLNA po tym, jak naszła nas ochota na posłuchanie ulubionej audycji w radiu. Użytkując na co dzień R-N1000A, nie jesteśmy zmuszeni do ciągłego sięgania po telefon i aplikację. Duży PLUS.

Yamaha R-N1000A

Eleganckie i precyzyjne pokrętła do regulacji najważniejszych parametrów brzmienia.

 

Sama aplikacja jest w porządku — stabilna i dosyć przejrzysta. Znalazłem jednak jeden feler. Chodzi o to, że gdy mając zadaną kolejkę odtwarzania (na przykład 50 utworów) przełączymy się na inne wejście (w teście było to akurat USB Audio), to powrót do tejże kolejki odtwarzania jest możliwy tylko i wyłącznie za pośrednictwem pilota, poprzez wciśnięcie przycisku „Net” (raz lub więcej). Jeśli zamiast tego wybierzemy serwer na podręcznej liście źródeł, zostaniemy przekierowani do jego zawartości, a wtedy wybór czegokolwiek nadpisze wcześniej utworzoną playlistę. Zgłaszam problem i czekam na jego pomyślne rozwiązanie.

Do strumieniowania służą protokoły UPnP, Tidal Connect, Spotify Connect oraz wspomniany AirPlay. Producent nadal nie wspiera Chromecasta, ani protokołu RAAT (Roon) — szkoda. Mamy Bluetooth, ale nadal bez wsparcia kodeków aptX HD i LDAC (jest AAC).

Budowa

Układ elektroniczny R-N1000A wykazuje liczne podobieństwa do wspomnianego modelu R-N803 i jest też zapewne bardzo zbliżony do tańszego modelu R-N800A, w odniesieniu do którego producent nie wspomina o wzmocnionej, dwuwarstwowej podstawie (dodany arkusz z blachy stalowej o grubości 1 mm), lepszym transformatorze i szlachetniejszych komponentach. Parametry są te same.

Yamaha R-N1000A gniazda

Zestaw przyłączy zawiera dwie „nowości" — wejście USB Audio kompatybilne z sygnałami PCM 384 kHz i DSD 256 oraz złącze HDMI ARC, które docenimy w połączeniu z telewizorem.

 

Sięgnąłem do naszego archiwum z 2017 r. i okazało się, że zachowano ogólną architekturę układu z dwoma radiatorami pośrodku, przedzielonymi końcówkami mocy oraz masywnym zasilaczem z lewej strony, opartym o bardzo podobny transformator z rdzeniem EI. Zastosowano także pomocniczy zasilacz dla trybu uśpienia (z opcją podtrzymania funkcji sieciowych, tzw. network standby). Drobne zmiany widać z prawej strony, w okolicach regulatora siły głosu.

Płytka pomiędzy radiatorami, zbudowana bardzo klasycznie, z wykorzystaniem dobrej jakości elementów dyskretnych (m.in. charakterystyczne dla droższych modeli Yamahy niebieskie kondensatory sygnałowe), w montażu przewlekanym, jak również same stopnie końcowe — pochodzą z R-N803. Nie powinno to dziwić, zważywszy na to, jak udany był to model. W stopniu mocy pracują po dwie pary tranzystorów Sanken 2SA1694/2SC4467. Zasilacz tworzy duży transformator EI wspierany przez dwa elektrolity o pojemności 12 tys. µF.

Główne zmiany dokonały się w obrębie nowej płytki cyfrowej. Zastosowano DAC ES9080Q oraz przetwornik a/c Burr-Brown PCM1802 (digitalizacja sygnałów analogowych pod kątem obróbki YPAO). Sygnały z wejść S/PDIF obsługuje układ PCM9211. Wejściem USB Audio zarządza bliżej niezidentyfikowany układ scalony. Centralne miejsce na płytce okupuje autorski procesor Cinema DSP (D80YK113DPTP4) i pamięć DRAM tajwańskiej firmy ESMT (bez zmian).

Yamaha R-N1000A wnetrze

Solidne wnętrze przypomina dobry, klasyczny wzmacniacz, choć rozbudowana płytka cyfrowa zdradza konotacje z jednostkami A/V.

 

Brzmienie

Odsłuchy poprzedziłem około dwutygodniowym okresem wygrzewania polegającym na użytkowaniu Yamahy w roli radia internetowego i wzmacniacza telewizyjnego, który automatycznie przełączał się na HDMI w chwili uruchomienia telewizora. Wygodna opcja, podobnie jak sterowanie głośnością pilotem TV.

Na początek potraktowałem R-N1000A jako all-in-one grający z dysku NAS Synology DS115. Brzmienie mile mnie zaskoczyło. Nie stwierdziłem wad kojarzonych z niedrogimi rozwiązaniami. Mam na myśli brak ewidentnego „pocienienia” dźwięku, jego osuszenia lub wyszarzenia, skurczonej i spłaszczonej sceny dźwiękowej, słabej rozdzielczości czy wątłego basu. Tych wad Yamaha nie ma, a już na pewno nie w skali oczekiwań kogoś, kto miałby się na takiego samograja przesiąść z klasycznego zestawu CD/streamer plus wzmacniacz w cenie zbliżonej lub nawet trochę wyższej niż 7399 zł.

Yamaha R-N1000A koncowka mocy

Stopnie końcowe o znamionowej mocy 100 W na kanał tworzą po dwie pary bipolarnych Sankenów na kanał.

 

Japoński all-in-one gra zaskakująco pełnym i przyjemnym dźwiękiem. Połączono tu rodzaj umiarkowanego zaokrąglenia, wyoblenia wyższych rejestrów z dużą energetycznością przekazu, pokaźną dynamiką. To atrakcyjna perspektywa dla użytkownika, który na co dzień nie chce być „atakowany” dużą ilością nie do końca uporządkowanych szczegółów i bardziej oczekuje pełnego dźwięku o równowadze rejestrów zbliżonej do neutralności, z przechyłem w kierunku ocieplenia.

Inżynierowie Yamahy postawili na dobrze rozumiane wyważenie całości, kładąc nieco większy nacisk na solidne wypełnienie dołu niż akcentowanie sopranów, które całościowo są po miękkiej, nieco stonowanej stronie — a więc w tradycji producenta. Wysokim tonom należą się jednak słowa uznania. Są wolne od sybilantów, świszczenia, zbędnej metaliczności itp. Hi-haty otwierające album „Accentuate the Positive” Ala Jarreau brzmiały zaskakująco czysto i klarownie. Chciałbym, by takie możliwości miał każdy zestaw złożony z segmentów za 10 tysięcy zł, a także te nieco droższe.

Niskie tony są obfite i schodzą dosyć nisko. Rozdzielczość i definicja tego zakresu ujawniły swoje dosyć oczywiste limity w zestawieniu z Klipshami RF7 III, ale w relacji do oczekiwań był to, moim zdaniem, wciąż bardzo przekonujący bas. Słychać, że średni/wyższy podzakres został pogrubiony, co w niekorzystnych zestawieniach i „trudnych” pokojach może się okazać nieco problematyczne, ale tu można się będzie ratować systemem YPAO, który z dużą dozą prawdopodobieństwa zażegna problem. Nie znam drugiego, porównywalnego cenowo all-in-one’a, który oferuje taką możliwość.

Yamaha R-N1000A transformator

Zasilacz tworzy duży transformator EI wspierany przez dwa elektrolity o pojemności 12 tys. µF.

 

Średni zakres wydał mi się również lekko wyeksponowany, szczególnie w okolicach 500 Hz. Nadaje to przekazowi swoistego wigoru i zaangażowania. Gitary kąsają, a wokale są bliskie i wyraźne. Nie przekraczają jednak granicy natarczywości. Wzmacniacz trochę przez to koloryzuje w obrębie średnicy, ale wydaje mi się, że wiele smukłych kolumn o charakterystyce w kształcie litery V skorzysta na takiej właśnie estetyce. Głośników neutralnych lub z wyeksponowaną średnicą w przedziale cenowym, który realnie mogą brać pod uwagę przyszli użytkownicy R-N1000A jest niewiele — przeważa ta pierwsza grupa. Tak czy inaczej, należy pochwalić dobrą namacalność dźwięku i swobodę dynamiczną. Brzmienie w żadnym razie nie jest nudne, ciemne czy smutne.

Muszę też pochwalić stereofonię, co zapewne ma związek z dobrą szczegółowością zakresu średnio-wysokotonowego i wysoką jakością sopranów. W żadnym wypadku nie mogłem narzekać na ściśnięcie sceny wszerz czy wgłąb. Wrażenie swobody dźwięku, sporej ilości powietrza wokół wykonawców było powyżej oczekiwań.

W drugiej fazie testu postanowiłem wykorzystać wejście USB Audio, podłączając SOtM-a z zasilaniem Farada. Zdaję sobie sprawę, że taka konfiguracja ma nikłe szanse zaistnienia w realnym świecie, ale interesowało mnie sprawdzenie, czy sekcja DAC-a potrafi więcej niż sam streamer, jak to się często zdarza. Odpowiedź jest twierdząca. Byłem mocno zaskoczony skalą odnotowanych zmian, na korzyść połączenia USB. Dźwięki akustycznego albumu Muddy’ego Watersa „Folk Singer” w formacie podwójnego DSD dosłownie ożyły i weszły do pokoju odsłuchowego. Zniknęła mgiełka, woal przykrywający scenę dźwiękową. Gitarowe transjenty stały się zdecydowanie klarowniejsze, a rewerberacje i szum taśmy — bardziej naturalne i namacalne. Podobny przyrost przejrzystości (także w obrębie basu!) wystąpił także na innych albumach. Różnica była na tyle czytelna, że nie wymagała bezpośrednich porównań A/B — słyszałem ją od razu. Jaki stąd wniosek? Połączenie USB zdecydowanie warto wypróbować, nawet w połączeniu z komputerem — szczególnie, jeśli zainstalujemy dobry odtwarzacz programowy w rodzaju Audirvany, JRivera czy Roona.

Yamaha R-N1000A plytka cyfrowa

Rozbudowana płytka cyfrowa zdradza konotacje z jednostkami A/V.

 

Wejście analogowe również umożliwiło poprawę brzmienia względem wbudowanego streamera. Po podłączeniu odtwarzacza kompaktowego Naim CD5x, zyskała definicja i mięsistość niskich składowych — stały się mniej rozmyte, bardziej sprężyste. Na soczystości zyskał również średni zakres pasma. Mamy zatem dwie, rozsądne ścieżki rozbudowy systemu.

Galeria



Naszym zdaniem

Yamaha od wielu już lat doskonale wie, jak zrobić dobry amplituner sieciowy i wycenić go w sposób kłopotliwy dla rywali. Nie wiemy jeszcze, o ile R-N1000A jest lepszy od zbliżonego konstrukcyjnie, a sporo tańszego R-N800A. Wiemy natomiast, że na tle lifestylowych i przeważnie nie tak solidnie wykonanych propozycji konkurencji, jest to świetne urządzenie, które śmiało można polecić. Na korzyść Yamahy przemawia nie tylko brzmienie, wygląd i przyjazna obsługa, ale także system YPAO oraz racjonalna ścieżka rozbudowy systemu o odtwarzacz CD (szczególnie taki starszy, może używka Yamahy?) lub dobry transport strumieniowy USB, tudzież po prostu komputer.

 Yamaha R N1000A ocena i dane techniczne

 Artykuł pochodzi z Audio-Video 9/2023 - KUP PEŁNE WYDANIE PDF

 

Sprzęt towarzyszący:

  • Pomieszczenie: 29,5 m2, zaadaptowane akustycznie, krótki czas pogłosu, kolumny w polu swobodnym
  • Transport USB Audio: SOtM sMS-200 Ultra Neo z zasilaczem Farad Super, iMac 27” late 2015 (SSD) jako Roon Core
  • Odtwarzacz CD: Naim CD5x
  • Zestawy głośnikowe: Klipsch RF7 III, Bowers & Wilkins 606 S3
  • Interkonekt: Stereovox hdse (RCA), Synergistic Research Active USB (USB)
  • Kable głośnikowe: Tellurium Q Blue II
  • Zasilanie: dedykowana linia zasilająca, kondycjoner zasilania Keces BP-1200, listwa PowerBASE, kable zasilające KBL Sound (różne)
Oceń ten artykuł
(9 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją