PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Wzmacniacz Peachtree Nova 220SE

Sie 01, 2015

Index

Brzmienie

Zwykle staram się testować urządzenia w zgodzie z zamysłem ich twórców. Skoro więc Nova 220SE ma prawie same wejścia cyfrowe, to jest oczywiste, że została pomyślana jako wzmacniacz cyfrowo-analogowy. Ponieważ jednak jesteśmy dociekliwi i lubimy sprawdzać, co w trawie piszczy – ten test rozpocząłem „na opak”, czyli od sprawdzenia tego wzmacniacza w roli… wzmacniacza. Wcześniej urządzenie popracowało jednak w salonie, będąc podłączonym do dekodera UPC i strumieniowego Denona 730, grając w tle. Ten swego rodzaju „pratest” był już czytelną wskazówką co do tego, że to naprawdę ładnie brzmiący sprzęt.

Jednak dopiero kontrolowany odsłuch w połączeniu z przetwornikiem Meitnera w roli źródła sygnału (analogowego) ukazał klasę Novy. Nie spodziewałem się, że wzmacniacz ten zabrzmi tak pełnym, czytelnym, nasyconym dźwiękiem. Dzieje się tu coś nieoczekiwanego od amplifikacji tej klasy (a tym bardziej pracującej w klasie D) – dźwięk wyróżniał się nadzwyczaj dobrą namacalnością i spójnością. Album Marka Knopflera „Sailing to Philadelphia” (PCM 24/48) zabrzmiał z odpowiednią dozą „kremowości”, gęstości, zupełnie bez twardych krawędzi. Gitara świetnie wchodziła do pomieszczenia, a głos wokalisty był tak autentyczny, miękki, ciepły i autentyczny, że aż miło. Nie przypominam sobie drugiego wzmacniacza po tej przyziemnej stronie bariery – jaką jest 10 tysięcy złotych – który by grał tak kulturalnie, przestrzennie i bez zawoalowania. Osiągnięto tu coś bardzo trudnego na rozważanym pułapie cenowym: wielką kulturę brzmienia, soczystość barw, ale bez oznak „zmulenia”, zmiękczenia, ewidentnego ocieplenia czy spowolnienia. Nagrania z ostatniej płyty Marcusa Millera „Renaissance” zabrzmiały doskonale: z dużym ciężarem na basie (tak zrealizowana jest ta płyta), dobrze zdefiniowanymi krawędziami gitary basowej, która jednak nie brzmiała sucho i tępo, lecz znów – nieco przyjemniej niż na wzmacniaczu referencyjnym. Tak, Nova jednak trochę upiększa rzeczywistość, lecz czyni to subtelnie. Problem może pojawić się wyłącznie przy korzystaniu ze źródeł o podobnej charakterystyce podłączonych – rzecz jasna – do wejścia analogowego (jako że cały czas mówimy o samym wzmacniaczu). Skoro już o Marcusie była mowa, to dodam, że jakość basu jest znakomita. Nie miał tendencji do mechanicznego łupania, lecz było to coś, co świadczy o wysokiej jakości tego zakresu: elementy różnicowania, barwy. Po prostu chciało się tego słuchać. Wprost nie mogłem się oderwać.
Rzadko słucham Enji, lecz tym razem – trochę przez przypadek – włączyłem jeden z jej słynniejszych albumów „Watermark”. Byłem pod wrażeniem tego, jak „analogowo” zabrzmiała ta muzyka. Gęstość faktury elektronicznych pejzaży, jej głębia były sporym zaskoczeniem.

Przestrzeń, bo o niej napomknąłem, oceniam jako znakomitą. Obraz dźwiękowy był duży, swobodny, z łatwością wychodził poza linię bazy, „witając się” ze słuchaczem – coś, co bardzo wzmaga realizm przekazu i co bardzo – nie ukrywam – lubię. Wielka w tym zasługa źródła, ale gdyby Nova nie miała świetnej stereofonii, to nie byłoby efektu.

Peachtree-Nova-220SE-tyl

Również z testowanym w tym wydaniu odtwarzaczem Pioneera (N-70A) uzyskałem bardzo dobre efekty. Wprawdzie wzmacniacz czytelnie ukazał różnicę klas pomiędzy tymi dwoma przetwornikami, to jednak jakość brzmienia uzyskiwana z Pioneerem podłączonym analogowo była wciąż wysoka, na poziomie kategorii B – bezdyskusyjnie. Peachtree w dalszym ciągu mile zaskakiwał wysublimowaniem wyższego zakresu. Instrumenty z epoki z „Mszy B-moll” J. S. Bacha w wykonaniu Dunedin Consort & Players (PCM 241/192) miały oczekiwaną miękkość i barwność. Scena – wyraźnie zaznaczone plany, była gęsta, ale i przejrzysta.

Tego wszystkiego nie da się, niestety, uzyskać z wejść cyfrowych, co dobitnie i jednoznacznie pokazało podłączenie zarówno Auralica Ariesa do wejścia USB, jak i Denona DNP-730AE do wejścia optycznego. Pewne różnice pomiędzy tymi obydwoma połączeniami dało się wyłuskać, ale były one znacznie mniejsze, niż sądziłem (oczekiwałem dużej przewagi USB) – powiedziałbym, że wręcz nieznaczące w kontekście tego, jakie brzmienie zapewniał Pioneer N-70A w połączeniu analogowym. Dużo lepsze brzmienie.

Wbudowany DAC Novy wyraźnie spłaszcza dźwięk, redukuje też rozdzielczość. Spada poczucie przestrzenności, nasycenia barw, zmniejsza się detaliczność. Miałem wrażenie, że Toslink brzmi lepiej: nieco łagodniej, bardziej gładko i muzykalnie, jednak połączenie USB oferowało trochę lepszą dynamikę i precyzję basu. W gruncie rzeczy, i jedno, i drugie połączenie było słabe w porównaniu z analogiem. Niedrogi Denon bardzo się zresztą przydał do ustalenia klasy wbudowanego przetwornika c/a. W drugim podejściu podłączyłem go do wejść analogowych Novy, zamiast wspomnianego Pioneera. Okazało się, że jakość dźwięku utrzymała się na zbliżonym, choć nieco niższym poziomie niż w przypadku połączenia optycznego. Tym razem różnice dotyczyły klarowności dźwięku, rozdzielczości w sopranach i precyzji basu. Denon okazał się więc trochę słabszym przetwornikiem niż ten we wzmacniaczu, jednak różnica nie była duża. Jak widać, przetwornik w Novie spełnia swoje zadanie na poziomie nieco wyższym niż podstawowy, nie jest jednak w stanie zapewnić brzmienia, do jakiego jest zdolny sam wzmacniacz.

 


Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją