PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Epos ES14N

Lip 29, 2023

Monachium, maj 2022: firma Karla Heinza-Finka pokazuje od dawna wyczekiwane monitory głośnikowe marki Epos. To niebłaha premiera, ale też jedna z tych, które każą uzbroić się w cierpliwość. Czekaliśmy dziewięć miesięcy i doczekaliśmy się — jako pierwsi w Polsce.

Dystrybutor: Dwa Kanały, www.dwakanaly.pl
Cena (za parę): 19 000 zł (w czasie testu), podstawki - 3000 zł (przy zakupie kompletu)
Dostępne wykończenia: orzech (naturalna okleina), biały i czarny (lakier o wysokim połysku), fronty czarn

Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa

Artykuł pochodzi z Audio-Video 3/2023 - Kup wydanie PDF

audioklan

 

 


Zestawy głośnikowe Epos ES14N

TEST

Epos ES14N 

Tę nazwę zna chyba każdy audiofil w wieku 40 plus, znacznie młodsi też z pewnością o niej słyszeli. Brytyjska marka Epos aktywnie funkcjonowała jeszcze w połowie ubiegłej dekady, gdy właścicielem był Mike Creek. W 2020 r. miała miejsce niespodzianka — prawa do marki nabył Karl-Heinz Fink, uznany konstruktor z niemieckiego Essen. Cofnijmy się jednak na moment o niespełna cztery dekady.

Legenda i jej schyłek

Legendę Eposa zbudowały dwa, wciąż doskonale rozpoznawalne modele z lat 80. i początku 90. Mowa o dwudrożnych monitorach ES14 (debiut w 1986 r.) oraz późniejszych, znacznie mniejszych ES11 z 1991 r. Autorem obydwu tych konstrukcji był Robin Marshall, założyciel firmy (1983), a także były konsultant Monitor Audio i Mordaunt Short.

Pomysł na obydwa, niezbyt drogie zestawy (wówczas w cenach 500 i 350 funtów w Wielkiej Brytanii) był nader oryginalny: brak filtru dolnoprzepustowego oraz najprostszy możliwy filtr dla tweetera — pojedynczy kondensator. „Czternastki” wykorzystywały duży, 7-calowy polipropylenowy midwoofer z krótką cewką (5 mm) umieszczoną w długiej szczelinie magnetycznej (17 mm). Rozwiązanie to gwarantowało niski poziom zniekształceń w ramach 6-mm amplitudy wychyleń układu drgającego. 35 lat temu było to rzadko spotykane rozwiązanie. Aluminiowa kopułka w drugiej połowie lat 80. też nie była chlebem powszednim, zwłaszcza w kolumnach z Wielkiej Brytanii. Odpowiadała za klarowne, choć nie do końca czyste brzmienie sopranów (rezonanse). Tym, co zjednywało sympatię ogromnej rzeszy słuchaczy była jednak prominenta i ekspresyjna średnica. Relatywnie nisko schodzący bas, dobry timing, duża skala dźwięku i świetna stereofonia także były mocnymi punktami programu. Za to wszystko Eposy pokochały tysiące audiofilów, i to nie tylko w Europie.

ES14, jak również późniejsze o pięć lat „jedenastki”, świetnie współpracowały z klasyczną i uwielbianą przez Brytyjczyków elektroniką Naima, ewentualnie Exposure. Ale oczywiście nie tylko. Większy model produkowano mniej więcej do 1999 r. Przez te kilkanaście lat przeszedł modernizację polegającą na zmianie kondensatora filtrującego (z 2,4 na 3,2 µF), co oznaczało zwiększenie częstotliwości podziału. Dodano również korektor fazowy w głośniku nisko-średniotonowym i drugą parę terminali głośnikowych (bi-wiring). Zdaniem użytkowników, wersja MkII odznaczała się bardziej klarownym brzmieniem, ale grała mniej potężnie w wyższym basie i w niskiej średnicy.

Epos ES14N skos

Przednia ścianka jest odchylona pod kątem 9 stopni od pionu, a na górnej raczej nie postawimy kwiatka — przewróci się lub zsunie.

 

W trakcie swojej 40-letniej historii marka kilkakrotnie zmieniała właściciela. Robin Marshall postanowił się jej pozbyć już w 1988 r., kiedy to przeszła w ręce grupy TGI PLC, właściciela innej brytyjskiej marki głośnikowej, Mordaunt Short. Pomijając wspomniane monitory ES11 (zaprojektowane przez Marshalla) oraz modernizację ES14, nowy właściciel nie zrobił dla Eposa zbyt wiele. Konsekwencją „odcinania kuponów” było wstrzymanie działalności operacyjnej, a następnie sprzedaż marki Mike’owi Creekowi (1999 r.), który — i tu pewna ciekawostka — odkupił swoją pierwotną markę (Creek Audio) od tego samego inwestora, tyle że pięć lat wcześniej.

Nowy właściciel Eposa dołożył starań, by marka się rozwijała i zyskiwała popularność. Na początku nowego milenium wprowadził modele M12 i M15, które wyraźnie nawiązywały do poprzedników. Spotkały się one z bardzo ciepłym przyjęciem przez użytkowników i prasę audio. Creek nie oparł się jednak pokusie częstej modernizacji swoich konstrukcji i już pod koniec 2003 r. pojawili się następcy — M12.2 i M15.2. Przy okazji zadebiutowały głośniki centralne oraz flagowy M22. Nie zapominajmy, że była to już era kina domowego. Pod wpływem presji rynku, w 2005 r. pojawił się pierwszy system 5.1 w konwencji sub-sat. Wtedy również zadebiutowała budżetowa kolumna podłogowa — ELS 303. Zamiarem Creeka najwyraźniej stało się konkurowanie ze znacznie większymi firmami głośnikowymi. Przez kolejnych kilka lat ta odważna strategia sprawdzała się nie najgorzej. Pod koniec 2006 r. pokazano kolejną nowość — podłogowe M16 za około 4300 zł. Kolumny weszły do sprzedaży w 2007 r., ale nie zawojowały rynku. Już na początku 2008 r. seria M została zmodernizowana do wersji „i”. Zawierała dwa monitory (M5i i M16i) i dwie podłogówki (M16i, M22i), jak również głośnik centralny. Mimo kryzysu na rynkach finansowych, firma nadal odnosiła sukcesy, czego przejawem był debiut najpotężniejszych w historii kolumn Eposa — modelu Encore 50 (2009 r.). W naszej opinii była to bardzo udana konstrukcja. Innego zdania byli dziennikarze „What HiFi”, co z pewnością temu modelowi się nie przysłużyło. Mike Creek przeniósł produkcję do Chin. Pod koniec 2010 roku światło dzienne ujrzała zupełnie nowa seria Epic, a w 2012 r. kolejna nowa gama — Elan. Żadna z nich nie spełniła jednak pokładanych w nich oczekiwań. Ta swoista klęska urodzaju „rozwodniła” wizerunek Eposa jako specjalistycznej marki głośnikowej. Dwa lata później powstała kolejna niedroga seria, ale i ona nie była w stanie przeciwstawić się niekorzystnym tendencjom na rynku audio. Po 2015 r. Mike Creek wytracił impet i nie miał już pomysłu na dalszy rozwój marki, efektem czego była jej sprzedaż wspomnianemu na wstępie Karlowi-Heinzowi Finkowi. Ten, w 2020 r. był już nie tylko uznanym projektantem, ale także właścicielem marki Fink Team i twórcą wysoko ocenianych zestawów głośnikowych Fink Team WM4 i Borg. Realnie rzecz biorąc, Fink znaczy dziś chyba więcej niż Epos. Zakup praw do marki wydawał się zręcznym posunięciem ze strony uznanego guru głośnikowego, choć kulisów transakcji, ze zrozumiałych względów, nie ujawniono.

Ponad dwa lata później, na wystawie High-End w Monachium, zademonstrowano gotowy prototyp nowego, wówczas jeszcze formalnie nienazwanego, kompaktowego zestawu głośnikowego. Reakcja zwiedzających była obiecująca, podobnie zresztą jak podczas jesiennego, polskiego debiutu na Audio Video Show. Pierwsze partie produkcyjne dotarły do dealerów Eposa dopiero w lutym br. Jedna z pierwszych, już dotartych przez dystrybutora par, została dostarczona do naszej redakcji. Z czego naturalnie się ucieszyliśmy.

Istotne różnice

Gdy po raz pierwszy zobaczyłem współczesną inkarnację tego kultowego modelu, uznałem, że producent nie silił się zbytnio, by zachować proporcje i gabaryty oryginału. ES14N są bardziej pękate, wizualnie bardziej masywne, poza tym mają zupełnie inny kształt. W profilu bocznym widzimy pięciokąt nieforemny. Przednia ścianka jest odchylona pod kątem 9 stopni od pionu, a na górnej raczej nie postawimy kwiatka — przewróci się lub zsunie. Podcięcie na dole nadaje całemu projektowi oryginalności. Nie można wykluczyć, że odpowiada za niego firma z Wielkiej Brytanii. Jak bowiem inaczej interpretować napis „Designed in Great Britain and Germany” na naklejce z tyłu? W zakresie elektroakustycznym Karl-Heinz Fink jest przecież samowystarczalny. A produkcja? Odbywa się oczywiście w Chinach.

Cechy wspólne

Są i podobieństwa do pierwowzoru. Dotyczą one układu głośników, materiału membran (7-calowy woofer z polipropylenu i aluminiowa kopułka), a nawet terminali głośnikowych (otwory w obudowie). Niemniej, ktoś, kto nie zna historii ES14 raczej nie odgadłby, że obie kolumny dzielą niemal identyczną nazwę, a większa w nich jest spadkobiercą mniejszej.

Epos ES14N

Rzućmy jeszcze okiem na gabaryty. Oryginał mierzył 488 x 226 x 290 mm, był więc całkiem okazałym monitorem. Nowy model jest nieznacznie wyższy (491 mm), sporo szerszy (250 mm) i znacznie głębszy (381 mm). A także sporo cięższy (nasza waga pokazała 14,2 kg). Ustawiony na dedykowanych podstawkach, za które — jeśli decydujemy się na komplet — dopłacamy 3000 zł (razem 22 tys. zł za parę), prezentuje się naprawdę okazale, choć odrobinę „przyciężkawo”. Swoją drogą, stalowo-drewniane podstawki są solidne i w nich również znajdziemy rozwiązania antyrezonansowe. Całość mierzy 103 cm wysokości, co odpowiada wcale niemałym podłogówkom. Biorąc pod uwagę pole podstawy, szerokość i głębokość obudowy, ES14N zabierają więcej przestrzeni niż większość współczesnych podłogówek, i to także tych droższych.

I tak dochodzimy do ceny. W 1995 r. ES14 kosztowały niecałe 2700 zł i były prostą konstrukcją zbudowaną z sześciu płyt MDF. Minęło 28 lat, rynek hi-fi przeszedł rewolucję, a nowe „czternastki” kosztują siedem razy więcej niż oryginały (ich cena jest dziś podobna do tej pierwotnej). To jednak znacznie bardziej zaawansowana kolumna, o czym zaraz się przekonamy. Na to wszystko nakłada się sytuacja rynkowa, pandemia i inflacja, które wywindowały średnią cenę sprzętu hi-fi o 60–70% tylko w ostatnich trzech latach. Mając to na uwadze, jak również rozglądając się wśród konkurentów, można dojść do wniosku, że cena Eposów została skalkulowana rozsądnie.

Nowoczesne głośniki

W starych ES14 Robin Marshall użył specyficznego, ale dość sprytnego rozwiązania, by uniknąć filtracji sygnału podawanego do woofera (co ma swoje niezaprzeczalne zalety). Zastosował mianowicie pięciowarstwową, ciężką cewkę o dużej indukcyjności, dzięki czemu charakterystyka częstotliwościowa głośnika samoistnie dość szybko opadała powyżej kilku kHz. By zachować symetrię zboczy obydwu charakterystyk wokół częstotliwości podziału, Marshall zdecydował się na użycie pojedynczego kondensatora, czyli najprostszego filtru o nachyleniu 6 dB/okt. Sam tweeter nie był wprawdzie doskonały — rezonował bowiem już w pasmie akustycznym — ale w drugiej połowie lat 80. taka była technika głośnikowa.

Epos ES14N glosniki

Drugi magnes w wooferze ma na celu optymalizację strumienia magnetycznego w szczelinie.
Kosz jest wykonany jako odlew ze sztywnego tworzywa.

 

W ES14N mamy do czynienia z przetwornikami pod pewnymi względami przypominającymi oryginał. Zastosowano bowiem duży, nominalnie również 7-calowy (choć faktycznie większy — efektywna średnica membrany wynosi 160 mm) midwoofer o membranie z polipropylenu wzmacnianego miką. Wśród zalet tego materiału Fink wymienia dobrą przewidywalność/stabilność parametrów, łatwość uzyskiwania pożądanego profilu (metoda wtryskowa), możliwość stosowania różnych wypełniaczy oraz duże tłumienie wewnętrzne. Umiarkowana sztywność nie jest aż takim problemem, jak zwykło się uważać 20 lat temu. Można ją optymalizować odpowiednim profilem membrany.

Dążeniem zespołu Finka była minimalizacja zniekształceń. W związku z tym, głębokiej optymalizacji poddano układ napędowy i kosz wykonany z nierezonującego plastiku. Dwuwarstwowa cewka na karkasie z mieszanki włókien szklanych i żywicy epoksydowej (TIL) ma średnicę 36 mm i długość 18 mm. Porusza się ona w szczelinie magnetycznej formowanej przez główny magnes ferrytowy i doklejony magnes dodatkowy, który niweluje strumień magnetyczny na zewnątrz głośnika i ustala pożądaną wartość iloczynu BxL (decydującego o sile napędowej cewki). Wzrost jednorodności pola w szczelinie zapewnia także neodymowy dysk na nabiegunniku. Zadaniem metalowego korektora fazowego jest odprowadzenie ciepła z cewki — kolejnego źródła potencjalnych nieliniowości. Cewkę zaopatrzono w pierścienie kompensujące, dzięki czemu jej indukcyjność jest niemalże stała w całym zakresie wychylenia liniowego. To także wpływa na obniżenie zniekształceń harmonicznych. Ponadto, niskostratne zawieszenie gumowe (o dużym skoku) obniża poziom podkolorowań w pasmie roboczym głośnika (do niecałych 3 kHz).

Powyżej 2,7 kHz pałeczkę stopniowo przejmuje metalowa kopułka umieszczona za owalną siateczką ochronną. Membranę zrobiono ze stopu aluminium pokrytego warstwą ceramiki (stąd biały odcień) dla uzyskania większej sztywności i przesunięcia częstotliwości break-upu w okolice 30 kHz. Celowi temu służy także specjalny pierścień korekcyjny. Źródłem napędu jest duży magnes ferrytowy zapewniający odpowiednią przestrzeń dla komory tłumiącej falę dźwiękową promieniowaną przez tył membrany. Chodzi o redukcję efektu kompresji. O minimalizację zniekształceń dba także miedziany kapsel na nabiegunniku. Za magnesem znajduje się wolna, zamknięta minikomora (redukcja sprzężenia akustycznego z wooferem), a głośnik jest mocowany do przedniej ścianki w czterech punktach. W układzie magnetycznym zrezygnowano z ferrofluidu. Negatywny wpływ tej cieczy na walory soniczne głośników zauważono już w latach 90. Tłumienie ferrofluidem jest procesem wysoce nieliniowym, jest on więc źródłem zniekształceń. Rezygnacja z niego wymaga jednak ostrożniejszego projektowania zwrotnicy (bardziej strome zbocza) oraz użycia większej cewki (28 mm).

Epos ES14N tweeter

Aluminiowa kopułka pokryta warstwą ceramiki rezonuje dopiero przy 30 kHz.

 

Fink publikuje wykres THD dla dwóch różnych poziomów głośności: 87 dB i 96 dB — ten drugi odpowiada już naprawdę głośnemu odsłuchowi. W zakresie od 150 Hz do 12 kHz poziom zniekształceń nie przekracza 0,2% przy 87 dB SPL i 0,5% przy 96 dB SPL. To znakomite wyniki, szczególnie jak na zestaw dwudrożny.

Niuansem, który łatwo wychwycą osoby o zacięciu konstruktorskim jest relatywnie duża odległość centrów obydwu głośników. Dlaczego nie znajdują się one bliżej siebie w celu lepszej symulacji źródła punktowego?

Przednia ścianka jest pochylona o kąt 9 stopni w celu zrównania czasowego głośników na (poziomej, równoległej do podłogi) osi akustycznej. Ciaśniejsze ich rozmieszczenie nie zapewniłoby odpowiednio dużego cofnięcia tweetera względem cewki midwoofera, która jest głęboko osadzona względem przedniej ścianki. Zapewne właśnie dlatego kopułkę przesunięto do góry. Podobny efekt można by wprawdzie osiągnąć jeszcze silniejszym pochyleniem przedniej ścianki, ale to prawdopodobnie skutkowałoby trudniejszą integracją obydwu głośników na osi odsłuchu (byłyby one zbyt mocno skierowane w stronę sufitu). Innym rozwiązaniem mogłoby być opracowanie bardziej skomplikowanego profilu przedniej ścianki, ale to z kolei podniosłoby cenę i utrudniłoby walkę z dyfrakcją. Jej negatywny wpływ na charakterystyki częstotliwościowe zredukowano poprzez mocne sfazowanie krawędzi przedniej ścianki oraz charakterystyczne podcięcie na dole, co — jak argumentuje Fink — przyniosło lepszy efekt niż modne zaokrąglenia.

Nierezonująca obudowa

Około 10 lat temu, projektując zestawy głośnikowe Q Acoustics z serii Concept, K.H. Fink opracował metodę tworzenia obudów z podwójnych paneli MDF połączonych elastycznym klejem. Rozwiązanie to miało na celu wyciszenie ścianek, tj. zmniejszenie ich podatności na rezonanse. Metodę tę zaaplikowano również w Eposach, używając do tego celu kleju nowszej generacji. Dodatkowo, zastosowano dwie poprzeczki wzmacniające w dolnej części komory głośnikowej. Ich zadaniem jest eliminacja rezonansów w niższych-średnich częstotliwościach. Problem ten ostatnio „przerabiałem” w swoich Dynaudio Special 40. Wyjątkowo gruby jest front — mierzy nawet 41 mm (składa się z malowanej na czarno płyty i drugiej czołówki pod spodem). Trzeba przyznać, że skrzynka Eposów jest wyjątkowo głucha, nierezonująca. Zabieg z klejem przyniósł wymierne korzyści. Wytłumienie komory akustycznej jest natomiast niewielkie, a jej objętość robocza — jak podaje producent — zbliżona do tej w „oryginale”.

Epos ES14N bassreflex

Charakterystyczna perforacja otworu BR służy redukcji rezonansów.

 

Zestawy mają konstrukcję wentylowaną. Port BR wyprofilowano na obu końcach w celu redukcji efektu szumu turbulencyjnego, a ponadto otrzymał system niewielkich otworów zaślepionych pianką tłumiącą (fot.). Ta perforacja ma na celu wyciszenie rezonansów piszczałkowych, będących pasożytniczym zjawiskiem występującym w każdym tunelu BR. To jeden z powodów, dla których producenci odeszli od bas-refleksu na przedniej ściance. Częstotliwość dostrojenia układu wynosi 38 Hz.

Terminale głośnikowe raczej nie spodobają się ani zwolennikom drogiej kablowej „biżuterii”, ani tym bardziej właścicielom kabli oprawionych we wtyki typu „Y”. Otwory o średnicy 4 mm przyjmują wyłącznie wtyki bananowe/BFA i nie jest świadomy wybór. Fink przyznaje, że oryginalna koncepcja Marshalla miała sens. Im mniej metalu wokół kontaktu, tym lepiej. Duże baryły wykonane ze stopów brązu wcale nie są wybitnymi przewodnikami. Temat ten od pewnego czasu przerabia zresztą znany specjalista od złącz, firma WBT. Zaraz za gniazdami głośnikowymi, w dolnej części tylnej ścianki, umieszczono rozbudowaną zwrotnicę wykonaną z elementów dobrej jakości. Producent nie dzieli się szczegółowymi informacjami na jej temat, wspominając jedynie o niewielkiej rezystancji szeregowej w celu zmniejszenia czułości kolumn na różne wartości impedancji wyjściowej (współczynnika tłumienia) wzmacniacza. Z analogicznym rozwiązaniem spotkaliśmy się w monitorach Fink Team Kim — tam jednak wartość rezystora można było zmieniać. Sądząc po liczbie elementów, filtry nie są niskiego rzędu, a wykres modułu impedancji podpowiada, że użyto obwodów linearyzujących.

Pomiar impedancji

Epos ES14N impedancja

Chwała producentowi za to, że publikuje charakterystykę modułu impedancji. Jej kształt i odczytywane wartości pokrywają się z wynikami naszego pomiaru. W zakresie od 85 Hz do 20 kHz moduł impedancji mieści w dość wąskim zakresie od 4,4 Ω (minimum przy 160 Hz) do 8,1 Ω — to zasługa obwodu linearyzującego. Konsekwencją tego stanu rzeczy są małe kąty fazy elektrycznej. Eposy powinny zatem dobrze współpracować ze wzmacniaczami lampowymi (które przede wszystkim nie lubią dużych wahań impedancji, a nie tylko małych wartości średnich). Za nominalną wartość impedancji można uznać 6 Ω.

Brzmienie

Z oryginalnym modelem ES14 (w wersji drugiej) miałem styczność kilkanaście lat po tym, gdy recenzowaliśmy go wtedy jeszcze w dodatku „STEREO”. Artykuł pojawił się na łamach AV w rubryce „Z drugiej ręki” — stali czytelnicy być może go odnajdą. Pamiętam, że byłem nieco rozczarowany brzmieniem tych nieomal kultowych monitorów. Oczekiwałem zbyt wiele? Zderzenia z legendami bywają bolesne. To potwierdza poniekąd znaną prawidłowość, że w elektroakustyce czas biegnie nieubłaganie, a postęp w konstrukcji niedużych i niedrogich zestawów głośnikowych w ciągu ostatnich 30 lat był znaczący. Z drugiej jednak strony, wiele starych konstrukcji potrafi lepiej komunikować emocje niż technicznie bardziej dopracowane, współczesne „odpowiedniki”.

Karl-Heinz Fink to inżynier twardo stąpający po ziemi, uznający znaczenie pomiarów. Nie powinno więc zaskakiwać, że stworzył kolumny, które nie mają ścisłej „specjalizacji” i nie inspirują się zbytnio poprzednikiem, choć pewne nawiązania są obecne i to nie tylko od strony technicznej. Kolumny były odsłuchiwane na dedykowanych podstawkach o wysokości 53 cm (z kolcami). Pierwsze minuty odsłuchu upłynęły pod znakiem pewnego zaskoczenia (a jednak!). Dwie cechy przykuły moją uwagę. Po pierwsze, niespotykana wśród kolumn podstawkowych (wyłączając naprawdę duże konstrukcje, typu Harbeth, Spendor, ATC) potęga dźwięku. Oczywiście ma ono swoje źródło w niskim zakresie pasma, który jest naprawdę obszerny, z odrobiną „sadełka”. Nie powiedziałbym, że jest to dźwięk przebasowiony, ale zbliża się on dość blisko granicy, za którą rozpoczyna się już brzmienie tłuste, ociężałe, pogrubione. Tej granicy szczęśliwie jednak nie przekroczono, a ostateczny efekt będą kształtować przede wszystkim pomieszczenie i sposób ustawienia kolumn. Znaczenia elektroniki w żadnym razie nie umniejszam, ale w tym przypadku będzie to raczej drugorzędne uwarunkowanie. Eposy powinny być traktowane bardziej jak pełnopasmowe podłogówki niż monitory. Wśród audiofilów wciąż pokutuje mit, że kolumna podstawkowa daje mniej basu i jest łatwiejsza w ustawieniu. Nie jest to wcale regułą. Bez wątpienia, recenzowane kolumny będą zyskiwać na dużym odsunięciu od narożników pomieszczenia. W trudniejszych akustycznie (mocno podbijających bas), niewielkich pokojach, mogą się okazać wyzwaniem. Zatyczek portów BR (wzorem oryginału) nie przewidziano.

Epos ES14N zwrotnica

Rozbudowana zwrotnica zapewnia łagodny przebieg impedancji — Eposy są przyjazne dla wzmacniaczy

 

W warunkach optymalnych lub bliskich optymalnym, bas z nowych „czternastek” odbierałem jako dość czysty i zwarty, ale przede wszystkim masywny i głęboki. Dość powiedzieć, że w nagraniu „Opium” z płyty „Anastasis” duetu Dead Can Dance udawało się Eposom całkiem skutecznie budzić do życia główny mod osiowy mojego pomieszczenia odsłuchowego (28,6 Hz). Specyfikacje producenta mówiące o spadku -10 dB przy 33 Hz wydają się nieco konserwatywne. Przeważnie jest na odwrót.

Jak na niezbyt wielkie monitory, Eposy wprost zadziwiają potęgą i skalą dźwięku, ale równie mocno zaskakują możliwymi do uzyskania poziomami SPL, zanim pojawią się słyszalne zniekształcenia czy kompresja. W tym względzie Fink ponownie dowodzi sensu budowania nietanich, dwudrożnych zestawów głośnikowych, które nie mają istotnych limitów w zakresie dynamiki i rozciągnięcia pasma. Swobodnie można je porównywać do podłogowych konstrukcji dwuipół-, a nawet niektórych trójdrożnych i wcale nie będą na straconej pozycji. Nowoczesna technika głośnikowa potrafi jednak znacznie więcej niż 30–40 lat temu.

Finki — pardon, Eposy — grają subiektywnie równo, mniej więcej od wyższego basu po wysokie tony, a przynajmniej średnie ich partie. Starałem się wyłapać jakieś nierównomierności, górki czy dołki, ale przyznaję, że nie jest to łatwe zadanie. Nie twierdzę, że charakterystyka jest idealnie płaska (na przełomie środka i góry coś tam się dzieje), ale bez wątpienia kolumny są wysoce akuratne, jeśli chodzi o oddanie proporcji pomiędzy zakresami i barwę dźwięku. W moim niemałym pomieszczeniu testowym, mimo znacznego oddalenia od ścian (2 m od tylnej ok 1 m od bocznych), brzmienie było masywne, pełne, dociążone. Zakres średniotonowy grał niemalże jak „od linijki”. Nie stwierdziłem żadnego wychudzenia ani pogrubienia dźwięków w tym zakresie.

Epos ES14N otwor tweeter

Tweeter ma własną minikomorę, którą wypełnia magnes ferrytowy.

 

Przechodzi on płynnie w wysokie tony, które grają bardzo czysto, gładko i raczej dyskretnie. Zakres od kilku kHz wzwyż jest prezentowany dość oszczędnie. Nasunęły mi się skojarzenia z KEF-ami z serii Reference lub R. Tam z pomiarów wynika, że góry jest w sam raz lub lekko mniej niż powinno być. Podobnie z Eposami. Nie słychać żadnych świstów, metaliczności, sybilantów. Wysokie tony wydają się wręcz nieobecne. Starszej ode mnie płyty „Tapestry” Carole King słuchało mi się bardzo dobrze. Głos artystki sprawiał wrażenie bardzo autentycznego, niepodkolorowanego. Świetnie została uchwycona vintage’owa stylistyka tej realizacji. Na bardziej współczesnym materiale i lepiej mi znanych realizacjach, konsekwentnie powtarzało się wrażenie pewnej powściągliwości w oddawaniu wyższych harmonicznych. Dźwięki gitary, wyższe rejestry fortepianu, a szczególnie wibrafonu, są kreślone precyzyjnie, ale ze swoistym przygaszeniem. Uznałem, że warto spróbować skompensować ten efekt, osładzając i zaokrąglając brzmienie mojego systemu odniesienia za pomocą przedwzmacniacza (dyżurnego Conrada-Johnsona ET2). Zadziałało, ale częściowo. Co ciekawe, efekt wydawał się słabszy z dużą gorszą amplifikacją i źródłem, a mianowicie Yamahą R-N2000A (którą recenzujemy na sąsiednich stronach). Muszę przyznać, że to zestawienie zrobiło na mnie spore wrażenie. Mimo że brzmienie było obiektywnie gorsze, to jednak w relatywnie małym stopniu w relacji do ceny. Jeden klocek i para Eposów może być wymarzoną konfiguracją dla sporej grupy odbiorców.

To wszystko pokazuje dwie rzeczy. Po pierwsze, Yamaha jest świetnym urządzeniem all-in-one. Po drugie, Eposy wcale nie muszą grać z bardzo drogą elektroniką, by ukazać swoje mocne atuty. Powiedziałbym, że są to kolumny w dużej mierze pozbawione własnego charakteru, a zatem bardzo podatne i wdzięczne na kształtowanie brzmienia podłączoną elektroniką i kablami. Są przy tym czułe na zmiany — były bowiem w stanie pokazać różnice pomiędzy dwoma, wysokiej klasy transportami sieciowymi podłączanymi do dCS-a Bartoka. Oznacza to, że legitymują się dużą rozdzielczością, dając naprawdę dobry wgląd w nagrania. Choć gdyby wyższe rejestry miały więcej spontaniczności i blasku, to efekt byłby pewnie jeszcze lepszy. Eposy nie są przy tym chimeryczne — mogą grać niemalże ze wszystkim i dźwięk zawsze będzie co najmniej poprawny. A że są dość zachowawcze barwowo i emocjonalnie? To cena owej uniwersalności.

Epos ES14N gniazda

O podłączeniu widełek lub gołych kabli możemy zapomnieć — tak samo, jak w pierwszej wersji ES14 z 1986 r.

 

Nie wspomniałem o stereofonii. Jest ona obszerna i precyzyjna. Duże znaczenie w jej kształtowaniu ma oczywiście jędrny i nisko schodzący bas. Efekt skali i otoczenia dźwięku nagraniami z płyty „Spirit” grupy Depeche Mode był doprawdy spektakularny. Muszę przyznać, że Eposy bardzo dobrze się czują w muzyce rozrywkowej. Początkowo w ogóle nie zwróciłem na to uwagi, ale panorama dźwiękowa jest lekko zdystansowana, co sprawia, że dźwięk mniej chętnie wychodzi do słuchacza. Oddanie głębi sceny jest co najmniej dobre, choć nie na poziomie Dynaudio Special Forty. Stabilne ogniskowanie nie rozmywa się nawet przy naprawdę wysokich poziomach głośności. Dźwięk zawsze pozostaje zwarty i konkretny. ES14N skojarzyły mi się z szybką, niemiecką limuzyną: komfortową, ale stabilną i budząca zdziwienie pasażerów, gdy dociskamy gaz do dechy. Tak, to jest chyba trafne porównanie.

Galeria



Naszym zdaniem

Epos ES14N impedancjaBardzo dobre, wysoce dopracowane kolumny, których twórca zadbał o wiele cech dobrego brzmienia naraz. Pod wieloma względami, ES14N ucieleśniają postęp w zestawach głośnikowych, jaki się dokonał w ostatnich dekadach. Nie wszyscy, rzecz jasna, ten stan rzeczy akceptują i doceniają, ale postęp jest postępem. Niemieckie Eposy grają czysto, dynamicznie i głośno. Oferują spektakularną skalę dźwięku i wprost niesamowity bas, oczywiście w skali dwudrożnych monitorów. Nie ulega wątpliwości, że to bardzo mocny zawodnik na obecnym rynku kolumn głośnikowych w cenie do około 20 tys. zł — zarówno podstawkowych, jak i podłogowych. W rzeczy samej, Eposy bardziej pasują do tej drugiej grupy i głównie tam należy im szukać konkurentów.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w Audio-Video 03/2023, które można w całości kupić TUTAJ

System odsłuchowy:

  • Pomieszczenia: pow. 29,5 m2, zaadaptowany akustycznie, krótki czas pogłosu, kolumny w polu swobodnym
  • Źródła cyfrowe: SOtM sMS-200 Ultra Neo (Roon endpoint) z zasilaczem Sbooster BOTW P&P MKII
  • DAC: dCS Bartok (firmware 2.0)
  • Wzmacniacze: Audionet AMP1 V2, Yamaha R-N2000A
  • Interkonekty: Albedo Metamorphosis (RCA), Synergistic Research Active USB
  • Kable głośnikowe: KBL Sound Zodiac
  • Akcesoria: stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS (wzmacniacz mocy), StandART STO (DAC), platformy antywibracyjne PAB (SOtM i transport CD), izolatory IsoAcoustics Indigo pod przetwornikiem c/a
  • Zasilanie: dedykowana linia zasilająca, kondycjoner zasilania Keces BP-1200, listwa PowerBASE, kable zasilające KBL Sound Himalaya PRO, 2 x Master Mirror Reference, Red Corona, Spectrum
Oceń ten artykuł
(6 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją