Dystrybutor: Aplauz, www.sennheiser.pl |
Tekst: Ludwik Igielski (LI), Filip Kulpa (FK) | Zdjęcia: Sennheiser, AV |
|
|
Sennheiser HD 660 S - Słuchawki
TEST
Niemiecki Sennheiser jest synonimem najwyższej jakości dźwięku i to nie powinno nikogo dziwić. Na swoim koncie ma szereg nie tylko udanych modeli, innowacyjnych rozwiązań technicznych, ale i konstrukcji, które śmiało można uznać za kamienie milowe w historii audio. Mowa jest nie tylko o legendarnym Orfeuszu z roku 1991, czy jego następcy HE1, lecz o produktach bardziej przystępnych cenowo. Dwadzieścia lat temu środowisko entuzjastów dobrego brzmienia zelektryzowało pojawienie się słynnych, notabene produkowanych i świetnie sprzedawanych do dzisiaj, słuchawek HD600 Avantagarde. Zresztą, całkiem niedawno je testowaliśmy i byliśmy pod dużym wrażeniem tego, jak znakomicie przetrwały próbę czasu. Wciąż warto je kupić. Relacja jakości do ceny (obecnie poniżej 1200 zł) jest wyśmienita.
Budowa
„Sześćsetki” nawiązywały swoim wzornictwem do ówczesnego flagowca i do jego odpowiednika wykonanego w technice półprzewodnikowej – modelu HE60/HEV70. Co więcej, HD600 Avantgarde okazały się na tyle dobre, że nie zagroziło im pojawienie się ich ulepszonej wersji – HD650. Aby wyjść z tej cokolwiek niewygodnej sytuacji, producent skoncentrował swoje wysiłki na czymś zupełnie innym. Tak zrodziła się seria 800, z tańszymi HD700, zrywającymi z dotychczasową estetyką brzmieniową i wzornictwem. Powrót do klasycznego wzornictwa był możliwy dopiero wraz z pojawieniem się „nowego króla” – najdroższych obecnie słuchawek HE-1.
HD 660 S zaprezentowano w październiku b.r. Słuchawki wzbud ziły trochę mieszane pierwsze wrażenia. Z jednej strony reaktywowano dość leciwą linię produktową, utrzymując jednocześnie przy życiu wielce zasłużonego przodka. Z drugiej zaś – odcięto się od prestiżowej linii 800, kierując uwagę nabywców w zupełnie inny obszar oferty. Pewnym uzasadnieniem wydajesię fakt, iż w obecnym katalogu firmy wszystkie modele z serii 600 mają znaczek Hi-Res Audio. Wszak nie można zapominać o znaczeniu marketingu.
Początkowo nacisk na małżowiny wydaje się nieco za duży, jednak słuchawki nie uciskają ani uszu, ani czubka głowy. Są wygodne i lekkie. Po prostu Sennheisery.
Nowe 660-ki wyglądają bardzo podobnie do wcześniejszych modeli z tej serii. Mają ten sam kształt muszli nausznych, bardzo podobne poduszki wokółuszne i siateczki osłaniające przetworniki. Nic dziwnego, że są równie wygodne jak protoplaści, w czym zasługa małej masy – zaledwie 260 g. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Inne jest wykończenie i detale. Zrezygnowano z połyskliwego lakieru na rzecz głębokiego czarnego matu, dającego wrażenie, że obcujemy z bardzo wytrzymałą konstrukcją. Inne jest rozmieszczenie napisów czy umieszczenie logo na bokach muszli. Miękki wałek nagłowny ma inny profil i mniejszy podział. Zmiany objęły także przewód połączeniowy. W komplecie ze słuchawkami otrzymujemy dwa kable – standardowy niesymetryczny z wtykiem ćwierćcalowym oraz symetryczny, dedykowany do firmowego wzmacniacza HDV 820. Oczywiście jest jeszcze przejściówka z dużego jacka na mały. Sam przewód wydaje się bardziej masywny od tego w HD600 lub HD650.
Z materiałów producenta wnioskujemy, że jego intencją było stworzenie słuchawek pozwalających cieszyć się wyrafinowanym audiofilskim dźwiękiem w każdych warunkach. Z tego względu impedancja wynosi nie 300, a 150 Ω. Znajduje to swoje odzwierciedlenie w nazewnictwie modelu – końcówka S informuje nas o możliwości współpracy z odtwarzaczami mobilnymi czy nawet telefonami. Udoskonalony przetwornik zapewnia zmniejszony poziom zniekształceń harmonicznych (mówimy tu o wartościach typowych dla współczesnych wzmacniaczy tranzystorowych), co gwarantuje jeszcze bardziej naturalne i klarowne brzmienie. Pasmo przenoszenia jest szersze, ale minimalnie (10 vs 12 Hz na dole i 41 vs 40,5 kHz na górze).
HD 660 S okazują się wyraźnie cichsze (mniej czułe) od HD600. Różnica w maksymalnych poziomach SPL sięga aż 8 dB.
Brzmienie
Estetyka brzmieniowa HD 660 S opiera się na zupełnie innych założeniach niż w dawniejszych konstrukcjach z serii „hd sześćset”. Mimo wielu podobieństw wzorniczych i odwołań w materiałach producenta, dźwięk nie przypomina wcale legendarnych HD600, ani nawet HD650; choć tu akurat w jednym aspekcie czuć pewne pokrewieństwo. Mowa o niskich tonach, które są bardzo obszerne i zaprezentowane w sposób bardzo masywny, a nawet może i poniekąd ofensywny. Silny bas w słuchawkach otwartych wydaje się swoistym paradoksem. A jednak. Nie jest to szybki i dobrze kontrolowany fundament – raczej ciepły, mięsisty i bardzo gęsty krem. Niskie tony są wyraźnie głośniejsze od reszty pasma. Z tego powodu barwa jest nieco zaciemniona. Na szczęście nie przesadzono z podkreślaniem najniższych składowych i tym samym uniknięto negatywnych konsekwencji, takich jak spowolnienie czy ociężałość przekazu. A co najważniejsze – mimo że bas dominuje, to wcale nie wpływa negatywnie na motorykę przekazu. Pierwsze minuty czy kwadranse odsłuchu wydają się nawet ciekawe.
Drugi wyraźny akcent położono na bardzo czytelne, a nawet częściowo nadnaturalne doświetlenie najwyższego skraju sopranów. Efekt jest intrygujący, choć nie zawsze potrzebny czy pożądany. Może się jednak podobać, zwłaszcza osobom oczekującym spektakularnych czy wręcz wyczynowych efektów. Na tym tle średnica wypada całkiem zwyczajnie. Nie dzieje się nic złego, ale nie doświadczamy też niczego szczególnego. Głosy wokalistów są nieco ocieplone, zaprezentowane w bardzo bezpieczny sposób.
Producent kwalifikuje ten model jako słuchawki znamionowo 150-omowe, co jest mniej więcej zgodne z prawdą, choć faktyczna, uśredniona wartość jest nieco wyższa i wynosi około 170 omów. Jak widać na wykresie, przy około 90-100 Hz impedancja wzrasta aż do prawie 450 omów. Z elektrycznego punktu widzenia HD660 S nie nakładają żadnych konkretnych ograniczeń na parametry wzmacniacza – poz stosunkowo dużym napięciem wyjściowym, co wynika z relatywnie małej czułości tych nauszników.
Więcej ciekawych rzeczy dzieje się natomiast w domenie przestrzennej. Słuchawki budują bardzo dużą przestrzeń, świetnie rozciągniętą zarówno wszerz, jak i w głąb. Niestety nie jest tak napowietrzona i zwiewna jak w HD600, za to spójna i dobrze zorganizowana. Wydaje się nieco zagęszczona. Nie odnotowałem jednak zbitek planów czy uproszczeń w rysowaniu perspektywy. Pojawia się natomiast pewna ciekawa interpretacja poszczególnych detali, którą można w pewien sposób porównać do holografii. I najprawdopodobniej właśnie ta cecha – obok mocnego basu – przesądza o atrakcyjności tych słuchawek. Słuchamy dobrze nam znanych nagrań i nagle słyszymy coś całkiem nowego, na co wcześniej w ogóle nie zwróciliśmy uwagi.
Kolejną zaskakującą cechą jest dynamika. W pierwszej chwili wydaje się duża, zwłaszcza w skali makro. Jednak duże skoki głośności pojawiają się głównie w zakresie niskotonowym. W pozostałej części pasma różnicowanie poziomów jest już skromniejsze, co ma swoje odzwierciedlenie w dość umiarkowanej wartości maksymalnego poziomu SPL.
Całościowo brzmienie należy ocenić korzystnie. Nie jest w pełni neutralne czy muzykalne, ale zaskakujące zupełnie nową estetyką, która z pewnością będzie się podobać – zwłaszcza zwolennikom obszernego basu. (LI)
II opinia
Rynek słuchawek wysokiej klasy w niczym dziś nie przypomina tego sprzed 15 czy nawet 10 lat. Pojawili się nowy zupełnie „specjaliści”, ceny poszybowały w górę, a katalizatorem zmian jest głęboka transformacja, jaka miała miejsce w segmencie urządzeń mobilnych w ciągu ostatniej dekady. Wydawać by się mogło, że w tej sytuacji uznani specjaliści będą mieć spory kłopot. Jeśli całe rozumowanie zawęzić do samych produktów, do tego co faktycznie sobą reprezentują (odrzucając wpływ mniej czy bardziej agresywnego marketingu), to wciąż działa proste prawo: „zrobisz dobry, bardzo konkurencyjny produkt, twoja pozycja pozostanie niezagrożona”. Sennheiser to jeden z liderów rynku słuchawek średniej i wyższej klasy, firma o olbrzymim dorobku w tym segmencie produktowym, która z jednej strony ulega pokusie łatwego zarobku (zwykle im większa firma, tym silniej działa to prawo), z drugiej jednak musi być bardzo ostrożna, by nie popsuć swojej reputacji. W ofercie Sennheisera znajdziemy wiele produktów, które tę reputację nadwątlają, ale też mnóstwo takich, które ją umacniają. Balans, póki co, pozostaje zachowany.
Nie mam wątpliwości, że HD 660 S zaliczają się do tej drugiej grupy. Co więcej, uważam, że mają szansę zostać najlepiej sprzedającym się modelem w grupie słuchawek high-end. Powód jest prosty. To słuchawki o wielu wyrazistych zaletach i niemal braku słabości jako takich – oczywiście w relacji do ceny. Przyznam, że nie zaliczam się do zwolenników ani modelu HD800 (doceniam jednak jego klasę, a w szczególności nowszej wersji „S”), ani HD700, który cierpi na zaburzenie charakterystyki pomiędzy środkiem a górą. Nowy HD 660 S jest pozbawiony bolączek obydwu tych modeli. Moim zdaniem to zdecydowanie lepsze słuchawki niż HD700. Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że brzmią równo, są bliskie neutralności. W charakterystyce wyczuwa się pewną emfazę w niższych sopranach, jednak nie jest to efekt, który można by określić mianem wady czy poważniejszej ułomności. Faktem jest natomiast to, że 660 S nie brzmią ciepło. Nie są też sterylne czy kliniczne, jednak wyobrażam sobie, że z nieodpowiednim źródłem/wzmacniaczem mogą balansować na granicy wyostrzenia czy też rozjaśnienia (jeśli elektronika przejawia choćby niewielkie skłonności w tym kierunku). W konsekwencji, HD 660 S nie potrafią czarować gęstymi, nasyconymi barwami, jednak powiedzenie, że stwarzają w tej materii jakiś większy niedosyt byłoby sporą przesadą. Z wykorzystanym w teście źródłem i wzmacniaczem (Chord Hugo 2 / Trilogy 933) brzmienie tych słuchawek – szczególnie po wygrzaniu – nabrało przyjemnej, gładkiej konsystencji, jednocześnie oferując znakomitą detaliczność o precyzję. Konstruktorzy bardziej nż w przypadku HD600, a tym bardziej HD700 postawili na liniowość – i to słychać.
Charakterystyczne dla tej marki koncówki kabli słuchawkowych oraz wtyk 4,4 mm Pentaconn kabla zbalansowanego (nowy standard opracowany z mysla o urzadzeniach mobilnych).
Równej i gładkiej średnicy towarzyszy bardzo niski poziom „brudów” i zniekształceń – dźwięk jest wyjątkowo czysty, wręcz higieniczny – dotyczy to w zasadzie całego pasma, a w szczególności finezyjnych, dobrze doświetlonych, ale nie rozjaśnionych wysokich tonów. Wybrzmiewają czysto i długo, instrumenty jakie jak skrzypce, klawesyn, trójkąt brzmiały znacznie wierniej niż można by zakładać. Mamy tu do czynienia z wielce pożądanym połączeniem gładkości i dużej szczegółowości, co w ostatecznym rozrachunku sprawia, że szczególnie na materiale klasycznym muzyki za pośrednictwem tych słuchawek można słuchać bardzo długo, bez uczucia zmęczenia czy znużenia. Naprawdę, wielka klasa. Brawo, Sennheiser.
Wrażenie bardzo dobrej przejrzystości, głębokiego wglądu w nagrania łączy się i współgra z wyśmienitą przestrzennością (oczywiście w skali słuchawkowej), będącą znakiem rozpoznawczym słuchawek Sennheisera od wielu już lat. Nie miałem możliwości porównania z HD600 (też świetnych pod tym względem), jednak nie mam wątpliwości, że na tle średniej rynkowej w tym przedziale cenowym osiągi testowanych słuchawek są dalece nieprzeciętne. Przestrzeń jest z gatunku sensownie oderwanych od głowy, najważniejsze jest jednak wrażenie spójności sceny – nie ma efektu fruwania dźwięków po bokach. Konstruktorom udało się uchwycić efekt perspektywy i głębi sceny, z czym słuchawki mają generalnie poważny problem.
Doprawdy trudno jest wytknąć tym słuchawkom jakieś wady w dziedzinie dynamiki. Owszem, są dość mało czułe (byłem zdziwiony, że grają z porównywalną głośnością do moich Audeze LCD-3), w tym względzie wyraźnie odbiegając od HD600/700/800, jednak w dobie mocnych wzmacniaczy słuchawkowych nie jest to żaden problem. Z kolei duża impedancja eliminuje problem dopasowania do wzmacniaczy lampowych i wszystkich tych o impedancji wyjściowej oscylującej wokół 5 omów (lub jeszcze większej).
Na koniec zostawiłem niskie tony, których ocena trochę nas w redakcji poróżniła. Bas HD 660 S jest niemal idealny: zwarty, niepogrubiony, na ogół jednak nieco zbyt lekki. Być może jest to kwestia przyzwyczajenia do Audeze, jednak bardziej obstawiałbym sprzęt towarzyszący. HD 660 S potrzebują raczej mocniejszego niż słabszego napędu, ewidentnie doceniają kontrolę i szybkość po stronie źródła i wzmacniacza. Ogromnie podobała mi się rytmika tych słuchawek. Grają zwartym, energicznym dźwiękiem, zupełnie pozbawionym spowolnienia. Dobre są też barwy, choć chwilami przydałoby się więcej „mięcha” i wypełnienia na samym dole skali. A tak poza tym, wszystko jest tak, jak być powinno, moim skromnym zdaniem. (FK)
Galeria
- Słuchawki Sennheiser HD 660 S Słuchawki Sennheiser HD 660 S
- Profil Profil
- Profil boczny Profil boczny
- Słuchawki Sennheiser HD 660 S Słuchawki Sennheiser HD 660 S
- Kabel zbalansowany Kabel zbalansowany
- Słuchawki Sennheiser HD 660 S Słuchawki Sennheiser HD 660 S
- Wykres impedancji Wykres impedancji
- Ocena i dane techniczne Ocena i dane techniczne
https://www.avtest.pl/sluchawki/item/840-sennheiser-hd-660-s#sigProGalleriadace946e20
Naszym zdaniem
Nowe HD 660 S wydają się ciekawą i wręcz potrzebną propozycją. Z jednej strony cieszy powrót do klasycznych korzeni firmy, z drugiej zaś – model ten zaskakuje dość ciekawym pomysłem na dźwięk. W bezpośrednim porównaniu na pewno zdecydowanie lepszym niż HD650, choć wcale niekoniecznie od swego protoplasty – HD600 Avangarde. I na koniec jeszcze jedna refleksja – pojawienie się teraz tego modelu, zamiast półprzewodnikowej wersji HE-1, skłania do przypuszczenia, że to właśnie HD 660 S mogą odziedziczyć przydomek Małego Orfeusza, tak jak w latach 90. Choć z drugiej strony są jeszcze przecież wielbione przez wielu znacznie droższe HD 800 S.