Dystrybutor: Soundsource, www.soundsource.pl |
Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa |
|
|
Wzmacniacz zintegrowany Audio Analogue Puccini Anniversary
TEST
Marka Audio Analogue kojarzy mi się z końcem lat 90., kiedy to była już oferowana integra o nazwie Puccini (SE) – jeden z najbardziej znanych produktów firmy założonej zaledwie kilka lat wcześniej (1995), a mającej swoją siedzibę w Toskanii. Puccini w wersji SE kosztował jakieś trzy średnie krajowe i pamiętam, że wzmacniacz ten wniósł swoisty powiew świeżości i elegancji na polski rynek wzmacniaczy hi-fi, zdominowany w tamtym czasie przez konstrukcje brytyjskie. W naszym teście zebrał całkiem wysokie oceny. Nie miał dużej mocy (55 W na kanał), ale grał słodko i przyjemnie.
Od tego czasu minęło 20 lat, marka wciąż istnieje, a w jej katalogu znajdują się dwa modele „rocznicowe” (Anniversary): Puccini oraz najdroższy i w domyśle najlepszy wzmacniacz włoskiej manufaktury – Maestro Anniversary. Bohaterem testu jest pierwszy z nich – znacznie skromniejszy i około dwukrotnie tańszy. W relacji do polskich zarobków nie zdrożał jakoś szczególnie (choć bliżej mu do 4 niż do 3 średnich krajowych).
Wygląd i funkcjonalność
Dobitny przykład minimalizmu. Gruby aluminiowy front nie ma ani jednego przycisku, ani jednego konwencjonalnego przełącznika, żadnych wyświetlaczy, uchwytów czy choćby wyjścia słuchawkowego. Jedynym elementem, na którym skupia się uwaga użytkownika, jest pięknie obrobione pokrętło w kształcie mocno ściętego i silnie spłaszczonego stożka licującego swoim szczytem z gładkim panelem czołowym, który przyozdabiają jedynie dwa pionowe nacięcia na godzinach dwunastej i szóstej – jeśli wspomniane pokrętło potraktować jako tarczę zegara. Zapomniałbym – są jeszcze dwa rzędy malutkich białych diod, które widać tak naprawdę tylko w słabym świetle zastanym (lub po ciemku). Silne światło boczne, jak to padające z redakcyjnych softboksów podczas sesji fotograficznej, skutecznie „zabija” blask diod, przez co ich wskazania stają się niemalże niewidoczne (analogiczne zjawisko wystąpi, jak sądzę, w mocno doświetlonych salonach). Lewy pasek diod pokazuje wybrane źródło (tu potrzeba trochę wyobraźni przestrzennej, by „zgadnąć” która aktualnie dioda, licząc od lewej, się świeci – wszak to położenie diody „informuje” nas o tym, które wejście wybraliśmy). Nieco lepiej rozwiązano wskazanie głośności, bowiem w tym przypadku wystarczy spojrzeć na długość świecącej linijki, by odgadnąć ustawiony poziom głośności. Nie przepadam za tego typu udziwnieniami, jestem zwolennikiem konwencjonalnych, ale przede wszystkim funkcjonalnych rozwiązań. Tu pojęcie funkcjonalności potraktowano z godną Włochów lekkością i pobłażliwością – najwyraźniej w myśl idei: „lubisz high-end, to potrafisz poświęcić to i owo, by nie było zbyt wygodnie”. Może się czepiam, ale wynajdywanie koła tylko po to, by było oryginalnie, jakoś do mnie nie przemawia.
Nie mogę też nie wspomnieć o działaniu wspomnianej tarczy. Ma ona trzy funkcje: jej wciskanie (dłużej lub krócej) włącza lub wyłącza wzmacniacz, jak również pozwala na wybór wejść, zaś obrót (nie ma jak jej chwycić!) reguluje głośność. Znów: średnio to intuicyjne i jeszcze mniej wygodne, ale niech im tam będzie. W końcu, uciekając od tych patentów, sięgamy po pilot – obecnie już taki całkiem fajny, aluminiowy – identyczny jak ten z modelu Maestro Anniversary. Miło popatrzeć i dotknąć (choć „zimne” aluminium nie każdy polubi). Gdy zobaczyłem „stary” nadajnik (ten dotychczas dostarczany!), a tym bardziej gdy zacząłem go używać, dosłownie nie mogłem uwierzyć, że takie „coś” dokładano do tego świetnie wykonanego i bardzo ładnego wzmacniacza. Paskudny, wielofunkcyjny pilot z wściekle podświetlanymi na niebieski kolor przyciskami pasował do rocznicowej integry jak… nie powiem już co. Teraz pilot jest już „godny” Pucciniego Anniversary i ma tylko te funkcje, których potrzebuje właściciel Pucciniego, a nie także 54 inne, zupełnie nieprzydatne. Kończąc wątek o funkcjonalności wzmacniacza, dodam jeszcze, że natężenie świecenia diod można regulować (dwustopniowo), podobnie jak da się regulować skalę regulacji głośności. Dostępne są cztery różne zaprogramowane charakterystyki elektronicznej regulacji poziomu.
Wszystkie dziwactwa Pucciniego, które mogą niektórych irytować z punktu codziennej obsługi, mają swego rodzaju rekompensatę w postaci świetnie zorganizowanego tylnego panelu. Tu wszystko jest jak trzeba, a nawet lepiej: duże i wygodne „kraniki” zacisków głośnikowych (akceptujących także banany) oraz szeroko rozstawione gniazda RCA (i po jednej parze XLR-ów), których układ wyraźnie daje do zrozumienia, że mamy do czynienia z układem o architekturze dual-mono.
Włącznik prądowy obok gniazda IEC aktywuje stan gotowości wzmacniacza do zdalnej obsługi, który jest w pełni ekologiczny. Nasz miernik poboru mocy wskazywał „0,0 W” mocy czynnej. Nadmienię, że wiele audiofilskich wzmacniaczy z trybem stand-by pobiera 10 a niekiedy nawet ponad 20 W mocy w uśpieniu. Tym samym Puccini częściowo odrabia straty poniesione na starcie, choć trzeba przyznać, że jak na dzisiejsze standardy jest to wyjątkowo skromnie wyposażona integra. Brak wyjścia słuchawkowego czy wejścia phono, nie mówiąc już o wejściach cyfrowych, może dziwić, ale z drugiej strony: jak duży procent użytkowników wzmacniaczy tej klasy korzysta z tych modnych dodatków?
Budowa i parametry
Onegdaj, pół żartem – pół serio, mawiało się, że „wzmacniacze kupuje się na wagę”. Dziś, w dobie układów impulsowych i oszczędności materiałowych, reguła ta sprawdza się raczej słabo, co nie znaczy, że nie ma wzmacniaczy spełniających kryterium masowe. Puccini Anniversary punktuje tu wysoko, tym bardziej, że producent – wbrew powszechnej wśród wytwórców sprzętu audio metodzie podawania wagi urządzeń wraz z opakowaniem – postanowił „nie doważyć” swojego wzmacniacza. Rzeczywista masa Pucciniego jest o ponad kilogram większa niż deklarowana (wynosi 16,6 kg). Znaczny ciężar wynika z konstrukcji układu elektronicznego, acz sama obudowa też ma znaczący wkład. Wykonano ją z grubych blach stalowych, natomiast płyta czołowa to 14-mm grubości odlew z aluminium.
Bardzo schludnie i przejrzyście wykonane wnętrze Pucciniego. Nie oszczędzano też na komponentach.
W środku znajduje się przemyślany i bardzo dobrze rozplanowany układ o symetrii dual-mono, jednak ze wspólnym dla obu kanałów transformatorem toroidalnym o mocy 700 VA. Zwraca uwagę wysoka jakość płytek drukowanych ze złoconymi ścieżkami miedzianymi o podwójnej grubości. W znakomitej większości montaż jest przewlekany, wyjątek dotyczy sekcji regulacji poziomu głośności bazującej na czterech programowalnych 128-pozycyjnych układach AD7376. W widocznym torze wejściowym (górna płytka) pracuje spora liczba tranzystorów w otoczeniu markowych rezystorów (Dale) i kondensatorów MKP (Wima), w dalszej części układu poprzedzającej regulację głośności można znaleźć niskoszumny, szybki wzmacniacz operacyjny TLE2017CP. Zwracają także uwagę dobrej klasy kondensatory foliowe Audyn Cap z serii QS6 (0,1 µF), zaś na dolnej płytce (końcówki mocy) – pokaźne rezystory klasy „militarnej” odporne na wpływ temperatury.
W stopniach końcowych zastosowano po trzy komplementarne pary tranzystorów On-Semi MJL3281A / 1302A oraz MJE15035/15034 w stopniu sterującym. W połączeniu z wydajnym zasilaczem (wspomniany toroid plus bateria kondensatorów o łącznej pojemności ponad 66 tys. µF) daje to możliwość podwajania mocy wyjściowej przy spadku impedancji z 8 do 4 Ω oraz dalszego, niemalże podwojenia, przy obciążeniu 2 Ω. Wzmacniacz nagrzewa się nieznacznie, a umiarkowany pobór mocy na biegu jałowym (33 W) świadczy o niedużym prądzie spoczynkowym.
Układ przedwzmacniacza
Producent podkreśla brak pętli sprzężenia zwrotnego, przy czym stwierdzenie to odnosi się do pętli globalnej. Z informacji producenta wynika ponadto, że sam przedwzmacniacz nie jest objęty pętlą sprzężenia. W konsekwencji Puccini legitymuje się relatywnie dużą, jak na tranzystorowca, impedancją wyjściową (zmierzone 0,19 Ω), a co za tym idzie – małym współczynnikiem tłumienia (21 w odniesieniu do 4 Ω). Zaskakująco duże okazują się zniekształcenia z dominującą 2. i 3. harmoniczną, ale i szerokim spektrum wyższych składowych. Nawet pod małym obciążeniem (1-10 W) współczynnik THD osiąga wartości 0,2-0,3%.
Brzmienie
Puccini Anniversary nie jest typem wzmacniacza dążącego do wyimaginowanego ideału, jakim jest „drut ze wzmocnieniem”. Ma określony charakter prezentacji, który – jak sądzę – większości audiofilów przypdanie do gustu.
W uproszczeniu wzmacniacze audio dzielą się na urządzenia brzmiące neutralnie, ciepło oraz takie, które można określić mianem „chłodnych”, sterylnych. Pucciniemu najbliżej do tej pierwszej grupy. Przynależność tę determinują dwie cechy przewodnie: mocny, powiedziałbym: „szeroko rozpostarty” bas, który wydatnie dociąża brzmienie, „ciągnąć” równowagę tonalną w dół oraz ogólnie łagodny charakter przełomu środka i góry. W analogii kulinarnej daje to efekt, jakby całkiem smaczne, acz nie jakoś wybitnie wyrafinowane danie polano niewielką ilością dość gęstego, dobrze doprawionego sosu. Owo ocieplenie ma jednak pewną cechę, której w oderwaniu od kontekstu nie przypisalibyśmy urządzeniu brzmiącemu w sposób ocieplony. Chodzi mianowicie o soprany, które z jednej strony nie mają pełnej otwartości i bardzo dużej rozdzielczości (acz nie sprawia ona zawodu), z drugiej natomiast – w swoich górnych rejestrach potrafią być zdecydowanie doniosłe. W nagraniu „Cold Duck” otwierającym płytę „Accentuate the Positive” Ala Jarreau, góra nieco wymykała się spod kontroli, kłując nieco bardziej niż w przypadku mojej referencji w przedziale do 20 tysięcy złotych (Primare I35). To wzmacniacz tonalnie równiejszy, co w subiektywnym odczuciu czyni go na tle Audio Analogue nieco chłodnym (choć sensu stricte jest to niewłaściwy osąd). Wspomniane podkreślenie góry u Pucciniego jest zjawiskiem dynamicznym, pojawiającym się właściwie tylko w gęstych utworach o dużym natężeniu wysokich tonów. W nagraniach muzyki barokowej Puccini zagrał tak, jak należało się spodziewać: z dostatecznie kolorową, lekko dosłodzoną górą, z dobrym wypełnieniem, które dzierży prymat nad konturowością, precyzją czy ilością powietrza. W tym ostatnim aspekcie włoska integra sprawuje się bardzo przyzwoicie, acz nie na poziomie Primare – wzmacniacza wyraźnie bardziej precyzyjnego i transparentnego. Przywołując to porównanie, w żadnym razie nie dyskredytuję możliwości AA w dziedzinie wglądu w nagrania, ponieważ te – jak na wzmacniacz za kilkanaście tysięcy złotych – są co najmniej dobre. Po prostu I35 jest wybitny, stąd taka różnica.
Nie tylko przód, ale także tył tego wzmacniacza został zaprojektowany. Świetne terminale głośnikowe i wygodne rozstawienie gniazd wejściowych.
Szeroko rozumiana precyzja nie jest tematem przewodnim prezentacji Pucciniego. Wzmacniacz ten bardziej koncentruje się na skali odtwarzanego dźwięku, wyrażającej się w dużych rozmiarach sceny, której uporządkowanie i głębia prezentują solidny poziom. Jest to także wzmacniacz potrafiący bardzo naturalnie i przekonująco odtwarzać wokale. Wydawać by się mogło, że wspomniana emfaza w zakresie basu i niekiedy jaskrawe soprany spowodują schowanie średnicy, jednak subiektywnie niczego takiego nie odnotowałem w połączeniu ze swoimi – inna sprawa, że ekspresyjnymi w średnicy – Zollerami. Zatem sporo będzie tu zależeć od podłączonych kolumn. Te o ciężkim, nie do końca kontrolowanym basie i jasnej górze raczej nie będą wymarzonym partnerem dla Pucciniego. Podobnie zresztą jak kolumny o górze przyciętej i mało rozdzielczej. Dobrym wyborem wydają się zestawy głośnikowe o lekkim i otwartym charakterze. Wówczas otrzymamy brzmienie żwawe, ale skondensowane i szczegółowe.
W stopniach końcowych zastosowano po trzy komplementarne pary tranzystorów On-Semi MJL3281A / 1302A oraz MJE15035/15034 w stopniu sterującym.
Pod względem dynamicznym Puccini ma wiele do zaoferowania, co poniekąd potwierdza dużą wydajność prądową wynikającą wprost z parametrów. Bas, oceniany w izolacji, na tle średniej rynkowej prezentuje atrakcyjne połączenie potęgi i wykopu z dobrą precyzją. Jednak konfrontacja z Primare, jak również dużo droższym wzmacniaczem odniesienia pokazuje całościowo zaokrąglony charakter oddania średnich i najniższych składowych. Kontur i atak nie mogą konkurować z najlepszymi w tym przedziale cenowym. Emfaza i nieprzesadne zaokrąglenie dobrze pasują jednak do brzmieniowej koncepcji wzmacniacza mającego w swym założeniu (jak sądzę) dostarczać przyjemne, spójne brzmienie o dużej skali. Opera, symfonika, akustyczny jazz – w tych gatunkach Puccini Anniversary dowodzi swej wartości i całościowo bardzo dobrej relacji jakości do ceny.
Galeria
- Audio Analogue Puccini Anniversary Audio Analogue Puccini Anniversary
- Świetne terminale głośnikowe i wygodne rozstawienie gniazd wejściowych. Świetne terminale głośnikowe i wygodne rozstawienie gniazd wejściowych.
- Końcówka mocy Końcówka mocy
- Kondensatory układu zasilającego Kondensatory układu zasilającego
- Audio Analogue Puccini Anniversary Audio Analogue Puccini Anniversary
- Przedwzmacniacz Przedwzmacniacz
- Przedwzmacniacz Przedwzmacniacz
- Bardzo schludnie i przejrzyście wykonane wnętrze Pucciniego. Nie oszczędzano też na komponentach. Bardzo schludnie i przejrzyście wykonane wnętrze Pucciniego. Nie oszczędzano też na komponentach.
- Ocena i dane techniczne Ocena i dane techniczne
https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/951-audio-analogue-puccini-anniversary#sigProGalleria88ef170616
Naszym zdaniem
Cóż mogę dodać? Przede wszystkim to, że to solidnie wykonany kawał dobrze brzmiącego wzmacniacza z charakterem, którego na pewno warto posłuchać, jeśli tylko nie gonicie za precyzją, transparentnością, szybkością i superdynamiką. Od tego jest parę innych konstrukcji. Puccini jest spójny w tym, co robi z sygnałem audio – i właśnie dlatego słucha się go naprawdę dobrze. I jeszcze jedno: w dotychczas stosowanej klasyfikacji miałby kategorię A.
System odsłuchowy:
- Pomieszczenie: 30 m2 zaadaptowane akustycznie, dość silnie wytłumione
- Źródło cyfrowe: Auralic Aries + Meitner MA-1
- Źródło analogowe: AVID Ingenium/Rega/Nagaoka MP-102, phonostage Lehmann Audio Black Cube 2 SE
- Przedwzmacniacz: Conrad-Johnson ET2
- Wzmacniacz mocy: Audionet AMP1 V2
- Wzmacniacz zintegrowany (odniesienia): Primare I35 DAC
- Interkonekty: Stereovox HDSE, Albedo Metamorphosis
- Kable głośnikowe: KBL Sound Red Eye Ultimate
- Akcesoria: stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART STO, platformy antywibracyjne PAB (pod przedwzmacniaczem i przetwornikiem c/a)
- Zasilanie: dedykowana linia zasilająca, listwy Furutech f-TP615, GigaWatt PF-2, kable zasilające KBL Sound Himalaya PRO, Spectrum, Zodiac